Płyty Recenzja

Piotr Mełech & Wojtek Kurek – Walk Thru

Obrazek tytułowy

(Gusstaff Records, 2024)

Jednym z dłużej działających duetów krajowej sceny improwizowanej ostatnich lat jest tandem klarnecisty Piotra Mełecha i perkusisty Wojtka Kurka. Niestety ich wspólna twórczość nie jest zbyt szeroko udokumentowana. Tym bardziej cieszy tegoroczna premiera ich drugiej płyty Walk Thru, na której panowie porzucają wariacki free jazz z bluesowymi naleciałościami, jaki zaprezentowali na wydanym pięć lat temu Split Here. Tym razem obaj rzucają się w odmęty ciepłej, melodyjnej kameralistyki.

Mam wielkie zaufanie do wszystkiego, w co artystycznie angażuje się Piotr Mełech – czy to Polski Piach, czy trio Cukier, czy dawne Enterout Trio, czy nawet jego eksperymenty z muzyką żydowską sprzed kilku lat. To obok Pawła Szamburskiego i Michała Górczyńskiego jeden z najbardziej wszechstronnych polskich klarnecistów. Na Walk Thru ta wszechstronność także daje o sobie znać, ponieważ muzyczny język duetu zmienił się trochę. Kurek ostatnio angażował się w dużo bardziej eksperymentalne przedsięwzięcia, takie jak duet z sonorystycznie improwizującym Pawłem Doskoczem czy brzmiący wręcz destrukcyjnie projekt Duopol współtworzony z Hubertem Kostkiewiczem (trzymam kciuki za wydanie płyty!). Nowy album jest natomiast chwilą oddechu, ma dużo bardziej transowy charakter,czerpie z tradycji orientalnych oraz afrykańskich.

Podczas koncertu duetu, który odbył się 2 lutego w krakowskim Betelu, Mełech opowiedział, że wszystkie te improwizowane kompozycje powstały na skali zbliżonej do etiopskiej. Wyjaśnia to pojawiające się często skojarzenia z pustynną i nieco medytacyjną atmosferą, w jakiej album ten jest utrzymany. Na przykład Antique Shop odznacza się zmysłową, gorącą melodią klarnetu poprzecinaną precyzyjnymi, krótkimi dźwiękami perkusji Kurka, które układają się w podrygujący, quasi-bliskowschodni rytm. Południowy trans wybrzmiewa najpełniej w University, w którym niewzruszony Mełech, uparcie powtarzający przez pięć minut spokojny motyw, kontrastuje z kotłującymi się ciężko bębnami. Żadnego sonoryzmu, żadnego radykalnego free jazzu – kontemplacja, przestrzeń i ten ciepły, falujący klimat. Wyjątkowo wybija się z niego Mushroom Field – ten numer ma najbardziej figlarny i nieuporządkowany charakter, więc można snuć domysły, jakie to grzyby rosną na tytułowym polu…

Szczególnym atutem Walk Thru jest wyśmienita produkcja. Tak klarownego i zniuansowanego brzmienia nie słyszałem na polskiej płycie od dawna. Doskonale słychać przeróżne faktury, jakie wykorzystuje Kurek. Gdy tylko na bębny narzucona jest wytłumiająca płachta, różnicę słyszymy natychmiast. Uderzenia o drewniane elementy są ostre, dźwięczne, wybrzmiewają krótkim echem. Jeśli słuchamy płyty na sprzęcie hi-fi, to już od pierwszych uderzeń Kurka w Gift Shop przez cały pokój zaczyna przechodzić drżenie, do którego dołącza później szlachetny, głęboki klarnet basowy, na którym Mełech gra długie, masujące zwoje mózgowe, posuwiste frazy. Uczta nawet dla najbardziej wymagającego audiofila.

Ciekawostką jest, że Walk Thru układa się w pewną uroczą koncepcję. Tytuł płyty to z angielskiego „wycieczka” lub „przechadzka”, „spacer”, a tytuły utworów to przecież konkretne miejsca, jakie znajdziemy na mapie każdego miasta: biblioteka (Library), sklep z antykami (Antique Shop), rynek miejski (Main Square) czy nawet biuro podatkowe (Tax Office). W tych utworach, których tytuły oznaczają raczej zamknięte pomieszczenia niż otwarte przestrzenie, Kurek co jakiś czas uderza w coś, co przypomina sklepowy dzwonek do drzwi, zupełnie jakby do miejsc tych wchodzili ciągle kolejni petenci.

Trudno było spodziewać się po tej dwójce artystycznej porażki. Album, wydany tym razem w barwach Gusstaffa, przyniósł jeszcze nowsze oblicze muzycznych zainteresowań obu instrumentalistów. Nie dość, że słychać ich tu wyśmienicie, to słychać także, że obaj czują się ze sobą bardzo komfortowo. Choć podobnych płyt pewnie powstaje wiele, to akurat po właśnie tę warto sięgnąć, by w te wciąż jeszcze chłodne miesiące dawkować sobie podmuchy ciepłego, południowego powietrza, i zanurzyć się w dojrzałym, melancholijnym transie.

Mateusz Sroczyński

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO