Recenzja

RGG – Memento

Obrazek tytułowy

Polish Jazz, vol. 81, Polskie Nagrania / Warner Music Polska, 2019

Zespół od lat imponuje konsekwencją w brzmieniu, którego nie sposób pomylić z żadnym innym. Obojętnie co pojawia się w ich repertuarze – własna kompozycja, jazzowy standard czy popularna piosenka, zawsze będzie to autorska interpretacja, właściwa wyłącznie tej trójce.

Właściwą formułą grupy RGG od początku było, i pewnie na zawsze pozostanie, trio. Mimo to na przestrzeni ostatnich lat zespół wielokrotnie modyfikował swój skład. Z jednej strony panowie Łukasz Ojdana (fortepian), Maciej Garbowski (kontrabas) oraz Krzysztof Gradziuk (perkusja) rozszerzali instrumentarium, zapraszając doborowych gości (Trevora Wattsa, Evana Parkera, Samuela Blasera czy Verneriego Pohjolę), z drugiej zaś sami udzielali się na albumach innych liderów (Anny Gadt oraz Piotra Schmidta). Obserwowaliśmy dzięki temu pracę kolektywu w zestawieniach cztero- i pięcioosobowych, a także w triach o różnych składach. W końcu jednak zespół dał okazję ponownie się usłyszeć na płycie w swojej podstawowej formule.

Słowo „memento” w języku angielskim oznacza pamiątkę i dokładnie na takie znaczenie tytułu wskazują autorzy. Zawarty tu materiał jest wspomnieniem ich artystycznej drogi z okresu ostatnich trzech lat. Tyle czasu upłynęło od wydania Aury – poprzedniej płyty nagranej przez zespół w podstawowym trzyosobowym składzie. Odnajdujemy tu ślad współpracy z Anną Gadt (kompozycja We śnie Ojdany otwiera również jej album Mysterium Lunae), koncertów z Trevorem Wattsem i Evanem Parkerem (utwór Garbowskiego Furiant jest utrzymany we freejazzowej konwencji) czy projektu Contemporary Sonus (Versus Garbowskiego pierwotnie znalazł się na płycie City Of Gardens). Warto też zwrócić uwagę na kompozycję Chronology napisaną przez Ornette’a Colemana, jednego z artystów, których twórczość nieustannie inspiruje zespół. W tym zestawieniu szczególnie istotną pamiątką jest utwór Hombre con Sombrero poświęcony pamięci Tomasza Stańki. Dwuletnia współpraca muzyków z wielkim trębaczem nie została uwieczniona na nagraniach, stąd ta pozycja ma szczególnie symboliczny charakter.

Pomimo tak zróżnicowanych inspiracji Memento jest albumem bardzo spójnym. Zespół od lat imponuje konsekwencją w brzmieniu, którego nie sposób pomylić z żadnym innym. Obojętnie co pojawia się w ich repertuarze – własna kompozycja, jazzowy standard, czy popularna piosenka, zawsze będzie to autorska interpretacja, właściwa wyłącznie tej trójce. „My mamy coś takiego, że słysząc utwór w oryginale, (…) słyszymy, jak będzie brzmiał w triu” – przyznał Krzysztof Gradziuk w rozmowie w RadioJAZZ.FM. Perkusista nazwał to „konwersją na język RGG” i trudno o trafniejsze określenie. Nie da się przy tym uciec od wrażenia, że Memento powraca do estetyki Aury, zdecydowanie spokojniejszej od tego, co trio prezentowało w okresie pomiędzy tymi dwoma wydawnictwami.

Utwory mają oszczędniejszą formę, co przekłada się na krótszy czas ich trwania – zupełnie jakby muzycy szukali oddechu od energicznych przygód z zapraszanymi gośćmi. Nawet freejazzowy cytat zaczerpnięty z twórczości Colemana brzmi w ich wykonaniu delikatnie i lekko. Esencją ducha tej płyty jest natomiast to, co następuje zaraz po tym fragmencie. W mojej opinii Elleve i Monachium to najmocniejsze punkty albumu, choć i tak trzeba je traktować jako elementy składowe fantastycznej całości.

W książeczce wewnątrz albumu Aura umieszczono tekst, w którym zespół nazywał ten wydany przez legendarną wytwórnię Okeh krążek „kolejnym krokiem”. Mijają lata i choć RGG zdaje się osiągać szczyty artystycznej maestrii, jego członkowie nie mają zamiaru stać w miejscu. W ich bieżących wypowiedziach wciąż słyszymy o potrzebie podążania naprzód, czego wyrazem jest opatrzenie albumu innym zasłużonym szyldem. Nie ma wątpliwości, że znalezienie się w panteonie sław katalogu Polish Jazz było naturalną konsekwencją ich brawurowej kariery. Dla tak kreatywnego kolektywu to jednak tylko przystanek na drodze twórczej. Niezależnie od symbolu, jaki ozdobi ich następne produkcje, nie ma wątpliwości, że będą one wciąż równie bezkompromisowe i autorskie.


Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 05/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO