Felieton

Złota Era Van Geldera: Wulkan w La Marchal

Obrazek tytułowy

fot. Jarosław Czaja

W niedawno wydanej książce Jerzego Miliana Wiem i powiem znalazłem ciekawy fragment. Dotyczy on występów zespołu trębacza Idreesa Suliemana pod szyldem The New York Jazz Quartet w Poznaniu, w 1960 roku. Jerzy Milian opisuje to wydarzenie jako swoisty przełom, nieledwie objawienie, bo po raz pierwszy usłyszał wtedy na żywo czarny hard bop wprost przeniesiony z nowojorskich klubów. „Ten czad zmiótł panującą wówczas modę na brubeckowskie granie, szlachetne i wytworne kontrapunkty, delikatnie masowanie perkusji (…). Trębacz Idrees Sulieman i pianista Oscar Dennard podczas tych poznańskich wieczorów klubowych pomogli mi zrozumieć prawdę, że jazz to przede wszystkim witalność. Zawsze trzeba wiedzieć, jak daleko można się posunąć w grze, by nie zatracić tego, co stanowi istotę jazzowego muzykowania” (str. 63).

To ostatnie zdanie pana Miliana powinno być mottem tej rubryki. Tymczasem problem z witalnością w jazzie jest dzisiaj jeszcze większy niż kiedyś. Już nie tylko w Europie, ale na całym niemal świecie, rządzi coś, co można nazwać estetyką skandynawską. To inny rodzaj wspomnianego brubeckowskiego grania. Nawet czarni muzycy z Ameryki realizują dla ECM-u płyty, na których próżno szukać walkingu albo żywszego tempa. Dlatego od pewnego czasu mam alergię na tę wytwórnię. Owszem, zdarzają się wyjątki, ale generalnie o całej masie współczesnych płyt można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że są witalne! A kiedyś było zgoła inaczej.

Gdyby teraz chcieć przeżyć coś takiego, o czym wyżej pisał Milian, czyli doświadczyć prawdziwego czadu (chociaż nie lubię tego słowa, bo kojarzy się z rockowym cyrkiem), nie pozostaje nic innego, jak sięgnąć po stare nagrania. Najlepiej w wersji live. Szczęśliwie dla nas wytwórnia Blue Note w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku zarejestrowała wiele gorących koncertów klubowych. Tym razem chciałbym przypomnieć jeden z nich, który odbył się w klubie La Marchal na Brooklynie. Dwie kwietniowe noce w 1965 roku przeszły do historii, ponieważ występowała tam grupa trębacza Freddiego Hubbarda, z gościnnym udziałem trębacza Lee Morgana i perkusisty Big Blacka. Oto na jednej scenie spotkało się dwóch najbardziej dynamicznych trębaczy hard-bopu! Oj, działo się!

Ale zacznę przekornie od mankamentów. Dotyczą one jednak strony technicznej, a nie muzycznej. Oryginalnie ukazały się pod tytułem The Night Of The Cookers dwa osobne czarne krążki. Po latach zebrano je razem na dwóch CD w jednym opakowaniu i wydano w serii The Rudy Van Gelder Edition w 2003 roku. Jednak w klubie La Marchal inżynierem dźwięku był nie Rudy Van Gelder, tylko niejaki Orville O'Brien. I mówiąc krótko: to słychać.

Niestety, problem dotyczy głównie pierwszej linii. Dźwięki, które grają Freddie Hubbard i Lee Morgan, „pływają” z jednego kanału do drugiego i momentami trudno rozróżnić, który trębacz akurat gra dany pasaż. Jest to męczące, zwłaszcza w skądinąd znakomitym temacie Pensativa, otwierającym całość. Z drugiej strony można to potraktować jako niezłą zabawę typu: „zidentyfikuj trębacza”. Emocje murowane!

Wielką zaletą tych rejestracji jest z kolei to, że wszystkie utwory trwają długo – po 20 minut – więc są tu i przestrzeń, i czas, aby każdy muzyk mógł się odpowiednio „wygrać”. Jak wspomniałem, w La Marchal występował regularny zespół Hubbarda w składzie: James Spaulding na alcie i flecie, Harold Mabern na fortepianie, Larry Ridley na basie oraz Pete La Roca na perkusji. Lee Morgan nie zagrał tylko w temacie Hubbarda Jodo. Sekcja rytmiczna zasługuje na uznanie, ponieważ wykonuje swoją „czarną robotę” jak dobrze naoliwiona maszyna, bez zbędnych popisów.

Podsumowując: The Night Of The Cookers to typowy przykład jazzu, jaki rozbrzmiewał w latach sześćdziesiątych we wszystkich prawie amerykańskich klubach. A był to jazz z niezwykłym „kopem” i energią. Testosteron dosłownie tryskał ze sceny. Te nagrania to prawdziwa odtrutka na dzisiejsze smęty i „muzykę ciszy”...

autor: Jarosław Czaja

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 02/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO