Płyty Recenzja

Thumbscrew – Multicolored Midnight

Obrazek tytułowy

(Cuneiform Records, 2022)

Thumbscrew już było wielokrotnie na tych łamach recenzowane. Gitarzystka Mary Halvorson, basista Michael Formanek i perkusista-wibrafonista Tomas Fujiwara to najściślejsza czołówka awangardowej sceny nowojorskiej, liderzy własnych projektów i rozrywani muzycy sesyjni. Trio, utworzone równo dekadę temu, od razu zyskało sobie status supergrupy. I rzeczywiście, formacja przez dziesięć lat w pełni potwierdziła pokładane w niej nadzieje i dorobiła się imponującej liczbowo i jakościowo dyskografii. Okrągłą rocznicę zespół i jego wydawnictwo Cuneiform Records uczcili kolejnym albumem – Multicolored Midnight. To czwarty już projekt, który powstał pod patronatem fundacji i instytucji pozarządowej w Pittsburgu – City of Asylum. Jej głównym celem jest zapewnienie warunków bytowych pisarzom zmuszonym do emigracji ze swojego kraju, ale prowadzi ona także chociażby taką działalność jak regularne goszczenie na kilkutygodniowej rezydencji muzyków, m.in. Thumbscrew.

Muzycy podczas takich pobytów, ale też podczas tras koncertowych, prób i sesji nagraniowych, mają sprzyjającą okazję, aby dobrze się z sobą zgrać. Mają dodatkowo możliwość podjęcia współpracy przy wielu innych projektach. Jak stało się chociażby z Triple Double Tomasa Fujiwary czy z Tomeka Reid Quartet. Nie dziwi więc nikogo, że przez tyle lat i w tak wielu okolicznościach wytrawni i kreatywni muzycy osiągnęli niezwykłą łatwość porozumiewania się, co oczywiście świetnie też słychać na ostatniej płycie. Jednakże przyznam, że pomimo wielokrotnego przesłuchania nie udało mi się do tego albumu w pełni przekonać.

Dotąd niezawodnym wyróżnikiem tria było niestrudzone przecieranie nowych szlaków i poszukiwanie nowej formuły dla najszerzej rozumianej muzyki jazzowej. Dodatkowo kolejne propozycje zespołu cechował konsekwentny rozwój i z każdym nowym wydawnictwem słychać było wyraźny postęp w tych poszukiwaniach, co przekładało się na sukces. Dotyczyło to zarówno własnych kompozycji poszczególnych muzyków, jak i twórczej adaptacji innych kompozytorów (doskonałą i wyjątkowo udaną ilustracją takiego podejścia był zestaw dwóch płyt wymownie zatytułowanych Ours i Theirs). Każda kolejna płyta stawiała słuchaczowi wysoko poprzeczkę i wymagała wyjścia poza rutynę, ale też przynosiła wiele satysfakcji w nagrodzie za włożony wysiłek.

Na najnowszym albumie rozpoznać można pierwsze oznaki znużenia. Bez trudności rozpoznaje się, kto z muzyków tria jest kompozytorem którego utworu (album zawiera tym razem wyłącznie autorskie utwory członków zespołu). Wyraźnie słyszalne są motywy znane z wydanych w ostatnich czasach albumów Mary Halvorson i Tomasa Fujiwary i oboje w istocie nie proponują tutaj niczego nowego. Tym większe budzi to zdziwienie, że właśnie szczególnie oni zdążyli nas już przyzwyczaić do swojej, wydawało się, niespożytej inwencji twórczej. Ponadto muzycy takiej klasy i tak z sobą zgrani wydawali się niezawodni również w dziedzinie improwizacji. Pewny i solidny puls basu Formanka, polirytmiczna i polisonoryczna perkusja Fujiwary tworzył idealną sekcję rytmiczną dla wulkanicznej zazwyczaj energii i pomysłowości Mary Halvorson. Tymczasem zdaje się, że chwilowo ten wulkan przygasł. Być może Mary Halvorson wyczerpało ogromne przedsięwzięcie kompozytorskie dwóch niedawno wydanych płyt Amaryllis i Belladonna. Na płytę Multicolored Midnight dostarczyła zaledwie trzy utwory na jedenaście i to jeszcze obracające dobrze znane z jej twórczości tematy.

Początek płyty, pierwsze trzy utwory,jest dość obiecujący. Po kolei – I'm A Senator! Michaela Formanka to tętniący, soczysty utwór, przyjemny do słuchania, aczkolwiek niezaskakujący. Dalej Song For Mr. Humphries (dedykowany bębniarzowi kwartetu Horacego Silvera Rogerowi Humphriesowi, pochodzącemu z Pittsburga, miasta, w którym rodził się pomysł albumu), to charakterystyczna dla Fujiwary kompozycja pełna nieoczekiwanych i złożonych rytmów i brzmień, chociaż bardzo zbliżona do tych, które słyszeliśmy na jego ostatniej płycie March. Bez najmniejszych trudności rozpoznajemy też kompozytorkę trzeciego utworu Survival Fetish. Mary Halvorson przyniosła przyjemną kompozycję, wszakże pełną zarówno melodii, jak i brzmień, do których już zdążyliśmy się przyzwyczaić.

Od czwartego utworu Shit Changes następuje seria sześciu takich, w których zdaje się, że muzycy starają się znaleźć coś jeszcze bardziej oryginalnego. Tym razem opierają się na nowych brzmieniach (Tomas Fujiwara tutaj zwykle sięga po wibrafon) i wzajemnym słuchaniu. Oczywiście tak dobrze zżytym muzykom przychodzi to bez trudności. Lecz już w tej, a jeszcze bardziej w kolejnych kompozycjach zaczyna coraz bardziej razić brak pomysłu. Muzycy liczyli zapewne, że uda im się stworzyć nową wartość we wspólnej improwizacji, ale i tutaj, zdaje się, rutyna raczej ich zawiodła, niż przyniosła oczekiwaną pomoc. W Fidgety, kolejnym dziele Formanka, basista rozpoczynając solo, sięga też po elektroniczne przetworzenia brzmienia swego instrumentu, po czym dołącza z wolna pozostała dwójka. W nadziei na przesilenie słuchamy utworu do samego końca, ale nie udaje się niestety, niczego ciekawego doczekać.

Szósty, tytułowy utwór albumu autorstwa Halvorson nie przynosi niczego ciekawego. W Future Reruns and Nostalgia, kolejnej kompozycji Fujiwary, w której gra on na wibrafonie, najdłuższej i najbardziej sonorystycznie zaawansowanej, zespołowi pomysły kończą się po pierwszych trzech minutach, a utwór trwa ponad osiem. Już do końca muzykom nie udaje się zaproponować satysfakcjonującego domknięcia i pozostawiają nas coraz bardziej znużonymi i zawiedzionymi. Nieco życia przynosi bardzo podobna do tych z ostatnich płyt i sygnowana przez Formanka Capsicum Annuum. Swirling Lives to najciekawsza na albumie kompozycja Mary Halvorson. Autorce jako jedynej udaje się znaleźć pomysł i stworzyć ramy do szczęśliwego współbrzmienia wibrafonu, gitary i kontrabasu. Ostatnie dwie kompozycje to Michaela Formanka Should Be Cool i Tomasa Fujiwary Brutality and Beauty. Szczególnie ta ostatnia może przynieść sporo satysfakcji publiczności koncertów, jakie zapewne będą towarzyszyć ukazaniu się tej płyty.

Doświadczeni i wybitni muzycy przygotowali kolejny album, w którym jak zwykle, próbowali stworzyć i zaproponować coś zupełnie nowego. Pomimo że tym razem nie w pełni im się to udało, pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych propozycjach zespołu uda się znowu z sukcesem wytyczać nowe kierunki i po raz kolejny pozytywnie nas zaskoczyć.

Cezary Ścibiorski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO