W 1931 roku Duke Ellington i Irving Mills napisali piosenkę It Don't Mean a Thing (If It Ain't Got That Swing). Pytanie, co dokładnie sprawia, że występ jazzowy „huśta” (ang. swings), nie zostało tak naprawdę wyjaśnione do dziś.
W muzyce swing może oznaczać przynajmniej dwie rzeczy. Po pierwsze, swing to styl jazzu, który zdominował amerykańską muzykę popularną od około 1930 do 1945 roku (era swingu). Swing, grany przez big-bandy prowadzone przez takich liderów jak Duke Ellington, Count Basie, Benny Goodman i Artie Shaw, ma charakterystyczny rytm. To wrażenie uzyskuje się poprzez zaakcentowanie beatów 2 i 4 (zamiast 1 i 3), dodanie akcentów, synkopy i ugruntowanie wszystkiego przez chodzącą linię basu. W tym sensie jest to druga definicja swingu. Swing jako koncepcja rytmiczna, która daje muzyce pewien charakter, a którą trudno wytłumaczyć słowami, a nawet zapisem nutowym. Jak powiedział Louis Armstrong: „Jeśli tego nie poczujesz, nigdy się tego nie dowiesz”. Mimo wszystko postaram się to opisać.
Ogólnie rzecz biorąc, w muzyce ćwiartki są podzielone równo na dwie ósemki, trzy triole albo cztery szesnastki każda. W przypadku swingowania są one podzielone nierówno, nie tak precyzyjnie jak w zwykłym podziale. Kiedy Armstrong dzieli ćwiartki, pierwsza z dwóch nut jest zawsze dłuższa niż druga, i jest czasem akcentowana. Równe pary nut po prostu nie będą swingować. Nie ma sztywnej zasady co do tego, jak długo przeciągnąć nutę. Znalezienie odpowiedniego miejsca jest intuicyjne i każdy muzyk interpretuje ten podział według własnego uznania. Trudno byłoby znaleźć profesjonalnego perkusistę jazzowego (lub innego instrumentalistę jazzowego), który by „nie potrafił” grać swingowego rytmu, ale jedni umieją kołysać lepiej, a drudzy gorzej.
Można swingować na wiele różnych sposobów. Elvin Jones wykorzystując wiele warstw rytmu, stworzył bardziej nowoczesny rodzaj swingu z akcentami umieszczonymi w zaskakujących miejscach i krzyżowaniem rytmów. Wielu artystów nie lubiło przez to z nim grać. Kenny Clarke ze swoim talerzowym ching-chinga-ching stworzył tak idealny swing, że nazwano go heartbeat (biciem serca). Ten lekki, zwiewny puls Clarke’a stał się uosobieniem swingu. Nikt nie potrafił swingować jak Art Blakey, a jego sławne shuffle w przeboju Blue Note Moanin' z końca lat 50. stało się jednym z najbardziej kultowych beatów perkusyjnych wszechczasów.
A czy może istnieć jazz bez swingu? W Meditations Coltrane’a nie ma swingu. Miles Davis przestał grać ze swingiem od Bitches Brew. Weather Report, Ornette Coleman, Herbie Hancock z Headhunters nie swingowali w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Kiedy jazz zaczął się rozwijać, popularny był styl swingu, ale w ramach ewolucji włączył wiele innych stylów muzycznych, które nie swingują jak Basie, Goodman czy Ellington. Nie oznacza to wcale, że nie jest to jazz.
Swing jako koncepcja rytmiczna jest ściśle związany z synkopacją. Kładzieona nacisk rytmiczny w obszarach, w których normalnie go nie można znaleźć. To jeden ze sposobów, w jaki jazz zachowuje wrażenie tak improwizowanego, nawet jeśli nie jest improwizowany. Synkopacja sprawia, że muzyka nie jest nudna. To jest właśnie to, co potrafi zaskoczyć słuchacza. Synkopacja wydaje się nieoczekiwana, czasem nawet wymuszona, ale rozbija normalne rytmy na niepowtarzalne wzory. Synkopa jest podstawą ragtime’u (ang. ragged – poszarpany, ang. time – czas).
Mimo że popularność ragtime’u nie trwała długo, dał on podstawy do powstania jazzu. Swego czasu miał on tak duży wpływ na rozwój jazzu, że nazwy te były synonimami. Później przyszła era swingu i swing stał się synonimem jazzu. Dzięki temu, że swing miał chwytliwą melodię i mocny rytm zachęcający do tańca, stał się gatunkiem bardzo skomercjalizowanym. Pod koniec lat 20. w Harlemie powstał taniec muzyki swingowej – lindy hop.
Populacja afroamerykańska w Harlemie, dzielnicy imigrantów na Górnym Manhattanie w Nowym Jorku, wzrosła czterokrotnie po tym, jak znaczna część wschodnioeuropejskiej i niemieckiej społeczności żydowskiej, zrujnowana wielkim kryzysem opuściła sąsiedztwo. Czasy były ciężkie również dla artystów z Harlemu i ze względów ekonomicznych muzycy zaczęli łączyć się w big-bandy, grając swing. Ta ekscytująca muzyka, wraz z tańcem i całym stylem życia, rozprzestrzeniły się po całym kraju.
W 1926 roku otwarto salę balową Savoy w Harlemie, która przez następne 20 lat stała się wylęgarnią zespołów swingowych. Dzięki prasie, nagraniom i transmisjom radiowym amerykańska publiczność zapoznała się z nową muzyką i rozpoczęło się taneczne szaleństwo. Polerowane deski klonowe musiały być wymieniane co trzy lata ze względu na ciągłe użytkowanie. Savoy miał nawet dwie estrady, aby mieć pewność, że muzyka będzie grana bez przerw.
Aby wczuć się w klimat, polecam film Swing Time (w polskim tłumaczeniu Lekkoduch) z 1936 roku. To historia hazardzisty, który przyjeżdża do Nowego Jorku i poznaje piękną instruktorkę tańca. W tych rolach wystąpili niezapomniani Ginger Rogers i Fred Astaire. Niezwykła scenografia, zachwycające choreografie i niezapomniana ścieżka dźwiękowa sprawiły, że musical znalazł się na liście 100 najlepszych filmów wszechczasów.
Pisząc o swingu, nie sposób pominąć muzyki opracowanej w latach 30. XX wieku przez skrzypka Stéphane’a Grappelliego i gitarzystę Django Reinhardta. Muzyka zwana jazz manouche, cygański jazz bądź cygański swing, jest najczęściej wykonywana przez gitarę prowadzącą, skrzypce, bas smyczkowy i dwie gitary rytmiczne, które nadają szybki, swingowy rytm. Ponieważ w zespołach nie ma perkusji, gitarzyści rytmiczni są kluczowi w generowaniu niepowtarzalnego i radosnego swingu tego stylu.
Dziś swing jako koncepcja rytmiczna wykracza daleko poza wczesne korzenie jazzu – jeśli wsłuchamy się uważnie, mnóstwo współczesnej muzyki, takiej jak hip-hop czy R&B, wykorzystuje swingowe rytmy. Popularnością cieszą się pionierzy tworzenia beatów, tacy jak J Dilla, który wykorzystywał elektroniczne narzędzia do wykonywania nowoczesnych wariacji swingu. W pierwszej dekadzie XXI wieku pojawił się electro swing, określony w czasopiśmie Vice jako najgorszy gatunek muzyczny, jaki kiedykolwiek powstał . Jak napisał autor tego sądu Angus Harrison, electro swing to spotkanie przeszłości z nowoczesnością w najgorszy możliwy sposób. Chociaż są gatunki muzyczne, które odrzucam z większą mocą niż electro swing, rzeczywiście nie porywa mnie do tańca mimo swoich napastliwych, tanecznych beatów. Electro swing rozgrzeszam jednak za to, że dzięki niemu niewtajemniczony w historię jazzu słuchacz może sobie zadać pytanie: „Kto tak fajnie gra na tym klarnecie?” i być może odkryje, kim jest prawdziwy King of Swing.
Linda Jakubowska