foto: Gabi Porter
W poszukiwaniu autentycznej muzyki
Z Donem Wasem, szefem Blue Note Records rozmawia Maurycy Monero
Którzy z wykonawców bądź które z płyt Blue Note Records były dla pana najważniejsze, jeszcze zanim stanął pan na czele tej wytwórni?
Zawsze byłem wielkim fanem albumów z połowy lat sześćdziesiątych. Może dlatego, że to był mój punkt wyjścia. W 1966 roku miałem 14 lat, kiedy kupiłem swoją pierwszą płytę Blue Note - Mode For Joe autorstwa Joe Hendersona. Niedługo potem natrafiłem na Maiden Voyage Herbiego Hancocka, Speak No Evil Wayne’a Shortera, Free For All Arta Blakeya, Ornette Coleman Trio At The Golden Circle, Cornbread Lee Morgana, Out to Lunch Erica Dolphy'ego, Unity Larry’ego Younga… złapałem bakcyla na całe życie! Ta muzyka wciąż do mnie przemawia.
Czy zmieniło się pana spojrzenie na dorobek wytwórni po objęciu stanowiska jej szefa?
Krótko po podjęciu pracy zaskoczyło mnie, na jak wielką skalę działał tu podczas swojej ery Bruce Lundvall (kierował firmą przed Donem Wasem, przez prawie 30 lat – przyp. red.). Jason Moran, John Scofield, Cassandra Wilson, Joe Lovano, Medeski Martin & Wood, Greg Osby, Stefon Harris, Bill Charlap… - to potężna skarbnica wspaniałej muzyki z lat osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych i początku XXI wieku.
Czy pogodzenie ogromnego, historycznego dorobku z wartościowymi nowościami, wartymi włączenia do waszego katalogu, jest jednym z głównych wyzwań, z którymi się obecnie mierzycie?
Naprawdę nie podchodzę do tego w ten sposób – postrzegam to raczej jako kontynuację estetyki Blue Note. Jeśli istnieje jakaś nadrzędna charakterystyka opisująca 80-letnią działalność Blue Note Records, to taka, że w każdej epoce na pokładzie mieliśmy muzyków, którzy przyswoili fundamentalne cechy tej muzyki, która poprzedzała ich twórczość, a następnie wykorzystali tę wiedzę, aby poszerzyć muzyczne horyzonty i stworzyć coś nowego. Od Theloniousa Monka po Roberta Glaspera - o to nam właśnie chodzi.
foto:Mathieu Bitton
W jakich muzycznych rejonach poszukujecie obecnie nowych impulsów do rozwoju?
Tak naprawdę nie szukamy trendów ani impulsów, szukamy artystów, którzy mają jakąś interesującą historię do opowiedzenia i dar, by wejrzeć głęboko w siebie i być w stanie przekazać tę historię słuchaczom w nietuzinkowy sposób.
A co pan sądzi o zmieszczeniu pod szyldem Blue Note Records także wykonawców rockowych i innych gatunków, również tych powszechnie uważanych za odległe od jazzu?
Nasi założyciele w napisanym w 1939 roku manifeście określili cel, jakim było poszukiwanie autentycznej muzyki oraz zapewnienie bezkompromisowej wolności artystycznej naszym artystom. Nie oglądali się na takie czy inne brzmienie gitary, tonacje, skale czy poszczególne rytmy… Według mnie Wayne Shorter i Van Morrison podchodzą do sprawy z równie głębokim sercem i zaangażowaniem, robiąc swoje. Obaj mają swoje miejsce w dziedzictwie Blue Note.
Czy jest szansa, że w katalogu Blue Note znów pojawi się polski wykonawca?
Pewnie, że chcielibyśmy podpisać kontrakt z polskim artystą! Kogo możecie zarekomendować?
Współpraca: Piotr Gruchała