Felieton Słowo

Kanon jazzu: Wspólne granie

Obrazek tytułowy

fot. Rafał Garszczyński

Joe Lovano – Tenor Legacy

(Blue Note, 1993)

Tenor Legacy to duet saksofonowy, nawet jeśli Lovano i Redmanowi towarzyszy doskonała sekcja dowodzona przez pianistę Mulgrew Millera wspomaganego przez Christiana McBride’a, Lewisa Nasha i Dona Aliasa. Album nagrany przez dwu saksofonistów pozostał jednak nagraniem lidera. To on jest autorem połowy kompozycji uzupełnionych o jazzowe standardy. Wśród tych znajdziecie między innymi wyśmienite wykonanie Laury Davida Raksina i Johnny’ego Mercera.

Efektem spotkania dwu wyśmienitych saksofonistów nie są zawody, ale wspólne granie, brzmiące, biorąc pod uwagę repertuar, zaskakująco nowocześnie, a jednocześnie ponadczasowo. Gdyby dodać trochę szumu, album mógłby znaleźć się w kolekcji najlepszych sesji Blue Note cztery dekady wcześniej. Wiem, bo przygotowując wspomnianą już Laurę do radiowej prezentacji, przez pomyłkę uruchomiłem w moim produkcyjnym radiowym oprogramowaniu złożoną na inną okazję paczkę filtrów masteringowych i korektor parametryczny ustawiony w sposób pomagający imitować słynne brzmienie studia Rudy’ego Van Geldera. Zabrzmiało dokładnie jak nagranie z początku lat sześćdziesiątych. Dla mnie to zawsze oznaka jakości, ten okres bowiem uważam niezmiennie za najlepszy dla muzyki jazzowej.

Redmana i Lovano dzieli niemal 20 lat muzycznych doświadczeń. W chwili kiedy powstawał album Tenor Legacy, Lovano miał już w swojej dyskografii swój do dziś najlepszy,moim zdaniem, album – From The Soul, nagrany zaledwie dwa lata wcześniej z udziałem Michela Petruccianiego, Dave’a Hollanda i Eda Blackwela. To jednak album nieco bardziej konwencjonalny – klasyczny kwartet z saksofonem w roli głównej. Tenor Legacy jest przykładem czegoś bardziej niecodziennego, jest rozmową dwu wyśmienitych saksofonistów, rzeczą spotykaną nie tak często, szczególnie jeśli jeden z nich jest dopiero na początku swojej drogi artystycznej.

Tenor Legacy to kolejny dobry album Joe Lovano i rewelacyjny Joshuy Redmana. Młodość ma swoje prawa. To właśnie tym albumem, a nie swoimi pierwszymi autorskimi nagraniami, w 1995 roku Redman wszedł do światowej ekstraklasy. U boku starszego kolegi udowodnił, że jest dojrzałym muzykiem, który rozumie, że nie w każdym momencie trzeba pokazać wszystko, co się potrafi, a co zwykle oznacza o parę dźwięków za dużo.

Rafał Garszczyński

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO