Wywiad

Szymon Mika: niełatwe do zdefiniowania, za to proste do wyczucia

Obrazek tytułowy

fot. materiały promocyjne

Gitara w jazzie jest instrumentem wymagającym, i nie chodzi tu o technikę, pracę nad brzmieniem etc., bo to dotyczy każdego. Kto nie słyszał choć raz: „gitara tak, ale w jazzie… nie przepadam”. Jednak, kiedy się zastanowimy, to szybko do głowy wpada przynajmniej kilka nazwisk gitarzystów jazzowych, których wszyscy znają i kochają lub przynajmniej lubią. Wśród polskich muzyków także jest kilku gitarzystów, których poczynania zdecydowanie warto śledzić. Jednym z nich, zaliczającym się do młodego pokolenia, jest Szymon Mika. Jest między innymi laureatem pierwszej edycji Międzynarodowego Jazzowego Konkursu Gitarowego im. Jarka Śmietany. Ma na swoim koncie dwie świetnie przyjęte płyty – nagrany z przyjacielem Mateuszem Pałką krążek Popyt oraz nagrane w triu pod własnym nazwiskiem Unseen. Studiował w Krakowie, obecnie kończy naukę w Bazylei i wydaje kolejną płytę. Premiera 18 czerwca.

Mery Zimny: Czego można się spodziewać po kolejnym, wydanym w Hevhetii, krążku Szymon Mika Trio & Guests – Togetherness?

Szymon Mika: Ta płyta jest dosyć mocno zróżnicowana. Z jednej strony to kontynuacja i eksplorowanie brzmienia mojego tria, niemal połowa płyty nagrana jest właśnie w takim zestawieniu. Z drugiej jednak strony jest czymś nowym, w dosyć subtelny sposób wybiegającym poza jazzowe ramy, co mnie osobiście cieszy. Wszystkie kompozycje są mojego autorstwa, a wspaniałe teksty do czterech piosenek napisała Basia Derlak. Szczególnie, przy okazji tej płyty, mam poczucie poszerzania swoich muzycznych horyzontów i ciągłego odkrywania nowych treści, które chciałbym przekazać. Moim celem jest wyrażanie siebie w jak największym stopniu, co wbrew pozorom nie jest takie oczywiste i łatwe.

Tytuł Togetherness oznacza coś więcej?

Poczucie wspólnoty, bycia razem występuje w wielu elementach naszego życia. Każdy interpretuje je prawdopodobnie w nieco inny sposób. Mnie zawsze bardzo intryguje to „bycie razem” w muzyce. Niełatwe do zdefiniowania, za to proste do wyczucia. Cieszę się bardzo, że muzycy na tej płycie doskonale ten aspekt wspólnego grania rozumieją i pielęgnują. Ja sam, na każdym koncercie, próbie i sesji nagraniowej, oprócz rozwijania własnych skrzydeł, uczę się, jak działać dla dobra „drużyny”.

Trzonem zespołu obok ciebie są Max Mucha i Ziv Ravitz. To chyba ważne dla ciebie postaci...

To bardzo ważni dla mnie muzycy, jedni z moich ulubionych, także z pozycji słuchacza. Chcę kontynuować to trio, bo czuję, że możemy zrobić dużo dobrej muzyki. Niejednokrotnie pisząc nowe utwory, mam w głowie brzmienie tej grupy, sposób grania Ziva i Maxa. Ostatnimi czasy nie gramy ze sobą zbyt często, ale czuję, że znaleźliśmy własne brzmienie, które możemy eksplorować przy okazji każdego spotkania na scenie lub w studiu.

Kto oprócz nich pojawi się na krążku?

Basia Derlak zaśpiewała w czterech piosenkach, Joachim Mencel zagrał na lirze korbowej, a Mateusz Pałka na fortepianie. Wspaniali muzycy i ludzie, wiedziałem, że wniosą do tej muzyki część siebie. To właśnie wyróżnia ich jako muzyków – z każdą nutą niosą jakiś przekaz, opowiadają historię. Czasami w jazzie, być może zs sprawą skupienia uwagi na rozwoju rzemiosła, zapominamy o tym najważniejszym aspekcie sztuki, którą uprawiamy.

_MG_0377-new.jpg fot. materiały promocyjne

Jak czujesz się w roli kompozytora?

Nie jest to łatwe zadanie. Nawet wspaniały Guillermo Klein, u którego miałem okazję sporo się uczyć, opowiadał mi, że zdarzyło mu się pisać jeden utwór kilka lat. To praca, którą po prostu trzeba wykonywać. Czasem rezultaty pojawiają się szybko, kompozycja powstaje jednego dnia. Myślę tutaj o utworach jazzowych, piosenkowych, dzieła na orkiestrę raczej tak szybko się nie tworzy. Najczęściej jednak jest to proces czasochłonny. Przez ostatni rok miałem znacznie mniej czasu na pisanie i rozwijanie się pod tym kątem. Mam nadzieję, że niebawem sytuacja się zmieni, to dla mnie bardzo istotny element rutyny.

Kształciłeś się na polskiej uczelni, a od pewnego momentu podjąłeś studia w Szwajcarii. Skąd wybór uczelni?

W szwajcarskiej Bazylei kilka lat temu powstała jedna z najlepszych szkół jazzowych na świecie. Chciałem poczuć, jak to jest uczyć się muzyki od wielkich gwiazd, przebywać z nimi i chłonąć ich doświadczenie. W ubiegłym roku został stworzony program Focusyear, który na podstawie kilkuetapowych przesłuchań i egzaminów ściągnął na rok do Bazylei ośmiu wspaniałych muzyków z całego świata. Zostałem przyjęty także ja. Graliśmy z Davem Hollandem, Avishaiem Cohenem, Joshuą Redmanem i całą plejadą wybitnych muzyków. Nagraliśmy także płytę z naszymi utworami, gdzie udało mi się przemycić dwie kompozycje, w tym jedną piosenkę z moim polskim tekstem (wokalistka Focusyear, Yumi Ito, mówi i śpiewa po polsku).

Jakie dostrzegasz różnice między polskim a szwajcarskim systemem edukacji?

Różnic jest bardzo wiele, na przykład całe zaplecze i infrastruktura – bardzo duża liczba sal do ćwiczeń w pełni wyposażonych, dostępnych 24 godziny na dobę. Pamiętam, że kiedy studiowałem w Polsce, wywalczenie sali do ćwiczenia było nie lada wyzwaniem. Szwajcaria przeznacza niewyobrażalne sumy na sztukę i edukację, także ze źródeł prywatnych. Wyposażenie szkoły i nazwiska nauczycieli, których się zatrudnia, robią duże wrażenie. Jestem jednak bardzo dumny, że my, muzycy kształceni w Polsce, pomimo często znacznie uboższego zaplecza, radzimy sobie całkiem dobrze i się rozwijamy. Studia zagraniczne utwierdziły mnie w przekonaniu, że muzyka jazzowa w Polsce ma się dobrze.

Środowisko muzyczne, w którym się obracasz, jest bardziej wspierające czy rywalizujące? W końcu rynek muzyczny to biznes, w którym trzeba umieć wywalczyć dla siebie miejsce.

Ta walka o siebie ma też swoje plusy. Zauważyłem, że w bardzo bogatych krajach artyści polegają w dużej mierze na stypendiach, dotacjach, co czasami powoduje stagnację albo brak pomysłu na działanie w „normalnych” warunkach. Oczywiście tego typu wsparcie może również motywować i pomaga pozostać skupionym na muzyce. Co do środowiska muzycznego – ludzie są wszędzie podobni, choć odnoszę wrażenie, że nam brakuje nieco wzajemnego wsparcia, mówienia o sobie zagranicą w superlatywach. To bardzo pomogłoby w wyjściu poza lokalny rynek. Zawsze kiedy spotykam się z jakąś jazzową osobistością, wspominam, że jestem z Polski i że mamy świetnych muzyków. Warto o tym mówić, bo mamy zaledwie kilku artystów występujących na międzynarodowych festiwalach, a zespołów grających na świetnym poziomie jest sporo.

Jakie są twoje ambicje, cele na bliższą i dalszą przyszłość?

Wypuszczam w świat swój nowy album, to jest plan na najbliższy czas. Cieszy mnie to, ponieważ jest to zdecydowanie najciekawsza płyta, jaką do tej pory nagrałem. W dodatku brzmi niesamowicie, ponieważ miks wykonał jeden z najlepszych inżynierów dźwięku w Europie – Daniel Dettwiler. W czerwcu także kończę szwajcarski etap mojej przygody i wracam do Polski. Ostatni rok w Focusyear był szalony, więc planuję zrobić sobie wakacje.

autorka: Mery Zimny

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 06/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO