Płyty Recenzja

Mikołaj Trzaska, Petr Vrba, Mark Tokar, Balazs Pandi – Malá Pardubická Vol. 4

Obrazek tytułowy

Gusstaff Records, 2022

Mamy tu do czynienia z czwartą częścią materiału nagranego jesienią 2021 roku w czeskim studiu w Pardubicach przez kwartet Trzaska / Vrba / Tokar / Pandi. Jednocześnie jest to najdłuższa, bo trwająca ponad 66 minut, część z serii Malá Pardubická oraz jedyna wydana na CD. Ukazała się już część trzecia, wydana na siedmiocalowym winylu, a część pierwsza (limitowany nakład 66 sztuk) i druga (pięciocalowa winylowa EP-ka) jeszcze czekają na swoją kolej w wydawnictwie.
Ideą całej tej serii jest porozumienie na poziomie ponadjęzykowym, osiągane za pomocą uniwersalnego języka muzyki. W skład kwartetu wchodzą bowiem saksofonista Mikołaj Trzaska, trębacz obsługujący także elektronikę Petr Vrba z Czech, ukraiński kontrabasista Mark Tokar oraz węgierski perkusista Balazs Pandi. I ta idea muzycznego porozumienia jest chyba punktem wyjścia dla tej płyty, ale także całej serii.

Na płycie znajdziemy piętnaście kompozycji, a raczej improwizacji. Chociaż słowo kompozycja nie jest tutaj tak bardzo niestosowne, ponieważ w każdym z tych piętnastu nagrań słychać, jak wyłania się jakiś wspólny koncept. Tak, jakby były to improwizacje dalece przemyślane przed wykonaniem. Oczywiście nie jest to zarzut, przeciwnie. To zwarcie i zaplanowanie są czymś w rodzaju pretekstu do odczytywania utworów razem z ich tytułami, nie tylko na poziomie stricte muzycznym. Mamy tu bowiem próby dźwiękonaśladowcze, jak na przykład sprawiająca wrażenie kapiącej wody elektronika Vrby w Welcome To The Cave, czy saksofon i trąbka prześcigające się w nawoływaniu w pierwszym na płycie When The Bird Is Singing.
Skoro już wspomniałem o elektronice, to muszę dodać, że Petr Vrba korzysta z niej bardzo rzadko, a jeśli już, to bardzo subtelnie. Pojawia się ona także w postaci świstów i gwizdów w Dark Lake. Gdy przychodzi do utworu Heavy Moth, rzeczywiście mamy do czynienia z ciężarem. Jest on generowany przez smolisty kontrabas Tokara i gęstą perkusję Pandiego. Przez całą płytę Pandi utrzymuje perkusyjną gęstość, cudownie zresztą nieregularną. Zwraca uwagę wielkim kunsztem, opartym na bardzo „atmosferycznym” podejściu do gry (Human Shadow) pomieszanym z nienachalną wirtuozerią i umiejętnością pozostawiania przestrzeni na dźwięk pozostałym muzykom.

Tokar z kolei to szczególny motor emocjonalny tej płyty, tak jakby jego pomysły na partie kontrabasu decydowały trochę o całym nastroju. Wychwycić to można bardzo łatwo we wspaniale chrobotliwym Shkorboot czy agresywniejszym Predator Sparrow, w którym Tokar sięga po rozlewające się na przestrzeni utworu szarpanie strun i prawdopodobnie smyczkowe kaskady. Wtóruje mu Vrba, który za pomocą pojedynczych dźwięków nisko ustawionej elektroniki tworzy krótkie plamki i niuanse, wzbogacające te niższe rejestry improwizacji. Cudownie rozmijają się saksofon Trzaski i trąbka Vrby. Czasami wychodzą z jednolitego rdzenia, by w końcu móc się oddzielić i zacząć mówić własnym językiem. I są to rozminięcia nierzadko nieprzewidywalne, jak we wspomnianym utworze otwierającym płytę.

Nie wystarczy więc stwierdzić, że jest to po prostu płyta freejazzowego kwartetu. To jest naprawdę dobra i elegancka muzyka. Zapis energii fantastycznych muzyków, którzy – według mnie – potrafili wykreować wspólne koncepty utworów i bardzo chcieli je wspólnie zrealizować. Nie da się odmówić tej muzyce obrazowości, zwłaszcza w drugiej połowie albumu. I dotyczy to nie tylko instrumentów dętych, co wydawałoby się oczywiste, lecz całego składu. Każdy z muzyków ma też szansę zaistnieć na pierwszym planie, co świadczy o głębokim wzajemnym zrozumieniu.

Mateusz Sroczyński

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO