Felieton

Złota Era Van Geldera: Krzyk blachy

Obrazek tytułowy

Art Farmer – Brass Shout Blue Note, 1959, 2006

Czasami mam wrażenie, że piszę w tej rubryce o rzeczach zbyt oczywistych i ogólnie znanych. Tymczasem ostatnio na jednym z portali internetowych obserwowałem dyskusję wśród fanów jazzu wywołaną filmem dokumentalnym o Lee Morganie. Okazuje się, że nawet ktoś z takim dorobkiem jak Morgan kojarzony jest z zaledwie kilkoma płytami. Dało mi to do myślenia. Postanowiłem więc, że po ostatnim tekście o Cliffordzie Brownie pociągnę jeszcze temat trębaczy, a nawet szerzej – całej sekcji blachy.

Pisałem, że obok Clifforda w orkiestrze Hamptona siedział Art Farmer. Skoro są ludzie, którzy nie bardzo znają twórczość Lee Morgana, to tym bardziej nie kojarzą tego, co nagrywał Farmer. Bo ten znakomity trębacz, mimo uznania w środowisku muzyków i krytyków, nigdy nie dorobił się takiej popularności, jak autor Sidewinder. Tymczasem istnieje płyta, na której głównym solistą jest Art Farmer, a w roli członka towarzyszącej orkiestry wystąpił... Lee Morgan.

To w ogóle jest jedna z najciekawszych płyt powstałych w epoce hard-bopu, a dokładnie równo 60 lat temu. Jej wyróżnikiem jest fakt, że to produkcja orkiestrowa (gra trzynastu muzyków), ale bez – uwaga! – instrumentów drewnianych stroikowych, czyli bez saksofonów. Sama blacha! Tytuł mówi wszystko: Brass Shout.

Czy ktoś słyszał kiedyś o czymś takim, żeby w orkiestrze jazzowej nie było saksofonów? Już choćby dlatego warto tego posłuchać. Ale tu kolejna ciekawostka, bo całość zaaranżował i osobiście dyrygował tym niecodziennym aparatem wykonawczym… saksofonista tenorowy Benny Golson!

Płyta została wznowiona w prestiżowej, limitowanej serii Blue Note dla koneserów, ale pierwotnie wydała ją wytwórnia United Artists. Oczywiście sama koncepcja brzmienia nie była nowa, bo przecież u początków jazzu w Nowym Orleanie była tylko blacha plus klarnet, a saksofony pojawiły się później. Niemniej Benny Golson, wówczas znany głównie jako kompozytor i saksofonista w grupie Jazz Messengers, miał wreszcie na Brass Shout okazję pokazać światu, jak doskonałym i pomysłowym jest aranżerem.

Obok tematów własnych (Five Spot After Dark i Minor Vamp) wziął na warsztat kilka standardów (Autumn Leaves, April In Paris, Stella By Starlight), oraz dwa „hity” z hard-bopowego katalogu: Nica's Dream Silvera i Moanin' Timmonsa. Ten ostatni utwór znają oczywiście wszyscy z płyty Messengersów o tym samym tytule, na której gra również Golson. I tu kolejna ciekawostka. Na płycie Brass Shout nie ma instrumentu harmonicznego, czyli fortepianu, oprócz właśnie Moanin', gdzie gra gościnnie Timmons we własnej osobie.

Co z tym wszystkim zrobił Golson? Otóż całość jest fantastyczna i brzmi nadal świeżo i niezwykle intrygująco. Uważam, że wszyscy zajmujący się aranżacją powinni obowiązkowo posłuchać tej płyty. Golson z Farmerem wiedzieli, o jaki efekt im chodzi, nie uprawiali eksperymentów dla samych eksperymentów. Ale to również zasługa wykonawców. I tu dopiero jest ciekawie, bo Art Farmer miał za plecami muzyków najwyższej klasy. Morgana już wymieniłem, ale obok był jeszcze Ernie Royal. Na puzonach „dymili” Curtis Fuller i Jimmy Cleveland, na czymś takim jak „baritone horn” wystąpił James Haughton, na waltorni Julius Watkins, a na tubie Don Butterfield. Wreszcie sekcja – same asy: Percy Heath na basie oraz na zmianę Philly Joe Jones i Elvin Jones na bębnach. Są jeszcze jakieś pytania? Owszem, jak mianowicie grał sam lider?

Otóż Art Farmer na Brass Shout brzmi nieco inaczej niż zwykle, bo z tłumikiem à la Miles Davis. Daje to ciekawy asumpt do porównań, ponieważ Farmer był zawsze bliski wysublimowanej filozofii dźwiękowej Davisa. Nie epatował nigdy nadmierną techniką, chociaż był doskonałym trębaczem. Skupiał się raczej na uchwyceniu nastroju i umiejętnie prowadzonej dramaturgii w improwizacjach.

Jeszcze jedna kwestia, otóż na sesji Brass Shout, po raz pierwszy bodaj, Farmer miał okazję współpracować z Golsonem, co jak wiadomo, zaowocowało później powstaniem legendarnego Jazztetu. Ale to nie koniec, bo tak naprawdę edycja Blue Note zawiera dwie płyty na jednym krążku. Do Brass Shout dołożono jeszcze jedną płytę orkiestrową Arta Farmera z 1959 roku, a mianowicie The Aztec Suite. Skład muzyków jest już całkiem inny, a aranżacje napisał Chico O'Farrill. Mimo dobrej gry samego trębacza, ta muzyka mniej mi się podoba, być może dlatego, że jest bardziej konwencjonalna. Ale posłuchać warto.

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 02/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO