Płyty Recenzja

Wojciech Staroniewicz – North Park

Obrazek tytułowy

Allegro Records, 2019

Choć album "North Park" Wojciecha Staroniewicza towarzyszy mi już od dłuższego czasu, nie potrafię jednoznacznie określić „świata”, do którego należy. Najbliżej mu chyba do czasów Komedy, szczególnie kiedy słucham tytułowego utworu. Może to przypadek, ale będąc świeżo po lekturze Komeda. "Osobiste życie jazzu" autorstwa Magdaleny Grzebałkowskiej, odnajduję w North Park elementy klimatu tamtej muzyki i tamtych czasów.

Płyta jest spotkaniem ze znakomitymi i doświadczonymi muzykami, lekkość gry i nienaganna technika zwracają uwagę od pierwszych dźwięków. Materiał zarejestrowano w składzie: Wojciech Staroniewicz – saksofon sopranowy i tenorowy, Erik Johannessen – puzon, Dominik Bukowski – wibrafon, Paweł Urowski – kontrabas i Przemysław Jarosz – perkusja. Lider Wojciech Staroniewicz to doświadczony saksofonista, dysponujący ładną barwą, jest również znakomitym kompozytorem i technikiem. Jego dopracowane aranżacje, mimo oszczędnej gry Dominika Bukowskiego na wibrafonie, nie rażą brakiem harmonii, wręcz przeciwnie – subtelność tego instrumentalisty znakomicie uzupełnia brzmienie zespołu.

Genialnym muzykiem „tła” jest grający na puzonie Erik Johannessen. Czasem jakby go nie było, lecz kiedy się pojawia, potrafi wyczarować klimat nadający płycie wyjątkowy charakter. Wart uwagi jest również nietuzinkowy perkusista Przemysław Jarosz. Pięknie połączył on nienaganną technikę z wyczuciem klimatu, dając świadectwo dużej kultury muzycznej, co wcale nie jest takie częste wśród dzisiejszych techników „cyrkowców”. Chwaląc płytę, nie można pominąć Monochrom Studio i Ignacego Gruszeckiego odpowiedzialnego za realizację dźwięku. "North Park" brzmi bardzo dobrze zarówno jeśli chodzi o proporcje czy dynamikę, jak i o brzmienie instrumentów.

Jak każda płyta, tak i ta ma fragmenty, których słucha się chętniej. W tym przypadku mój wybór zależy raczej od aktualnego nastroju niż uznania materiału za lepszy lub gorszy. Lubię "North Park" ze względu na klimat, "Floating", ponieważ oprócz klimatu można podziwiać wybrane partie saksofonu i drugoplanową grę Johannessena na puzonie. Zabawne polifoniczne ostinata w początkowych fragmentach "Basic Needs" przypominają klimat dawnego serialu "Wojna domowa", a w "Don’t Kiss My Jacket" urzeka nastrojowy temat, przypominający literacką narrację. Nie do końca zrozumiałym zabiegiem marketingowym wydaje się być jedynie umieszczenie na końcu albumu utworu "Dogs On Tour". Choć to rasowa, jazzowa kompozycja z ciekawą improwizacją na perkusji, umieszczenie jej w „podsumowaniu” krążka może osłabić urodę wcześniejszych kompozycji. Człowiek, jak wiemy, ma skłonność do lepszego zapamiętywania tego, co jest na ppoczątku i na końcu. Miejmy jednak nadzieję, że jazz obroni się mimo to i płyta zostanie doceniona przez fanów gatunku.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO