Recenzja opublikowana w JazzPRESS - październik 2014
Autor: Urszula Orczyk
Snarky Puppy – czyli rozdrażniony, tudzież kąśliwy szczeniaczek. A właściwie wieloosobowy ansambl pod wodzą basisty, kompozytora i producenta Michaela League. Wieloosobowy, gdyż mimo że oficjalnie skład zespołu liczy trzynaście osób, w nagraniu albumu We Like It Here wzięło udział w sumie dwudziestu muzyków.
To powołane na świat w 2004 roku, w amerykańskim Denton (Texas), „zwierzątko” wypuściło w tym roku swój kolejny album. Album nagrany na żywo, bez dogrywek, z udziałem publiczności, podczas czterodniowej sesji w studiu, w holenderskim Utrechcie. Zawiera on osiem utworów instrumentalnych, prezentujących muzykę fusion w najlepszym wydaniu. Fusion swoje lata popularności ma już dawno za sobą, ale za sprawą takich zespołów jak Snarky Puppy ma szansę powrotu na szersze mainstreamowe wody.
To jeden z najlepszych albumów tego zespołu. Album prawie perfekcyjny. Wiąże gatunkowe ingrediencje jazzu i funku, w optymalnych proporcjach balansując między kompozycją i improwizacją; wystąpieniami solowymi, grup instrumentów i graniem zespołowym.
Choć jest to muzyka w swej naturze złożona, gęsta w swych muzycznych strukturach, jest też zarazem przystępna. Wręcz zaraźliwa, nie dająca szansy na znudzenie przez to, iż wiele się w niej dzieje, a co ważniejsze – dzieje się z sensem. Ciekawie zbudowana jest dynamika utworów. W oryginalny sposób przenikają się warstwy rytmów i melodii. Zwracają uwagę pomysłowe i świeże rozwiązania aranżacyjne oraz bogate harmonie.
Prawie cały zestaw zawartych na tej płycie kompozycji to niesamowita dawka żywiołowości i prawWe Like It Here album Family Dinner zbudowany był wokół zaproszonych wokalistów nota benenagranie z Lalah Hathaway Something zdobyło Grammy za najlepsze wykonanie w kategorii R&B). Snarky Puppy eksplorują muzyczne terytoria, próbując nowych rzeczy, w kreatywny sposób poszerzając przestrzeń swojego muzycznego języka i ekspresji.
Artykuł pochodzi z JazzPRESS - październik 2014, pobierz bezpłatny miesięcznik >>