Płyty Recenzja

Marek Napiórkowski, Aukso – String Theory

Obrazek tytułowy

(Agora, 2022)

Jazz potrafi pięknie przenikać się z klasyką – to wiadomo. A kiedy struny drgają za sprawą Marka Napiórkowskiego, możemy być niemal pewni, że wszystko ma swoje miejsce, swój drive i emocje. Tak, bo niezależnie jaką formułę zaproponuje nam ów muzyk, czy to akustyczny duet gitarowy, czy gitarę w otoczeniu dęciaków, czy – jak ma to miejsce na String Theory – orkiestrę smyczkową, fuzja jest udana, szlachetna i przyjemna w odbiorze.

Słuchając omawianego tu krążka, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że mam do czynienia z formułą złotego środka. Na poziomie brzmieniowym (aranżacja smyczków – Nikola Kołodziejczyk, a produkcja – mistrz Leszek Kamiński), ale i kompozycyjnym, mamy do czynienia z formą ambitną, dopieszczoną harmonicznie i zagraną z maestrią – przy tym niezwykle czytelną, przyjemną i spójną. Spójną na tyle, że podczas odbioru straciłem totalnie poczucie słuchania zbioru pojedynczych utworów. Dopiero później przeczytałem gdzieś, że to suita, skomponowana specjalnie na potrzeby festiwalu Orkiestry Kameralnej Miasta Tychy – Auksodrone, powstała na początkowym etapie pandemii koronawirusa. Niby można by ów pandemiczny wątek uznać za nic niewnoszący wtręt, ale w kontekście niniejszej recenzji ma znaczenie o tyle, że zawartość String Theory nie niesie bynajmniej śladów złowrogiego napięcia, które mogłoby (i na niektórych płytach z tego czasu tak właśnie było!) odcisnąć na nim swoje piętno.

Sam Marek Napiórkowski doskonale odnajduje się w tej symfoniczno-jazzowej symbiozie – zręcznie balansując między „filmowym”, nostalgicznym, pełnym swingowej gracjimainstreamowym graniem a drapieżniejszym brzmieniem z krainy rasowego jazz-rocka. Oddać mu też należy, że nie usiłuje tu zasypać pozostałych kolegów (Maxa Muchy na kontrabasie, Michała Bryndala na perkusji oraz symfoników) kawalkadami dźwięków czy usilnie wybijać się na pozycję lidera. W takich projektach, w których łączą się różne muzyczne światy i często zupełnie odmienne brzmienia, cały szkopuł (chyba) tkwi w tym, by osiągnąć harmonię, realne zespolenie – co na String Theory udaje się koncertowo.

A zatem czy mamy tu do czynienia bardziej z jazzowym combo czy orkiestrą – jazzem, muzyką filmową czy „poważką”, nie ma tu większego znaczenia. To połączenie strun, koncepcji i energii jest świetne – tak w teorii, jak w praktyce.

Wojciech Sobczak-Wojeński

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO