Płyty Recenzja Top Note

Bastarda – Nizozot

Obrazek tytułowy

(Audio Cave, 2023)

Przez ostatnie trzy lata zespół Bastarda (Paweł Szamburski – klarnet, Tomasz Pokrzywiński – wiolonczela, Michał Górczyński – klarnet kontrabasowy) zdawał się robić wszystko, by odejść od repertuaru żydowskiego (Ningunin, 2020). Interpretował portugalskie fado (Fado, 2021), polskie melodie folklorystyczne (Kołowrót, 2021), poezję średniowieczną (Minne, 2022) oraz pieśni Kresów Wschodnich (Tamoj, 2022). Na wszystkich tych płytach członkom tria towarzyszyli goście, co przekładało się na realizację wybitnych albumów. Chasydzkie pieśni najwidoczniej jednak nie dawały muzykom spokoju i kiedy zdecydowali się ponownie po nie sięgnąć, nagrali tyle materiału, że potrzebne były aż trzy płyty, by go zmieścić. Do studia weszli zaś tym razem w oryginalnym, trzyosobowym, składzie.

Nizozot jest projektem obsesyjnie wręcz powiązanym z cyfrą „3”. Album nagrano w trzy dni, a premierę miał trzeciego dnia trzeciego miesiąca trzeciego roku trzeciej dekady trzeciego milenium. Wytwórnia nadała mu, rzecz jasna, numer katalogowy 003. Najważniejsze są jednak trzy chasydzkie klany, których twórczość interpretowana jest na kolejnych krążkach – Modrzyc, Szapiro oraz Koźnic. Zespół sięga po specyficzne utwory – niguny, czyli pozbawione słów pieśni (modlitwy), których rozwój datuje się na XVIII i XIX wiek. Pochodzą one z tradycji, która zakazuje Żydom używania mowy podczas szabasu. Płyta Bastardy sprzed trzech lat również sięgała po ten repertuar, wówczas były to tylko utwory z pierwszej wymienionej dynastii. Najnowszy album rozwija tę konwencję, budując narrację wokół filozoficznego terminu zawartego w tytule.

„Nizozot” oznacza proces tworzenia Boskiego, podzielony na trzy etapy. W pierwszym do szklanego naczynia zbierane są iskierki miłości, w drugim naczynie pęka, aby w trzecim iskierki rozproszyły się po całym świecie. Według tej teorii w każdym stworzonym bycie można odnaleźć owe iskierki, które wszystko łączą. Niewątpliwie siłą opisywanego albumu jest budowany przez zespół nastrój. Bastarda przygotowała muzykę tak, by każdy klan odpowiadał klimatem jednemu ze wskazanych etapów.

Rozpoczyna Modrzyc – w niespiesznej grze stopniowo przebija energia, a melodie nabierają życia. Muzyka, choć wciąż subtelna, nie jest pozbawionadynamiki, zachęcając fragmentami nawet do tańca (Mame czy Achar). W drugiej części – Szapiro, odnajdujemy więcej dramaturgii. Kruchość szklanego naczynia i akt jego destrukcji wprowadzają do melodii więcej mroku. Szamburski w wywiadzie dla Polskiego Radia określił to mianem „muzyki batalistycznej”, kreśląc wizję kolektywnych śpiewów obrońców oblężonej twierdzy, co dobrze słychać w temacie Leartsenu. Ostatni etap – Koźnic, jestprzestrzenią wytchnienia. W grze zespołudominuje melancholia, tempo zdecydowanie zwalnia, a dźwięki kierują się w stronę mistycznego ambientu. Kolejne kompozycje mają w sobieciepło podnoszące na duchu, pięknie uosobione w delikatnych dzwonkach utworu Khasal.

Zakaz używania słów nie miał odbierać Żydom radości z przeżywania szabasu. Chasydzkie niguny były więc przepełnione szczęściem. Członkowie Bastardy zadali sobie jednak pytanie, czy w dzisiejszych czasach pieśni te brzmiałyby podobnie? We wspomnianej rozmowie lider stwierdził, że musieli zupełnie inaczej podejść do ich charakteru, jak przyznał: „Dzieje się tak po koszmarze XX wieku, II wojnie światowej, która przyniosła Holocaust”, dodając, że „Chasydzi z pewnością dziś inaczej śpiewają niguny”, skoro „apokalipsa” nie przyniosła zapowiadanego im szczęścia. Taka jest też muzyka na albumie Nizozot – niezwykle emocjonalna, wybuchowa i nieprzewidywalna, uosabiająca pełne spektrum życiowych doznań. Smutek zastępuje radość, energię wypiera melancholia, a dojmujący pesymizm rozjaśnia delikatny optymistyczny promyk. Ostatecznie jest to bowiem album niosącyotuchę i nadzieję. Nie bez powodu muzycy zadedykowali go zmarłemu przyjacielowi Mironowi Zajfertowi.

Oczywiście opisywana produkcja jest w pełni autorska. Choć jej podbudowa merytoryczna, jak zawsze w przypadku tego zespołu, imponuje dogłębną analizą, to same utwory pozostają twórczością oryginalną. Język Bastardy jest absolutnie niepowtarzalny,co potwierdzają każdym kolejnym albumem. Rozmiary tej produkcji, jej tematyka oraz maestria wykonania mogłyby doskonale podsumowywać fantastyczną karierę zespołu. Pokłady kreatywności tria zdają się być jednak nieskończone i jestem pewien, że jeszcze wiele ich dzieł przed nami.

Jakub Krukowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO