Płyty Recenzja

Tomasz Chyła Quintet – Music We Like To Dance To

Obrazek tytułowy

(Alpaka Records, 2023)

Już siedem lat minęło od debiutanckiej płyty Tomasz Chyła Quintet (Eternal Entropy, 2017). W tym czasie wiele obiecujących formacji odeszło w zapomnienie, ta zaś ciągle ma ambicje rozwoju. O ile skład kwintetu zdaje się być stały – Tomasz Chyła (skrzypce), Emil Miszk (trąbka), Krzysztof Hadrych (gitara), Konrad Żołnierek (kontrabas, gitara basowa) i Sławek Koryzno (perkusja) – to jego brzmienie się zmienia, a ewoluując, zapewnia zaskakujące efekty. Najważniejsze jednak, że po latach owocnej działalności lider spojrzał na swoją twórczość z nieco innej perspektywy, uwalniając się od niepotrzebnych ograniczeń.

Zawarta w tytule deklaracja – „muzyka, do której lubimy tańczyć” – jasno wyraża sens powstania płyty. Żeby zrozumieć motywację takiego założenia, niezbędne jest cofnięcie się do poprzedniej pozycji z dyskografii skrzypka. Album daVinci był niezwykle cenioną produkcją z 2021 roku. Dość powiedzieć, że na łamach JazzPRESSu (5/2021) oznaczyliśmy go jako Top Note, a w redakcyjnym rankingu zajął drugie miejsce w kategorii jazzowej płyty roku 2021. Sam autor wciąż podkreśla zadowolenie z ówczesnych rezultatów, nabrał jednak wątpliwości co do marketingowej otoczki, którą stworzył po nagraniu.

W rozmowie na kanale jego wydawcy (Alpaka Talks) Chyła przyznał, że problemem było myślenie, jak materiał wypromować, by trafił na playlisty, poszerzając publikę: „Zacząłem wizualizować rzeczy, które nie doprowadziły mnie do niczego, a przynosiły niepotrzebne zmartwienia”. Dalej dodał, że podobne dywagacje towarzyszyły mu przy myśleniu o nowym projekcie, tym razem jednak szybko powiedział sobie „nie”. Rozmówca Chyły, a jednocześnie trębacz w jego kwintecie, Emil Miszk doprecyzował, że tak jak poprzednio poszukiwania idei pojawiły się po nagraniu, tym razem nastąpiły przed nim. To dało muzykom pewność, że nie chcą znowu popełnić muzyki, choćby znakomitej, ale koncepcyjnie sztucznej. Co więcej, postanowili nowy materiał uwolnić od jakichkolwiek ram – miał po prostu fajnie brzmieć i trafiać do wszystkich, którzy chcą się dobrze bawić. „Tą płytą chcę zamanifestować, że jazz jest muzyką dla wszystkich”, spuentował rozmowę lider.

„Taneczność” jest tu terminem umownym, niekoniecznie oznaczającym natychmiastowe wskakiwanie na parkiet. Płytę otwiera akurat utwór, który faktycznie zachęca do takiej aktywności, zarówno nazwą – Let’s Dance, jak i przebiegiem melodii. Później jednak rytm staje się dużo bardziej nieprzewidywalny. Sporo tu zabaw instrumentalnymi dialogami, a także fascynujących solówek, w których wykonawcy mają dużą przestrzeń do uwolnienia kreatywności. Najbardziej korzysta na tym Hadrych, eksplodujący co rusz mocnymi riffami. O ile na daVinci kiedy gitarzysta pojawił się w składzie po raz pierwszy, miał wpływ na zmianę brzmienia, to Music We Like To Dance To w ogromnej mierze jest już zależne od jego obecności. Chodzi nie tylko o kipiące niesamowitą energią improwizacje, ale przede wszystkim o kontrast, jaki wprowadza w interakcji z innymi instrumentami. Zwłaszcza, kiedy towarzyszy skrzypcom, dochodzi do intrygującego połączenia, przynoszącego niespotykane efekty. Złowrogą szorstkość tej mieszanki łagodzi jeszcze trąbka, perfekcyjnie tonując gęsty nastrój.

Myślę, że idea tytułowego tańca tkwi w poczuciu nieskrępowanej zabawy, gdzie podobnie jak na parkiecie, każdy interpretuje na swój sposób słyszaną muzykę. Efektem tej „potańcówki” jest fantastyczna płyta, emanująca dobrą energią i zaskakującymi pomysłami. A jeśli jej odbiór przynosi radość, jak deklarowali we wspomnianej rozmowie Miszk i Chyła, również twórcom, to można mówić o pełnym sukcesie.

Jakub Krukowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO