Recenzja

Leszek Możdżer & Holland Baroque – Earth Particles

Obrazek tytułowy

Możdżer bawi się brzmieniem i zaciera granice

Earth Particles to kolejny, konsekwentny krok Leszka Możdżera na drodze tworzenia muzyki, która łączy i zaciera granice między jazzem i muzyką klasyczną. Tym razem jednak wyzwanie było trochę większe, pianista pisał bowiem muzykę na zespół muzyki dawnej – Holland Baroque. Wcześniejszą, wydaną również w 2017 roku, płytą z udziałem Leszka Możdżera jest zapis koncertu Jazz At Berlin Philharmonic VII. Obok polskiego pianisty słyszymy tu dwóch innych mistrzów fortepianu: Iiro Rantalę i Michaela Wollnego. Jeśli wierzyć słowom Leszka Możdżera, Earth Particles było czymś więcej niż kolejną odhaczoną współpracą, pianista w końcu spotkał ludzi, z którymi naprawdę chce grać. Rzeczywiście słychać w tej muzyce radość, duże wspólne zrozumienie i ogromną lekkość, wszystko tu płynie i rozwija się w naturalny, organiczny wręcz sposób.

Wyzwanie było duże – historyczne instrumenty, inny rodzaj gry, techniki oraz inny strój – muzyka została bowiem nagrana w charakterystycznym dla epoki baroku stroju o częstotliwości 432 Hz (współcześnie to 440 Hz), którego używano jeszcze w ubiegłym stuleciu. Ten historyczny strój, oprócz tego, że cichszy, jest także łagodniejszy, bardziej przyjazny dla ucha i dający poczucie ukojenia. Co ciekawe, do wykonania skomponowanej tak muzyki pianista potrzebował nowego, przygotowanego specjalnie na tę okazję fortepianu.

Leszek Możdżer mistrzowsko łączy charakterystyczne dla siebie jazzowe brzmienie oraz precyzyjną grę, podpartą bardziej niż mistrzowskim warsztatem i dbałością o każdy dźwięk – co jest domeną przede wszystkim klasycznie wykształconych muzyków. Towarzyszy temu szlachetne i naprawdę piękne brzmienie Holland Baroque. Wyraźnie słychać echa wcześniejszych projektów pianisty, między innymi w kompozycji Blackberry Double, które jest jakby kalką tego, co już u Możdżera wiele razy słyszeliśmy. W większości utworów słychać jednak pewną świeżą energię, może nie nową jakość, ale nowego ducha, który skutecznie wciąga w meandry tej świetnie napisanej muzyki. Fantastyczną dramaturgią i dynamiką zachwycają Invocation czy Hansa Surf Hotel, ciekawa jest, nawiązująca do muzyki indyjskiej, Sashwatha. Możdżer bawi się brzmieniem i choć to on odgrywa tu pierwszoplanową rolę, to jednak brzmieniowo nie dominuje towarzyszącego mu zespołu.

Moje wątpliwości budzą kompozycje, które, choć świetne, nie zostały skrojone na miarę zespołu wykonującego muzykę dawną. Nie bardzo słychać tu muzykę baroku, raczej jej ducha, a i to w sposób dosyć „luźny”. To muzyka napisana raczej na współczesny zespół kameralny i trochę szkoda, że potencjał i zaplecze Holland Baroque nie zostało tu wykorzystane. Pomimo tego mamy do czynienia z wyśmienitą, pełną niuansów muzyką, pełną ekspresji, ciekawych harmonii, wykorzystującą elementy sonorystyczne. Sporo tu niesamowicie trudnych partii wykonanych z dużą lekkością. Sporo tu kojących brzmień, czasami lekko transowych przez wielokrotnie powtarzane struktury melodyczne i rytmiczne. Można powiedzieć, że całość zawieszona jest gdzieś pomiędzy Bachem a Reichem. Szlachetna i wysmakowana muzyka, która jest w zasadzie pewniakiem. Podobać się będzie z pewnością większości odbiorców.

Jazz At Berlin Philharmonic VII – Piano Night jest zapisem kolejnego koncertu Leszka Możdżera, Iiro Rantali i Michaela Wollnego. Skład ten spotkał się w maju 2016 roku po raz drugi na scenie berlińskiej filharmonii. Pierwszy koncert, który zainicjował kolejne, jak również serię Jazz At Berlin Philharmonic, odbył się w 2012 roku. Na program złożyły się zarówno własne kompozycje muzyków, jak też aranżacje kilku znanych utworów. Koncert rozpoczyna solowa gra Iiro Rantali, który wykonuje uwerturę z operetki Leonarda Bernsteina Kandyd. To niewielki akcent zwracający uwagę na szerokie muzyczne horyzonty fińskiego pianisty, który na równi z jazzem i improwizacją, kocha muzykę klasyczną, w tym dawną.

Rantala ma na swoim koncie bardzo ciekawe wydania ze świeżymi interpretacjami czy aranżacjami utworów swoich ukochanych kompozytorów. Artysta gra tu z werwą i nerwem, wspaniale aranżując poszczególne partie orkiestrowe na fortepian i wplatając własne improwizacje. Zaraz po uwerturze wykonuje bardziej ascetyczną, jeśli chodzi o formę, własną kompozycję Freedom, którą gra na preparowanym fortepianie. Choć dźwięki są przytłumione i tak uderza barwność tej muzyki. Rantala to prawdziwy malarz i mistrz operowania barwami.

Również solo zaprezentował się Leszek Możdżer we własnej kompozycji She Said She Was A Painter, która świetnie wpisała się w nastrój wcześniej stworzony przez Rantalę i Wollnego, grających White Moon Chrisa Beiera. Piękne, charakterystyczne tematy, trochę oniryczne, trochę rozmarzone brzmienia zmieniają nieco dramaturgię koncertu.

Kolejny duet to Możdżer i Rantala z intrygującym wykonaniem utworu Larsa Danielssona Africa. Tutaj fascynuje przede wszystkim zabawa brzmieniem i przetwarzanie głównego tematu. Koncert wieńczy kultowe Summertime Gershwina i La Fiesta Corei, obydwa wykonane w trio. Artyści mistrzowsko żonglują w nich tematami, rozbierając je i składając na nowo, bawią się dysonansami, ścigają się i przechwytują pomysły. Wszystko odbywa się jednak na bardzo partnerskich zasadach.

To, co słyszymy na krążku, zapewne nie jest zapisem pełnego koncertu, buduje jednak całkiem spójną całość. Daje też pewność, że musiał to być fantastyczny recital trzech wybitnych pianistów.

autor: Mery Zimny

tekst ukazał się w JazzPRESS 01/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO