Felieton Słowo

Złota era van Geldera: Art Lives!

Obrazek tytułowy

Art Pepper – Promise Kept: The Complete Artists House Recordings

Widow's Taste Records, 2019

Ukazała się wspaniała rzecz, o której nie mogę nie napisać. To zestaw pięciu płyt CD w jednym pudełku, na których zawarte są wszystkie nagrania, jakie Art Pepper zrealizował w 1979 roku dla wytwórni Artists House. Jest to wielkie wydarzenie w świecie jazzu, chociaż zapewne bardziej w USA niż w naszym kraju. Krytyka amerykańska zawsze bowiem wysoko ceniła Peppera, ba, w niektórych tekstach na poważnych muzycznych portalach można znaleźć informację, że był „najlepszym alcistą w erze postparkerowskiej”. U nas natomiast, odkąd pamiętam, jakoś pisało się o nim mało albo wcale. Pewnie też dlatego, że Art pochodził z Zachodniego Wybrzeża, a nie z centrum jazzu, czyli z Nowego Jorku. Mam nadzieję, że teraz to się wreszcie zmieni, bo zestaw Promise Kept jest zaiste nokautujący!

Art Pepper, jak wiadomo, łatwego życia nie miał, bowiem przez nałóg narkotykowy ciągle trafiał do więzienia, a przez dziesięć lat – od połowy lat sześćdziesiątych do połowy siedemdziesiątych – w ogóle nie grał. Dzięki swojej trzeciej żonie – Laurie, którą poznał w ośrodku odwykowym, znów pojawił się na rynku muzycznym, w wielkim stylu i w idealnym dla siebie momencie, bo pod koniec lat siedemdziesiątych, kiedy do łask powrócił bebop. A Pepper dzięki temu, że „przespał” rewolucję free i fusion, podobnie jak jego kolega z więzienia Frank Morgan, nadal grał w czystym, bopowym stylu, ale z dodatkiem własnej, niepowtarzalnej emocjonalności.

Tak więc znalazł się na fali i aż do swojej śmierci w 1982 roku dużo występował na całym świecie. Dlatego też jego późna dyskografia zawiera głównie rejestracje na żywo z koncertów. Ale artysta nagrywał również płyty studyjne. Akurat te dla Artists House uchodzić mogą za wyjątkowe, a to dlatego, że wytwórnią kierował producent John Snyder, prywatnie wielki fan Arta i jego przyjaciel, który nie tylko zapewnił mu komfort podczas sesji nagraniowych, ale też skaptował doborowe sekcje rytmiczne, można powiedzieć, że najlepsze wówczas na Zachodnim i Wschodnim Wybrzeżu. Bo specyfika tych nagrań polega na tym, że słuchamy Arta Peppera na tle dwóch różnych zespołów: kalifornijskiego (George Cables, Charlie Haden, Billy Higgins) i nowojorskiego (Hank Jones, Ron Carter, Al Foster). Oba są znakomite, aczkolwiek można wyczuć, że z sekcją kalifornijską Art czuł się o wiele swobodniej i był bardziej zrelaksowany. Rzecz całą wyjaśnia anegdota, mówiąca o tym, że kiedy alcista pojawił się w nowojorskim studiu przed obliczem Jonesa, Cartera i Fostera, ci ówcześni „gwiazdorzy” czarnego jazzu, widząc białego, nieco steranego życiem muzyka, którego twórczości nie znali, potraktowali go po prostu nieco protekcjonalnie. Pepper musiał więc komuś coś udowodnić. I, jak słychać z tych nagrań – udowodnił.

Na pięciu dyskach pomieszczono wszystko, co artysta nagrał pod okiem Snydera – 50 utworów. Z tego ogromnego materiału wytwórnia Artists House wykroiła zaledwie jedną płytę, która ukazała się jeszcze za życia Peppera (So In Love), a resztę wydawała później sukcesywnie wytwórnia Galaxy. Ale w zasadzie jedna trzecia tego zestawu ma premierę dopiero teraz. I trzeba powiedzieć, że te „odrzuty” nie są wcale gorsze od reszty. To jazz najwyższej próby, gdzie nic się nie powtarza, mimo że niektóre utwory grane są po kilka razy – na przykład standardy: In A Mellow Tone, Yesterdays, Stardust, Straigh, No Chaser, Donna Lee albo kompozycje własne Peppera: Blues For Blanche, My Friend John, But Beautiful.

Nagrania kwartetowe przeplatają się też z solowymi wykonaniami Arta, grającego na alcie lub na klarnecie. Forma artystyczna i kunszt instrumentalny zarówno Arta, jak i obu sekcji rytmicznych, sytuują te nagrania w gronie najlepszych dokonań tamtej dekady, ale i jazzu w ogóle. Słucham tego na okrągło od miesiąca i przestać nie mogę. Dźwięk jest pięknie zremasterowany, a dodatkowo jeszcze w książeczce są znakomite artystyczne fotografie Laurie Pepper i jej obszerny tekst. Zresztą jej wkład jest szerszy, bo jest ona również współproducentką tego zestawu wraz z Johnem Snyderem. Ostrzegam tylko, że cena za Promise Kept nie jest mała, a dodatkowo jeszcze jest to edycja limitowana. Jednak warto się pospieszyć.

Autor - Jarosław Czaja

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO