Recenzja

Le Rex – Escape Of The Fire Ants

Obrazek tytułowy

Cuneiform Records, 2019

Le Rex – szwajcarski kwintet istniejący od 2009 roku. Na ich brzmienie składają się cztery instrumenty dęte (saksofony – altowy i tenorowy, puzon i tuba) oraz perkusja. Tworzący go muzycy, Benedikt Reising, Marc Stucki, Andreas Tschopp, Marc Unternährer i Rico Baumann, lubią zabawę, kontakt na żywo ze słuchaczami, są gotowi akompaniować na przyjęciu aż do zgaszenia świateł. Grywają w centrach handlowych, na budowach, w gospodarstwach rolnych. Blisko ludzi. Blisko świata. W swojej muzyce nie boją się sięgać do różnorakich tradycji muzycznych. Escape Of The Fire Ants to ich czwarta płyta.

Słuchając tego albumu, mamy przed sobą młody zespół, który jest już kompletny, dojrzały, wiedzący, co i jak chce grać. Wszyscy muzycy grają pełnym, pewnym dźwiękiem, czuje się, że stanowią zespół, że inspirują się nawzajem. W ich muzyce jest energia i radość. Właśnie taka jest najnowsza, wydana 5 kwietnia tego roku, płyta Le Rex.

Pierwsze moje zaskoczenie – rzadka sytuacja, gdy puzon jest nie tylko równorzędnym instrumentem, ale często wysuwa się zdecydowanie na plan pierwszy. Zaskoczenie drugie to witalność zespołu – swoboda zespołowej improwizacji, sięganie po inspiracje płynące z różnych stron i gatunków muzycznych. Zespół wyraźnie nawiązuje do dawnych tradycji jazzowych, pojawia się silne skojarzenie z marching bands z Nowego Orleanu.

Można usłyszeć na tej płycie utwory, które mogłyby towarzyszyć żałobnikom podczas odprowadzania zmarłego na cmentarz. I następującą po ceremonii radość, że znalazł się on już w miejscu, w którym zaznaje szczęścia i radości, co oznacza, że można rozpocząć zabawę. Brakuje tylko drugiego zespołu, żeby przeprowadzić prawdziwą uliczną bitwę na dźwięki.

To wrażenie mocnego osadzenia w tradycji na pewno wzmaga obecność tuby zamiast kontrabasu. Co nie oznacza tradycyjnego grania. Swobodna improwizacja, często zespołowa, całkowity brak kompleksów, odwaga i radość grania – to wszystko spowodowało uruchomienie mojego najczulszego barometru muzycznego – noga sama zaczęła wybijać rytm. Cztery dęte instrumenty i perkusja wciągają błyskawicznie do radosnej zabawy.


Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 5/2019

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO