fot. mat. prasowe
Kamil Abt – gitarzysta, aranżer i kompozytor. Wychował się w Australii, obecnie mieszka i działa w Polsce. Absolwent akademii muzycznej Elder Conservatorium of Music w Adelaide. Na jego dwudziestoletni staż składają się muzyczne podróże po różnych zakątkach świata. W Australii założył i prowadził jazzowezespoły, a podczas pobytu w Japonii miał m.in. okazję koncertować i poznawać tamtejsze realia środowiska jazzowego. W 2013 roku zadebiutował fonograficznie albumem Smokin’ It Up. Niedawno ukazała się jego szósta płyta zatytułowana Wariatka, zainspirowana twórczością poetycką matki gitarzysty Teresy Podemskiej-Abt. Obok lidera w nagraniach wzięli udział: na gitarze basowej Andrzej Michalak, na saksofonach Piotr Szwec, na perkusji Przemek Michalak, a piosenki zaśpiewała Katarzyna Mirowska.
Aya Al Azab: Teksty piosenek z płyty są autorstwa poetki, a prywatnie twojej mamy Teresy Podemskiej-Abt. To ona poprosiła cię o skomponowanie muzyki do wierszy. Jak wyglądał proces twórczy? Dobierałeś elementy muzyczne do dynamiki rytmu wiersza, a może bawiłeś się kontrastem i zestawiałeś odmienne elementy retoryczne?
Kamil Abt: W ogóle nie brałem pod uwagę tekstów, kiedy pracowałem z utworami. Z dwóch powodów. Po pierwsze, dla mnie muzyka jest formą totalnie abstrakcyjną, przynajmniej w założeniu. To znaczy, że w istocie muzyka nie niesieze sobą konkretnego ładunku emocjonalnego. Jednocześnie jest związana z tradycją i kulturą, więc niektóre melodie, harmonie czy pochody kojarzą się ze smutkiem, radością, miłością, niepewnością, grozą itd. Podejrzewam, że takie skojarzenia wzięły się z relacji między muzyką a tekstem i z muzyki użytkowej. Chociaż jestem świadomy tego, że pewne formy muzyczne mogą skłonić słuchacza do odczucia konkretnych emocji, wolę unikać takich oczywistych schematów, np. grania akordu durowego z septymą wielką, gdy w tekście jest mowa o miłości. Byłoby to mało oryginalne.
Po drugie, jestem fanem aleatoryzmu w komponowaniu, bo wtedy wychodzą rzeczy niespodziewane i oderwane od schematów. Postanowiłem nie zwracać uwagi na teksty,kiedyaranżowałem piosenki do Wariatki, bo chciałem, żeby muzyka prowadziła słuchacza w nietypowe sfery interpretacyjne. Poza tym zależało mi na tym, żeby aranżacje tych piosenek różniły się między sobą pod względem ogólnego stylu, żeby były ciekawe rytmicznie i harmonicznie i żeby pozwalały na swobodę w improwizacji.
Z twoich wypowiedzi i informacji prasowych wynika, że utwory z Wariatki są przez ciebie na nowo zaaranżowane. Czyli istniały wcześniej prototypy kompozycji, na których pracowałeś?
Wszystkie utwory na płycie, poza jednym, zostały skomponowane wcześniej przez kilku kompozytorów, którzy są lub byli związani twórczo z moją mamą. Pierwotnie miały one różne formy. Większość z nich urozmaiciłem do dużego stopnia, chociaż nie naruszyłem ich esencji, to znaczy melodii, rodzaju harmonii ani podstawowego pochodu harmonicznego. Przede wszystkim bawiłem się rytmem – inspiracją była dla mnie muzyka południowoamerykańska oraz salsa (w formie pierwotnej, tej jazzowej). Gdzieniegdzie dodałem kilka nut do akordów, zmieniłem kolejność poszczególnych części utworów albo dodałem jakąś cześć, wstęp czy zakończenie. Kierowałem się też słowami Johna McLaughlina, według którego jazz powinien podnosić poprzeczkę muzyczną i dążyć do coraz większych wyzwań.
Płyta opowiada o aspektach życia na emigracji, doświadczeniu, które przecież dzielicie z mamą. Czy w trakcie wspólnej pracy, ale także pracy nad wierszami twojej mamy, mogłeś skonfrontować się z jej osobistym rozumieniem i przeżywaniem życia na emigracji? Czym ono się różni od twojego?
Myślę, że nasze przeżycia na emigracji były bardzo różne, ponieważ ja się w Australii wychowałem od szóstego roku życia. Chodziłem tam do szkoły i na studia, dla mnie ta rzeczywistość, ten ustrój polityczny, kultura itd. tworzyły punkt odniesienia. Natomiast to, co dla mnie było normalne, dla mojej mamy było obce, bo oczywiście dla niej punkt odniesienia stanowiła Europa i Polska. Musiała nostryfikować dyplomy albo studiować od nowa, bo nie wszystkie jej dokumenty były uznawane. Na dodatek ja nauczyłem się angielskiego na tyle wcześnie, że nie mam obcego akcentu; brzmię jak Australijczyk, więc nie odczuwałem dyskryminacji, z którą spotykają się ci, którzy mówią po angielsku z akcentem. Moja mama była postrzegana jako obca, w przeciwieństwie do mnie. Musiała walczyć przeciwko dyskryminacji systemowej; mnie ten system wspierał.
W niektórych piosenkach uderzyło mnie to, jak bardzo emigracja może reprezentować nadzieję na lepszą przyszłość i ucieczkę od ograniczeń społecznych i kulturowych w kraju, z którego się wyjeżdża. Niestety na emigracji może być tak, że zamienia się jedne ograniczenia na drugie, przez nieznajomość języka czy obyczajów albo przez dyskryminację.
Wokalistka konsultowała się z autorką tekstów czy z kompozytorami?
Było sporo konsultacji między autorką tekstów a wokalistką, natomiast współpraca pomiędzy wokalistką i kompozytorami odbyła się raczejza pośrednictwem samych kompozycji, aniżeli przez kontakt bezpośredni. Było sporo współpracy wokalistki ze mną i resztą grupy. Utwory przedstawiłem zespołowi w formie szkiców, ale kolory, kształty i szczegóły dodał zespół. Na dodatek niektóre zabiegi aranżacyjne pierwotnie wymyślone przeze mnie „na papierze” zostały uszlachetnione w warstwie melodycznej pomysłami wokalistki. Dopiero gdy Katarzyna zaśpiewała i zinterpretowała linie melodyczne, mogłem stwierdzić, czy dana aranżacja „pracuje”.
Na płycie jest też jeden instrumentalny utwór Czekam. Powstał on – mimo braku tekstu – w ramach inspiracji wierszami czy jest całkowicie odosobnionym od reszty odautorskim komentarzem? Pytam o to, bo mimo braku słów jest on brzmieniowo i narracyjnie kontynuacją opowieści.
Geneza utworu Czekam to e-mail, który kiedyś dostałem od mojej mamy. Napisała go w formie zabawnego wiersza, w miły, śmieszny i uprzejmy sposób chciała mi przypomnieć, że nie odpisałem na jej wiadomość. Odpowiedziałem jej utworem, który skomponowałem do treści tego właśnie wierszu. Więc jak najbardziej masz rację – nie znalazł się on na tej płycie przypadkowo. Z kilku powodów postanowiłem go przedstawić instrumentalnie.
Po pierwsze, już wcześniej nagrałem ten utwór z wokalem – można go znaleźć gdzieś w internecie – więc na początku nie byłem przekonany do kolejnego nagrania. Dopiero po rozpoczęciu pracy nad projektem stwierdziłem, że utwór ten należy jednak do projektu, ale ze względu na terminy i natłok pracy postanowiłem nie dodawać Katarzynie Mirowskiej więcej pracy – chociaż na pewno poradziłaby sobie z tym utworem – i wykonać utwór instrumentalnie, aby zwrócić uwagę na to, że w czekaniu nasze myśli często zostają prywatne, nikt poza nami ich nie słyszy. Chciałem także nadać płycie więcej kontrastów i różnorodności, nagrywając utwór instrumentalny w kontekście płyty z piosenkami.
Bywa, że twoje kompozycje powstają w wyniku zewnętrznej inicjatywy, potrzebujesz impulsu od drugiej osoby, by tworzyć? A może przemawia dociebie idea użyteczności, a tym samym użytkowości muzyki?
Jest różnie. Bezpośrednio nie potrzebuję impulsu drugiej osoby, ale ludzie mnie inspirują i tworzę w odniesieniu do nich – do tego, co powiedzieli, ich uśmiechu, charakteru lub vibe’u. Jeżeli chodzi o użytkowość, to raczej nie moja bajka. Wolę, kiedy muzyka jest na pierwszym planie. Poza tym nie mam wprawy pisania ani grania na zamówienie, w jakimś określonym stylu czy klimacie, ponieważ świadomie skupiłem się na robieniu tego po swojemu – cenię indywidualność w sztuce. Kiedy komponuję dla siebie, mogę sam ustalić, jakiego rodzaju ograniczenia lub poprzeczki sobie postawię.