Recenzja

Milo Ensemble – Live At Prom Kultury

Obrazek tytułowy

Milo Ensemble to kolejna formacja prowadzona przez wyjątkową postać na naszej muzycznej scenie – multiinstrumentalistę, kompozytora i improwizatora, charyzmatycznego lidera – Milo Kurtisa. Album jest zapisem koncertu, który odbył się w lutym 2018 roku w Warszawie.

Poza wymienionymi w pierwszym zdaniu talentami Milo Kurtis ma jeszcze jeden, niezwykle istotny – także w kontekście tej płyty – potrafi gromadzić wokół siebie niezwykłych, utalentowanych muzyków. Poza liderem, który gra tu na klarnecie, djembe, kalimbie, didgeridoo, instrumentach perkusyjnych oraz używa swojego głosu, na płycie możemy usłyszeć piątkę artystów reprezentujących na pozór zupełnie inne kulturowo i muzycznie światy. Wokalistką jest półkrwi Jemenka Rasm Al-Mashan. Na oudzie, rebabie i cymbałach po mistrzowsku gra Mateusz Szemraj. Pochodzący z Gambii Buba Kuyateh, szerszej publiczności znany chociażby z płyty Action Direct Tales (2017) nagranej ze Stanisławem Soyką, gra na korze oraz śpiewa. Syryjczyk Adeb Chamoun prezentuje prawdziwą wirtuozerię na instrumentach perkusyjnych, wśród których króluje darbuka, a jazzowy sznyt nadaje całości saksofonista Mariusz Kozłowski.

Na płycie znajduje się osiem utworów. Tytuły większości z nich wyrażają inspiracje, którymi kierował się kompozytor, bądź dedykacje. Jest więc Ya Sou Josie dla wnuczki Milo, Smyrna – upamiętniająca miejscowość, z której pochodziła jego matka, Maanam – pamięci Marka Jackowskiego (z którym, o czym nie wszyscy może wiedzą, Milo Kurtis współtworzył pierwszy skład Maanamu) czy Kora Lova – utwór wbrew pozorom nie został poświęcony zmarłej w ubiegłym roku Korze, ale zatytułowano go tak ze względu na nazwę instrumentu, na którym wykonuje go Buba Kuyateh.

Muzyka, jaką prezentuje zespół, to (mocno upraszczając) world music z elementami improwizacji i jazzu. Słychać w niej echa Afryki, Bliskiego Wschodu, krajów basenu Morza Śródziemnego, a nawet Tybetu. To niezwykła muzyczna podróż w czasie i przestrzeni, pełna tajemnic, energii i piękna. Łącząca transowe rytmy i medytacyjną zadumę. To także zbiór dotychczasowych doświadczeń Milo Kurtisa, pchnięty w nowym kierunku. Jak twierdzi sam Milo – znów jest na początku drogi. Nie chce się wierzyć, że zgodnie z notką lidera na okładce albumu muzycy spotkali się w tym składzie tylko na dwóch próbach. Trzecie spotkanie to już koncert zarejestrowany na płycie.


Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 3/2019

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO