Kanon Jazzu

Ray Brown & Laurinho Almeida – „Moonlight Serenade”

Obrazek tytułowy

Ten tekst ukazał się w naszym redakcyjnym Kanonie Jazzu w czasach, kiedy nie prezentowałem jeszcze tych wszystkich ważnych historycznie, ale przede wszystkim pięknych płyt na antenie. Tekst pozostaje aktualny i dziś. Zdania o tym albumie nie zmieniłem, wracam do tej płyty dość często, co jest dla mnie najlepszym dowodem na jakość muzyki na niej utrwalonej…
To doprawdy niezwykła płyta. Historia jej powstania jest również niezwykła. Muzyków nie trzeba nikomu przedstawiać. Z całą pewnością każdy ma jakąś ulubioną pozycję z obszernej dyskografii obu artystów. Tu grają razem i to tak, że trudno opisać to słowami. Płyta powstała w 1981 roku. Kiedyś zupełnie przypadkiem, wiele lat temu, nie pamiętam już w jaki sposób trafiłem na wersję CD. Teraz mam doskonałe tłoczenie na grubym 180 gramowym winylu firmy Jeton. Ta płyta powstała z myślą o winylu, zresztą w momencie jej powstawania standard CD był gdzieś głęboko w głowach inżynierów Philipsa, choć to czasy, kiedy już używało się w studiu cyfrowych rejestratorów. „Moonlight Serenade” powstała w technologii Direct To Disc, polegającej na bezpośrednim, bez montażu i innych zabiegów nagraniu sygnału z mikrofonu na płytę, służącą później jako matryca pierwotna, z której produkuje się (poprzez matryce produkcyjne) płyty przeznaczone do sprzedaży. Tak więc nie ma tu właściwie żadnej reżyserii dźwięku, żadnych korekt w studiu, dogrywania i poprawiania, cięcia, montowania i wybierania co lepszych nut z kilkunastu wersji. Nie ma rejestracji magnetycznej czy cyfrowej. Jedyny wpływ na nagranie reżyser dźwięku ma poprzez odpowiednie wybranie i ustawienie mikrofonów. To trochę tak, jak kilkadziesiąt lat wcześniej podczas pierwszych zapisów na woskowe lub stalowe wałki i płyty. Dodatkową trudnością dla muzyków jest potrzeba nagrania od razu, jednym ciągiem całej strony płyty analogowej bez przerwy.
Cała ta procedura oprócz kłopotów pozwala jednocześnie uzyskać niespotykaną w innych rejestracjach wiarygodność i szczegółowość rejestracji dźwięku. Oczywiście technika ta umożliwia rejestrację instrumentów akustycznych, próba rejestrowania w ten sposób brzmienia na przykład nagrywanego z głośników estradowych wzmacniaczy gitarowych nie miałaby chyba większego sensu.
Na „Moonlight Serenade” nagrane są jednak dwa instrumenty – akustyczna gitara i kontrabas. Ale to nie tylko ich brzmienie sprawia, że dzięki oryginalnej technice powstała ta niesamowita płyta. Sama natura zapisu bezpośrednio na płytę wymaga przecież od muzyków niewiarygodnego skupienia i wzajemnego zrozumienia. Wymaga również perfekcji wykonawczej i całkowitej kontroli nad każdą nutą, artykulacją i brzmieniem instrumentu. Przecież prawie 20 minut muzyki trzeba nagrać bez żadnego błędu, bez możliwości późniejszego poprawienia, lub zagrania jeszcze raz. A wyrobiony słuchacz, który potrafi wybaczyć jednorazowy błąd na koncercie, z pewnością inaczej podejdzie do fałszywej nuty nagranej na płycie studyjnej.
Ray Brown i Laurinho Almeida z pewnością to wszystko potrafią. Z łatwością w jednym utworze łączą przebojową tradycję klasyczną – „Sonatę Księżycową” Bacha, z trudnymi harmoniami Theloniousa Monka z „‘Round Midnight”. Kontrabas nie jest jedynie instrumentem rytmicznym duetu. Muzycy wielokrotnie zamieniają się rolami. Często to kontrabas pełni rolę instrumentu prowadzącego melodię, aby chwilę później przejąć klasyczną jazzową rolę rytmiczną.
Erudycja muzyczna i oszczędność obu muzyków tworzy niezwykle wysublimowaną przestrzeń , w której zawieszone są z pozoru nieliczne, a jednak dość skomplikowanie poukładane dźwięki. Wprawne ucho oczywiście usłyszy bardziej klasyczne korzenie gitarzysty, który zapewne wszystkie partie miał szczegółowo rozpisane i przygotowane. Kontrabas odrobinę bardziej nieprzewidywalny, ale to przecież sam Ray Brown. Nieprzewidywalny nie oznacza więc, że jest bałaganiarski, wręcz przeciwnie, wiele dźwięków zdumiewa, ale wszystkie układają się we właściwych sobie miejscach. To najwyższych lotów improwizacje Raya Browna, często przecież pozostającego w cieniu w roli sidemana na niezliczonych płytach tworzą prawdziwą magię tej płyty. Płyty, jakich nie ma wielu dyskografiach obu artystów.
Płyty, która jest typowym przykładem wpływu marketingu muzycznego na nasze gusta. Myślę, że gdyby płyta dostała należyte wsparcie tzw. przemysłu muzycznego, dziś byłaby równie często kupowaną i dyskutowaną pozycją, jak podobna w nastroju i koncepcji słynna „Beyond The Missouri Sky” Charlie Hadena i Pata Metheny. Trudo oczywiście powiedzieć, która jest lepsza, to kwestia osobistych preferencji, z pewnością jednak obie są równie wartościowe. W końcu płyta jest takim produktem jak każdy inny i każdemu wolno wybrać na półce w sklepie to co lubi. Ja wybrałbym mając te dwie do wyboru bez wahania „Moonlight Serenade”. I dlatego to właśnie ona trafiła do naszego Kanonu. To nie wyścigi, ale czasem nawet tylko z przyczyn budżetowych takich wyborów trzeba dokonywać. Problem jednak w tym, że „Beyond The Missouri Sky” można bez wielkich problemów kupić, a odnalezienie „Moonlight Serenade” jest nieco trudniejsze, no i jeszcze trzeba o jej istnieniu wiedzieć…
Jeśli zatem chcecie posłuchać prawdziwej muzyki, emocji, oddechu muzyków, prawdziwych instrumentów, prawdziwych muzyków, którzy mimo że są perfekcjonistami potrafią się czasami pomylić, sięgnij po „Moonlight Serenade”.
Jeśli macie ochotę na chwilę oddechu od komputerowych wizji dzisiejszych realizatorów dźwięku, podobnych do siebie realizacji spod znaku ProTools, świata wielu prób, powtórek, przeróbek i poprawiania muzyków na stole montażowym, to „Monlight Serenade” jest dla Was.
Dla mnie „Moonlight Serenade” jest najwierniejszym z możliwych zapisem unikalnego dnia spędzonego w studiu przez dwu wielkich muzyków. Słuchając tej płyty czuję się tak, jakbym siedział gdzieś w kącie tego małego (to słychać na płycie) studia.
Każdy wieczór spędzony z tą płytą to kolejne odkrycie, kolejne nuty trafiają na swoje miejsce, nabierają dodatkowego sensu.
Jeśli komuś nie wystarczy – może wybrać wersję CD – ona zawiera dużo więcej muzyki nagranej podczas tej samej sesji. To już jednak nie jest to samo. Magia wersji winylowej i świadomość, że to właśnie te utwory muzycy chcieli umieścić w pierwotnym wydaniu sprawia, że dodatkowe utwory na CD, choć muzycznie nie są gorsze, brzmią w głowie jak odrzuty z sesji. To już siła autosugestii.
Więc jeśli komuś nie wystarczy muzyki w wersji analogowej, może sięgnąć po CD, a jeśli i tego nie będzie zbyt wiele, zawsze jest znana szerzej „Beyond The Missouri Sky” Charlie Hadena i Pata Metheny, lub jeszcze jedną nieznaną szerzej ciekawostkę w tym samym klimacie – „Live At Village West” Rona Cartera i Jima Halla, ale o tym może innym razem…

RadioJAZZ.FM poleca!
Rafał Garszczyński
Rafal[malpa]radiojazz.fm

  1. Mondscheinsonate / 'Round About Midnight
  2. Samba De Angry
  3. Beautiful Love
  4. Air On A G-String
  5. Malaguena
  6. Blue Skies
  7. Make The Man Love You
  8. Inquietacao
  9. My Man Is Gone

    Ray Brown & Laurinho Almeida
    Moonlight Serenade
    Format: LP
    Wytwórnia: Jeton
    Numer: JET 33 004 180g Virgin Vinyl

    Ray Brown – b,

    Laurinho Almeida – g.

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO