Płyty Recenzja

Synchrotrony - Synchrotrony

Obrazek tytułowy

Gusstaff, 2020

Trio z saksofonem. Co najmniej od roku 1957, czyli od wydania Way Out West Sonny’ego Rollinsa, jeden z kanonicznych składów zespołu jazzowego, bliski szczególnie ceniącym otwartą formę improwizacji twórcom z kręgu free (vide: Ayler, Peacock, Murray czy Coleman, Izenzon, Moffett). Otwiera przestrzeń dla eksperymentu, ogranicza konieczne interakcje między instrumentalistami i wymaga szczególnej uważności, skupienia oraz nasłuchiwania muzycznych narracji konstruowanych przez partnerów. Forma atrakcyjna i ryzykowna. Kusi swobodą i miejscem dla indywidualnej ekspresji, a zarazem czyni wszelkie wpadki i niedomagania zauważalnymi po trzykroć.

Solo, duo, trio – nieuniknione sprawdziany poszukujących improwizatorów. Dlatego zawsze słucham tercetów ze szczególną uwagą i z niezwykłą przyjemnością, dając się poprowadzić muzykom w stronę, którą wybiorą, by poddać testowi swą wyobraźnię, technikę i odwagę. Sonorystyczna awangarda? Blues? Bossa nova? Hardcore jazz? Bardzo proszę, warto spróbować. I co ciekawe, wszystkie te ścieżki rozwija na swej płycie trio (z saksofonem) Synchrotrony, w składzie: Maciej Rodakowski (tenor), Jacek Steinbrich (bas), Krzysztof Topolski (perkusja).

Czy jednak oznacza to, że mamy tu do czynienia z eklektycznym zlepkiem stylistyk oraz zespołem w rodzaju „czy ktoś wie, dokąd jadę”? Zdecydowanie nie. Synchrotrony to płyta bardzo spójna w formie, właśnie dlatego, że jest to płyta de facto jazzowa. Nie pozornie, nie jazzująca czy „jazzawa”, lecz jazzowa, jeśli przez jazz będziemy rozumieli pewną filozofię muzykowania i pewne podejście do muzycznej formy, którego istotą jest podejmowanie rozmaitych wyzwań, sprawdzanie się w improwizacji, próbowanie nowych ścieżek i stylów czy wreszcie jamowanie jako sposób tworzenia.

Ta stylistyczna otwartość, pewna prostota w przekazie muzycznej energii i brak lęku – zarówno przed melodycznym tematem, jak i przed porzuceniem go na rzecz swobodnego poszukiwania dźwięków – przywodzą mi na myśl płyty Version Soul (trio Spaceways Inc., 2002) czy Ethnic Stew and Brew (Pyramid Trio, 2001 – choć to akurat było trio z trąbką), ale to czysto subiektywne skojarzenia i zapewne łatwo je zastąpić innymi, równie lub bardziej przekonującymi.

Jeśli zatem macie państwo ochotę na odrobinę bluesa (Black Metal Blues), bossa novy (Un petit déjeuner w São Paulo), w której Krzysztof Topolski nabija filigranowe rytmy nie gorzej niż Milton Banana, czy nieco boogie, niepokojąco bliskiego punka (Synchrotron), to sięgnijcie po Synchrotrony, bo to po prostu świetna jazzowa płyta.

Autor - Dariusz Brzostek

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO