Płyty Recenzja

Ivo Perelman / Ray Anderson / Joe Morris / Reggie Nicholson – Molten Gold

Obrazek tytułowy

(Fundacja Słuchaj!, 2023)

Molten Gold to kolejna płyta w bogatym dorobku wydawniczym Fundacji Słuchaj. Na albumie nagranym z inicjatywy brazylijskiego saksofonisty tenorowego Ivo Perelmana spotkali się wybitni instrumentaliści muzyki improwizowanej, obecni na scenie już od kilku dekad: puzonista Ray Anderson, gitarzysta i basista Joe Morris (tym razem na kontrabasie) oraz perkusista Reggie Nicholson. Perelman i Morris nagrywali już ze sobą wielokrotnie, ale w kwartecie z Andersonem i Nicholsonem spotkali się po raz pierwszy. Płyta została zarejestrowanaw Nowym Jorku w listopadzie ubiegłego roku w znanym ParkWest Studio na Brooklynie.

Ivo Perelman to artysta wszechstronnie wykształcony muzycznie (Berklee College of Music w Bostonie), zaczynał od gitary klasycznej, ostatecznie jednak wybrał saksofon tenorowy. Jego pierwszymi inspiracjami byli cooljazzowi saksofoniści Stan Getz i Paul Desmond, w co trudno dziś uwierzyć, słuchając freejazzowych, błyskotliwych i żywiołowych improwizacji Perelmana. Swobodną improwizacją zaraził się na początku lat 90., kiedy znalazł się w Nowym Jorku, w którym aktywnie działało wówczas silne środowisko freejazzowych eksperymentatorów. W swój najbardziej płodny artystycznie okres, jak sam o nim mówi – „intensywnego szaleństwa twórczego”, wkroczył jednak w 2010 roku.

Szczególnego kolorytu Molten Gold nadaje udział wybitnego mistrza jazzowego puzonu – Raya Andersona. Nazywany jest on muzycznym wszystkożercą, ponieważ oprócz szeroko pojętego jazzu inspiruje go też blues, soul, funk i rock. Nagrywał z czołowymi muzykami światowej awangardy jazzowej (jak David Murray, Roscoe Mitchell, Henry Threadgill, Anthony Braxton).

Współtworzący sekcję rytmiczną kwartetu Joe Morris jest multiinstrumentalistą, grającym na gitarze, kontrabasie, mandolinie, banjo i perkusji. Inspiruje go free jazz w różnych jego przejawach (Ornette Coleman, Cecil Taylor, John Coltrane, środowisko muzyków skupionych wokół AACM oraz europejscy improwizatorzy). Współpracował z takimi wielkimi indywidualnościami jak Anthony Braxton, John Zorn, Evan Parker, Wadada Leo Smith czy Marshall Allen. Zasiadający za perkusją Reggie Nicholson ma swój rozpoznawalny styl i brzmienie. Uznawany jest za muzyka niezwykle oryginalnego, o otwartym umyśle, inspirującego całe rzesze perkusistów. Od 1979 roku jest aktywnym członkiem AACM, eksperymentuje też solowo z elektroniką i instrumentami perkusyjnymi.

Album Molten Gold to aż półtoragodzinna improwizacja podzielona na cztery utwory: Warming Up, Liquid, Aqua Regia i Gravity. Molten Gold, czyli „ciekłe złoto” można interpretować jako luźne nawiązanie do innej nazwy free jazzu – fire music. Muzyka kwartetu oparta jest na doskonale zbalansowanych przeciwieństwach. Przenikają się tu i płynnie przechodzą jedne w drugie żywiołowe, głośne, pełne ognia i temperamentu freejazzowe improwizacje z improwizacjami spokojniejszymi, wyciszonymi, eksperymentującymi z formą i brzmieniem, charakterystycznymi dla europejskiego free improv.

Wydaje się także, że Perelman i pozostali muzycy kwartetu wierzą tak jak Heraklit w jedność przeciwieństw, że droga w dół i w górę jest jedna. W to, że wszelkie zdarzenia natomiast wynikają z napięcia powstającego między przeciwieństwami – jak głosił Heraklitejski wariabilizm. Słuchając albumu, czuje się tę współpracę, wzajemne, uważne słuchanie siebie nawzajem oraz dawanie swobody ekspresji i improwizacji współwykonawcom. Wspomniana jedność przeciwieństw zaś jest motorem, który napędza zespół i daje mu radość z grania.

Uważam, że tym, co nadaje wartość i wyraz płycie,jest silny pierwiastek freejazzowy w naprawdę mistrzowskim wykonaniu. W grze kwartetu czuje się ducha ojcówzałożycieli tego gatunku (Coleman, Ayler, AACM). W każdym z utworów muzycy dialogują ze sobą w różnych konfiguracjach w sposób niezwykle swobodny, lekki, niewymuszony, czasem żartobliwy. Instrumenty raz są ze sobą zgodne, innym razem kłócą się lub przekomarzają.

Molten Gold potwierdza, że free jazz wciąż jest żywy, rozwija się i nie jest formułą zamkniętą. Polecam album wszystkim miłośnikom dobrego jazzu. Beauty Is a Rare Thing (piękno to rzadka rzecz), jak zatytułował jeden ze swoich utworów Ornette Coleman na płycie This Is Our Music (1961).

Maciej Krawczyk

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO