Płyty Recenzja

S3RI4L NVMB3RS: Od wyciszenia do industrialnego terroru

Obrazek tytułowy

Prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalny producent dzisiejszej sceny alternatywnej w Polsce, czyli mieszkający w Toruniu Szymon Szwarc, postanowił zainicjować cykl wydawniczy pod zbiorczą nazwą S3RI4L NVMB3RS. Na razie składają się na niego trzy płyty z eksperymentalną muzyką improwizowaną. Wydawcą jest niszowy label Adama Kempy, Jvdasz Iskariota, który ma w swoim katalogu m.in. debiut zespołu Pleń czy EP-ki Parampampam Trio prowadzonego przez gitarzystę Pawła Nałysnika.

Szwarc, będący także gitarzystą (Rozwód, Rozmłyn) i wokalistą (Jesień, Święto Zmarłych), sam dobierał składy, które tworzyły zawartość kolejnych krążków oraz nagrał i wyprodukował każdy z nich. W notkach umieszczonych wewnątrz płyt czytamy, że wspomógł go Damian Kowalski (również Rozwód). Na nagraniach słyszymy więc nietuzinkową plejadę muzyków – pojawia się sam kurator serii, a oprócz niego m.in. znany perkusista Jacek Buhl czy cała Toruńska Orkiestra Improwizowana dowodzona przez Macieja Karmińskiego, który ze Szwarcem współpracował w zespole Jesień.

Nietrudno wywnioskować, że niniejsza seria propaguje koncepcję muzyki improwizowanej i generalnie twórczej spontaniczności (czy spontanicznej twórczości). Pomimo ujednoliconej szaty graficznej mamy do czynienia z naprawdę zróżnicowanym przedsięwzięciem. Wszystkie okładki autorstwa Macieja Kwietnickiego zawierają motyw oczu umieszczonych w różnych sceneriach, a tytuły kolejnych odsłon tej serii to SE01, SE02 i SE03, co w konsekwencji prowadzi do tytułowania wszystkich utworów numerami epizodów należących do poszczególnych „sezonów”, będących jednocześnie odciążonymi od wartości semantycznych dźwiękowymi wydarzeniami. Sprytne rozwiązanie, doceniam takie smaczki wydawnicze i konceptualne. A jeszcze ciekawiej robi się, gdy zafundujemy sobie binge-listening tego muzycznego „serialu”.


Daniel Kowalski, Damian Kowalski, Wojtek Zadrużyński – SE01

(Jvdasz Iskariota, 2021)

Płyta pierwsza to najkrótsze w porównaniu z resztą serii dzieło. Mamy do czynienia z półgodzinną podróżą naznaczoną pomysłowymi groove’ami i subtelną psychodelią w wykonaniu tria Kowalski/Kowalski/Zadrużyński. Jeden z tych Kowalskich, Damian, to wspomniany członek Rozwodu, który tutaj odpowiada za perkusję i zaczerpnięty z afrykańskiej muzyki balafon. Obok niego za bębnami zasiada Wojtek Zadrużyński (Scratching Fork, Szczerbate Zajączki Trio), który wygina dźwięki syntezatorem modularnym, a na gitarze nawiedzone zgrzyty wygrywa Daniel Kowalski.

Słowa takie jak zgrzyty i wygięcia są szczególnie adekwatne, ponieważ ta płyta ma naprawdę wiele nawiedzonych momentów, czego przykładem niech będzie seria brudnych i powielonych szumiącym efektem pisków w E03. Gitara gra tu slidem i wraz z rozklekotanymi perkusjami sprawia wrażenie, jakby cały zespół trząsł się ze strachu. Już sam otwieracz jest oparty na rosnącym napięciu wysokich, ostrych i zawodzących dźwięków.

Aż dziwi, kiedy w drugim utworze to dawkowane coraz intensywniej ciśnienie zostaje rozładowane przez lekki i powtarzalny rytm, któremu towarzyszy dużo jasnych dźwięków gitary. Nawet jeśli pojawiają się jakieś zakręcone efekty, to całość ma jednak bardzo przystępny odcień i zdecydowanie ma walor wyciszający. Taka przyjemna, spontaniczna psychodelia ze ślizgającymi się po strunach plamami dźwięków. Z kolei najbardziej intensywnym numeremjest E04. Rytm jest turaczej oszczędny, a syntezator i gitara wykręcają się na wszystkie możliwe sposoby, zachowując przy tym spokojny ton. Czasem są to niemal industrialne świsty. Daniel Kowalski gra tu trochę jak znany z Osees i Damaged Bug gitarzysta John Dwyer na jednej ze swych licznych improwizowanych płyt. To coś z pogranicza Witch Egg (2021) i tegorocznego Posh Swat.

SE01 jest najspokojniejszą częścią serii i przez to także najbardziej przystępną. Klimat nawiedzonego labiryntu łączy się z chwilami jednostajnego spokoju, a wszechobecne subtelne groove’y tylko wzmacniają poczucie wyciszenia. Paradoksalnie dla wielu może to być album, przy którym będą mogli odpocząć. Jak na free improv jest tu zaskakująco dużo harmonii. Chce się wracać do tego niejednoznacznego klimatu, w którym priorytetem jest atmosferyczna gra, a nie ucieczka w możliwe najbardziej skomplikowane sonorystyczne eksperymenty.


a0127714256_10.jpg

Toruńska Orkiestra Improwizowana – SE02

(Jvdasz Iskariota, 2021)

Po spokojnym przepływie przez Sezon pierwszy Toruńska Orkiestra Improwizowana pierwszymi minutami płyty SE02 wprowadza słuchacza w rozbiegany i gęsty jak letnia burza rytm. Perkusjonalia szaleją! Dołączają do nich przekrzykujące się dęciaki, cichy gitarowy zawijas i powtarzalna partia… akordeonu (tu Teresa Więcko). Wszystko w ostateczności zaczyna nabierać klimatu jakiejś dżungli tętniącej życiem miliona gatunków – im dalej w las, tym więcej ekstatycznych dźwięków, które opierają się na plemiennych galopadach sekcji rytmicznej. Wszystko po to, by w końcu dojść do drugiej połowy utworu i grać coraz skromniej, coraz ciszej… Bas pulsuje regularnie, wibrafon nadaje wszystkiemu pojedynczych połysków, a rytm ciągle wwierca się w głowę swoją powtarzalnością. I niespodziewana końcówka – chwilowy odzew fletu, któremu w tle towarzyszą rozpryskujące się talerze.

Łatwo wywnioskować więc, że Sezon drugi przynosi już dalece inne doznania. Trudno się dziwić – szesnaścioro muzyków, którym przewodzi dyrygent (w tej roli Maciej Karmiński), stara się pokazać pełnię swoich możliwości. Stąd tak wiele na tej płycie kolorów. I dobrze, bo niewykorzystanie tego potencjału byłoby marnotrawstwem. Przy takim składzie łatwo również pozwolić, by każdy z muzyków poszedł w swoją stronę i cała koncepcja się rozjechała, ale Karmiński doprowadza całą szesnastkę do zaskakujących zespołowych harmonii.

Jeśli pierwszy utwór nie wystarczy do potwierdzenia tej tezy, to gdy wysłucha się saksofonowo-trąbkowego wstępu do E02, wszelkie wątpliwości zostają rozwiane. Ten dziesięciominutowy moloch jest przepełniony dramatyzmem. Znajdziemy tu całą gamę motywów, którymi można byłoby obdzielić niejedną kryminalną produkcję kinową. Podchody wibrafonu, szepty waltorni, „walczący” ze sobą perkusiści… Ciarki, proszę Państwa.

Szkoda omawiać resztę płyty, bo poziom nie spada tu ani na moment i głupio byłoby odmawiać Czytelnikom prawa do niespodzianek, a tych SE02 gwarantuje co najmniej sporo. Orkiestra zapuszcza się w rejony tak nieoczywiste, że w pewnym momencie osiąga nawet bajkowy, krautrockowy ambient. Prawdopodobnie największym atutem tego krążka jest niezwykłe wyczucie dyrygenta, który pozwala na mniej kontrolowane, ilustracyjne momenty, ale jednocześnie spina tylu instrumentalistów w tworzące się na bieżąco spektakularne motywy. Warto także porównać granie TOI z innymi rodzimymi orkiestrami, które improwizują. Gdy zestawi się toruńskich muzyków np. z Krakow Improvisers Orchestra, można dostrzec, jak diametralnie różnią się od siebie z gruntu takie składy. KIO to przy torunianach istna schizofrenia.


a3661383480_10.jpg

Jacek Buhl, Mateusz Wysocki, Szymon Szwarc – SE03

(Jvdasz Iskariota, 2022)

W ostatnim jak dotąd sezonie S3RI4L NVMB3RS pojawił się w końcu i sam pomysłodawca całego tego zamieszania. Szymon Szwarc chwycił za gitarę, wziął sobie do pomocy jednego z moich ulubionych improwizujących perkusistów, czyli Jacka Buhla (Trytony, Trzy Tony, Alameda, Jachna/Mazurkiewicz/Buhl), oraz obsługującego syntezator modularny Mateusza Wysockiego, znanego elektronicznym zapaleńcom jako Fischerle. W stosunku do poprzednich odsłon trylogii współpraca tej trójki jawi się jako równie klimatyczna, co pierwsza i równie spektakularna, co druga, ale najmniej przystępna ze wszystkich.

Kiedy zajrzałem do opisu we wkładce, okazało się, że trio chciało odzwierciedlić chaos pracy fabrycznej. Czytamy, że „płyta ma jedno zadanie: zasuwać”. I zasuwa jak mało która. Buhl daje z siebie absolutnie wszystko – od deszczu uderzeń w przeróżne perkusyjne obiekty (rury, sprężyny, folie) nie można się uwolnić. Wymierza w nas industrialny atak, który przybiera formę gradobicia w E01 czy tnącej ulewy w E03.

Towarzyszą temu dźwięki przedziwne. Wysocki bawi się w wydobywanie ze swojego syntezatora żabich rechotów i ptasich świergotów, a Szwarc doprowadza gitarę do agonalnego harsh noise’u. I już absolutnie nic nie przypomina na tej płycie poprzednich wydawnictw. To radykalny zwrot od harmonii w kierunku „industrialnego terroru”, jak piszą we wkładce muzycy. Nie należy tego odczytywać jako wady. Wszak seria jest poświęcona improwizacji, a ta przybiera różne oblicza w głowach różnych twórców. SE03 tę różność i inność realizuje radykalnie.

Jeżeli ta płyta zwalnia, to tylko po to, by uderzyć w słuchacza rozdzierającym hałasem (E04) lub wprowadzić wystarczająco dużo przestrzeni na prezentację kolejnej faktury perkusyjnej przez Buhla. Tak dzieje się na przykład w początkowej fazie E05, który z czasem gęstnieje, nawarstwiają się w nim przestery i kontrolowane poślizgi. W E06 zwolnienie i uspokojenie się gitary daje efekt spokoju zupełnie nieadekwatnego do szalejącego wokół niej elektronicznego tornada…

Ta płyta jest mocnym kopniakiem w twarz, po którym zostaje poczucie dziwnego oczyszczenia i dużej satysfakcji. Będzie najtrudniejszą częścią serii S3RI4L NVMB3RS dla większości odbiorców, ale liczbą sonorystycznych poszukiwań skupionych wokół hałasu oraz konceptem „industrialnego terroru” może autentycznie zafascynować. To mój ulubiony krążek z serii, chociaż wracam regularnie do każdego z nich.


Szymon Szwarc zainicjował wydawnicze przedsięwzięcie pozbawione w zasadzie słabych punktów. Każdy „sezon” tego muzycznego serialu stanowi naprawdę udaną improwizowanąinterakcję, której nie da się zignorować po jednym odsłuchu. Jest w tych płytach siła polegająca na prawdziwej różnorodności i niepowielających się pomysłach, z których wychodzą poszczególne płyty, a ich wysoki poziom jest względem siebie zupełnie spójny. Ponadto produkcja tutaj jest nienaganna. Brud wyeksponowano tak samo dobrze jak przestrzenne, jasne dźwięki. Płyty brzmią wzorowo, podczas każdego odsłuchu mieni się w uszach mnóstwo detali. Nie skłamię, jeśli wyznam, że te płyty należą do moich ulubionych krążków ostatnich lat z kategorii free improv, które powstały na rodzimym gruncie. Potencjał tego przedsięwzięcia jest ogromny i przed Szwarcem jako kuratorem serii stoi wysoko zawieszona poprzeczka. Na szczęście podobno S3RI4L NVMB3RS może być w przyszłości kontynuowane. Aż miło pomyśleć, jak wiele składów mogłoby mieć okazję na zaistnienie w jej ramach i do jak wielu wspaniałych dźwięków mogłoby dojść.

Mateusz Sroczyński

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO