Płyty Recenzja

Marek Napiórkowski – Hipokamp

Obrazek tytułowy

Agora, 2019

"Hipokamp", cytując materiały promocyjne płyty, „nawiązuje do tajemniczego i nie do końca zbadanego obszaru, jakim jest ludzki mózg”. No tak, Amerykanie mają swój program BRAIN, Europa Human Brain Project z finansowaniem na poziomie kilku miliardów dolarów. W tej „zabawie”, ogólnie rzecz biorąc, chodzi o zmapowanie naszego myślącego organu w ciągu najbliższych lat. Czy Marek Napiórkowski podszedł do tematu naukowo, tego nie wiem. Patrząc na tytuły kompozycji, odnoszę wrażenie, że raczej potraktował zagadnienie z artystycznym dystansem.

Uszkodzenie hipokampu, w pewnym uproszczeniu, może skutkować wyłączeniem możliwości zapisywania zdarzeń w pamięci długotrwałej, czyniąc z człowieka rodzaj komputera posiadającego wyłącznie pamięć RAM, czyli niezdolnego do gromadzenia wspomnień. Pamięć powiązana z uczuciami, do których odwołuje się muzyka, to element człowieczeństwa – może więc tytuł nawiązuje głównie do tego aspektu pracy mózgu?

Liderowi towarzyszą tym razem Jan Smoczyński na instrumentach klawiszowych, Paweł Dobrowolski na perkusji, Luis Ribeiro na instrumentach perkusyjnych i gościnnie Adam Pierończyk na saksofonie sopranowym. W pierwszej chwili nie zwróciłem na to uwagi, ale w składzie nie ma basu. Co ciekawe, w ogóle tego nie słychać, wręcz można odnieść wrażenie, że muzyka zyskała na lekkości, a odrzucając ten instrument, pozbyła się jedynie elementu „hamującego” sekcję.

"Hipokamp" różni się zdecydowanie od poprzedniego albumu wydanego w 2017 roku. WAW-NYC, bo o nim mowa, łączył nowoczesny jazz z melodiami pełnymi ciepła i optymizmu. Do dzisiaj nie pojmuję, dlaczego nie dostał Fryderyka. "Hipokamp" – miejscami nastrojowy, spokojny, melodyczny – wymaga jednak od słuchacza większego skupienia. Porzuca dziecięcy świat obecny w wydanej w ubiegłym roku płycie "Szukaj w snach", którą Napiórkowski stworzył wraz z Natalią Kukulską (Fryderyk w kategorii Muzyka dziecięca i młodzieżowa) na rzecz całkiem dorosłych niepokojów i wyrafinowanych improwizacji.

Najbardziej zapadający w pamięć i najbliższy moim sympatiom jest tytułowy "Hipokamp". Znajdziemy tu przestrzeń, tajemnicę i przy odrobinie wyobraźni „skandynawskie” klimaty reprezentowane głównie przez Pierończyka. Duże wrażenie robią dynamiczne improwizacje w Brainstorm. Natomiast "Niepokój" wycisza. Jest w nim bardziej żal niż agresja, coś w rodzaju nostalgii za nieokreślonym. Warte wyróżnienia są również "Flashback" i "Quadrato magico" za rozpoznawalne u Napiórkowskiego klimat i improwizacje.

Na płycie znajdziemy także kompozycje innych artystów – "Água e vinho" Egberto Gismontiego oraz "Space Oddity" i "Absolute Beginners" Davida Bowiego. Utwór Gismontiego to taki trochę „samograj”, natomiast Bowie to inna bajka. Niekwestionowany król popu, jako piosenkarz uwielbiany przez miliony, ciekawy aktor. Jego śmierć w 2016 roku odbiła się szerokim echem w świecie popkultury. Przez fanów jazzu pamiętany jest z pewnością jego przebój z 1985 roku "This Is Not America" wykonywany wspólnie z Patem Methenym. Nigdy nie byłem fanem Davida Bowiego, lecz po wysłuchaniu płyty "Hipokamp" zacząłem się zastanawiać, czy czegoś nie przegapiłem w historii tego artysty. Marek Napiórkowski wydobył z tych utworów klimaty, których istnienia prawdopodobnie nigdy bym się nie domyślił. Może w jego projekcji jest jakaś ponadczasowa esencja Bowiego, która mi umknęła? Najlepiej niech każdy słuchacz oceni to indywidualnie.

Przyzwyczailiśmy się, że każda płyta Marka Napiórkowskiego jest wydarzeniem. Tak też jest i tym razem. Po wysłuchaniu najnowszej czuję pewien niedosyt, a to znaczy, że już czekam na następną.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO