Płyty Recenzja

Irek Wojtczak Tentet – Suita Parzęczewska

Obrazek tytułowy

(Irek Wojtczak, 2023)

Irek Wojtczak – saksofonista, aranżer, edukator, absolwent Akademii Muzycznej w Gdańsku. Jest też animatorem polskiej muzyki ludowej, która stała się inspiracją do jego wcześniejszych albumów – Direct Memory Access, Play It Again, Folk Five, Rom Tom Dada oraz najnowszej Suity Parzęczewskiej.

Tytuł płyty początkowo mnie zniechęcał do zapoznania się z jej zawartością, wręcz odstraszał. „Suita” brzmiała mi trochę klawesynowo-barokowo, ewentualnie symfonicznie-rockowo, a nazwa Parzęczew już w ogóle mi nic nie mówiła, a wiadomo, że do tego, czego nie znamy, podchodzimy jak pies do jeża. I co się okazalo? Że suita Irka Wojtczaka wcale nie jest dłużącym się utworem cyklicznym, ale zestawem dziewięciu bardzo spójnych stylistycznie utworów, natomiast folklor parzęczewski pobrzmiewa całkiem swojsko, bo mazurki, oberki czy chodzone będą zawsze brzmieć nam znajomo, bez względu na to, z jakiej części Polski pochodzimy.

W 2021 roku Parzęczew obchodził 600-lecie nadania praw miejskich i jubileusz ten stał się inspiracją dla Irka Wojtczaka do skomponowania, a następnie nagrania, Suity Parzęczewskiej, której kanwą były zapiski Oskara Kolberga na temat muzyki regionu łęczyckiego. Narrację albumu spina Chodzony Parzęczewski. Piękna, liryczna melodia, zagrana w trzech różnych aranżacjach, w których główną rolę gra nieco chopinowsko brzmiący fortepian Piotra Mani. Klasycznie, prosto, ze słowiańska duszą. Czwarty z chodzonych (drugi numer na płycie) to zupełnie inna historia, ale niemniej ciekawa, przede wszystkim przez nieoczywiste metrum (chodzony występuje najczęściej w metrum 3/4), dźwięk klarnetu basowego i soczyste improwizacje trąbki i fortepianu na tle mocarnego kontrabasu.

Najdłuższym i chyba najbardziej kompleksowym utworem na płycie jest Ober od Parzęczewa. Tradycyjnie ober charakteryzuje się sporą dozą improwizacji, dlatego dla muzyków jazzowych musi stanowić wielkie pole do popisu, zwłaszcza w kwestii tempa. Oberek może ciągle przyspieszać tempa, aż do zawrotnego, gdy zanika nawet melodia, a pozostają tylko powtarzające się figury rytmiczne. Może też na zmianę przyspieszać i zwalniać, w zależności od możliwości tancerzy – bardziej lub mniej zmęczonych wirowaniem. Ober od Parzęczewa taki właśnie jest – zmienny. Czasem przyspiesza, czasem zwalnia, obrazując prawdziwy charakter tańca ludowego, jak i różne oblicza muzyków obecnych na płycie.

A muzyków jest tutaj dostatek. Dokładnie dziesięciu – i to sama artystyczna śmietanka. Emil Miszk, Tomasz Dąbrowski i Tomasz Ziętek serwują nam trąbkę w trzech różnych smakach w postaci solówek w trzech różnych utworach. Trudno wybrać najlepszą, chociaż osobiście skłaniam się ku Emilowi Miszkowi, który w Mazurze brzmi mniej agresywnie i bardziej cool niż jego koledzy z bardzo mocnym, ekspresywnym, freejazzowym brzmieniem w Oberze (Dąbrowski) i Mazurze Żydowskim (Ziętek). Jednak najlepiej brzmią wszyscy razem.

Dziesięciu muzyków to już prawie big-band, a ja lubię takie klimaty. Cudownie zgrane i zsynchronizowane instrumenty dęte w pierwszych minutach otwarcia płyty czy instrumentalne rozmowy w Mazurze Żydowskim emanują siłą kolektywnego grania, w którym słychać doskonałe aranżacje (ukłon w stronę Aleksandry Tomaszewskiej, która aranżowała muzykę wraz z pomysłodawcą płyty),a także wielką zwartość i porozumienie między artystami.

Chociaż zabrakło miejsca na solówki kontrabasu i perkusji, nie sposób nie docenić wkładu tych instrumentów. Typowe tempo rubato, związane z rytmami mazurkowymi, swoboda rozmieszczania akcentów dynamicznych (głównie na słabych częściach taktu), zmienność metrum, synchronizacja z freejazzowymi solówkami czy budowanie klimatu wymagały nie lada maestrii, którą pokazali Adam Żuchowski i Krzysztof Szmańda. Jest też coś szczególnegow ich brzmieniu: głębokiego, wzajemnie wzmacniającego się i uzupełniającego. Nie wiem, czy to wyłącznie bęben basowy perkusji, jego wzmocnienie klarnetem basowym (czy kontrabasem?), dawało niekiedy efekt brzmienia barabanu, charakterystycznego dla naszej muzyki ludowej. Te idealnie zgrane niskie dźwięki tonują krzyczące dęciaki, czego rezultatem jest wyważona harmonia.

Suita Parzęczewska została skomponowana i zaaranżowana na podstawie krótkich muzycznych szkiców. Wprost trudno uwierzyć, że z kilku taktów i skrawków melodii zapisanych przez etnografa udało się skomponować i zaaranżować coś tak kompleksowego. Album to świetne połączenie prostoty muzyki ludowej z zawiłościami nowoczesnego jazzu. Znajdziemy tu też trochę minimalizmu bliskiego muzyce klasycznej w mariażu z tradycją jazzowych big-bandów.

Chociaż Ireneusz Wojtczak próbuje unikać jakiejkolwiek klasyfikacji swojej twórczości, trudno odeprzeć wrażenie, że autentyzm i głębia sztuki ludowej nie dają mu spokoju i są jego stałym źródłem inspiracji. Życzę mu, aby nieprędko się ono wyczerpało i obfitowało w kolejne polonezy na trąbkę i inne nieoczywistości.

Linda Jakubowska

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO