April Records, 2021
Od kilku miesięcy z niekłamanym zachwytem przyglądam się albumom ukazującym się pod szyldem April Records. Duńska wytwórnia do niedawna specjalizująca się w muzyce elektronicznej (od ambientu przez techno do trip hopu) w ostatnim czasie postawiła na muzykę improwizowaną. Jedną z tegorocznych jesiennych propozycji z tego katalogu jest debiutancki album duńskiej puzonistki Lis Wessberg zatytułowany Yellow Map.
Lis Wessberg rozpoczęła naukę gry na puzonie, aby zrealizować swoje wielkie dziecięce marzenie o występach w lokalnej orkiestrze. W wieku 19 lat została przyjęta do Rhythmic Music Conservatory w Kopenhadze, kończąc edukację jako profesjonalistka jazzowa w 1991 roku. Po 30 latach występów u boku m.in. Marilyn Mazur, Steena Rasmussena, Lennarta Ginmana i Fredrika Lundina oraz pojawieniu się na 40 albumach innych liderów puzonistka zdecydowała się wreszcie opublikować swój własny materiał.
Yellow Map zawiera dziewięć autorskich kompozycji, jakie Lis Wesberg napisała z myślą o konkretnym składzie, do którego zaprosiła Steena Rasmussena (fortepian, piano Rhodesa, moog, syntezatory), Lennarta Ginmana (kontrabas) i Jeppe Grama (perkusja). Gościem specjalnym w utworze zatytułowanym Sister M jest Marilyn Mazur (balafon, instrumenty perkusyjne). Ten nieprzypadkowy skład, doskonale się rozumiejący, stworzył genialną atmosferę tajemniczości. Nie brakuje tu ryzykownych posunięć, z których zespół zawsze jednak wychodzi zwycięsko. Melodyjne kompozycje łączą akustyczne brzmienie puzonu z elementami elektroniki, a wszystko w oparciu o świetny groove (wielkie ukłony dla całej sekcji rytmicznej!). Wszystkiemu przewodzi wypełniony emocjami i ciepłem głos puzonu.
Chociaż artystka przyznaje się do silnego inspirowania się ikonami cool jazzu (Lee Konitz, Chet Baker), jej dziełu nie brakuje niepowtarzalności. Jej myślą przewodnią jest koncepcja, że dobra melodia i pełne, bogate brzmienie to dwa najważniejsze elementy, zarówno na etapie wykonywania utworu, jak jego i komponowania. W utworach charakteryzujących się niezwykle ciepłym, ciemnym i pełnym głębi brzmieniem znajdziemy mnóstwo delikatności i subtelności, utkanych zgrabnie w wielkie bogactwo barwnych dźwięków. Ten silnie uduchowiony album o sennym charakterze dostarcza, jak na ironię, ogromu pozytywnej energii. Radość miesza się tu z refleksją, i ciepłem. Wszystko w idealnie wprost odmierzonych proporcjach. Na taki debiut (czołowej przecież skandynawskiej puzonistki!) warto było czekać aż tyle lat.
Marta Ratajczak