Recenzja

Fred Hersch & WDR Big Band – Begin Again

Obrazek tytułowy

Palmetto Records, 2019

W ostatnich latach mogliśmy się cieszyć kilkoma albumami Freda Herscha pokazującymi różne oblicza tego muzyka. Ukazały się płyty z nagraniami solo, dokumentacja europejskiej trasy koncertowej tria oraz nagrania pierwszego trzyosobowego składu pianisty zarejestrowane w roku 1997. Uzupełnieniem tego bogactwa była autobiograficzna książka (wszystkie wymienione wydawnictwa polecaliśmy na łamach JazzPRESSu – odpowiednio w numerach: 10/2017, 6/2018, 12/2018 oraz 1/2018). Rok bieżący przyniósł kolejny album i jeszcze inną odsłonę kariery artysty.

Płyta, nad którą się zatrzymamy, zawiera dziewięć kompozycji Herscha nagranych wraz ze znakomitym kolońskim WDR Big Band. W składzie tego zespołu znajdziemy nazwiska muzyków znanych między innymi z własnych interesujących projektów, jak saksofoniści Johan Hörlen, Karolina Strassmayer, Olivier Peters i Paul Heller, trębacze Ruud Breuls i Andy Haderer, puzoniści Ludwig Nuss i Andy Hunter oraz perkusista Hans Dekker. Niektórych z nich polscy słuchacze mieli możność poznać na koncertach w naszym kraju.

Za aranżacje i poprowadzenie Big Bandu odpowiadał Vince Mendoza, sześciokrotny laureat Grammy, który poza własnymi nagraniami pochwalić się może współpracą z szerokim spektrum artystów, takich jak Björk, Chaka Khan, Al Jarreau, Bobby McFerrin, Diana Krall, Melody Gardot, Sting, Joni Mitchell, a także London Symphony Orchestra i Chicago Symphony Orchestra.

Niemal godzinny album składa się w znacznej części z utworów znanych z wcześniejszych płyt pianisty. Havana ukazała się na podwójnym albumie koncertowym tria w roku 2012. Z kolei Pastorale inspirowany Kinderszenen Roberta Schumanna usłyszeć można było na solowym Alone At The Vanguard rok wcześniej. Rain Waltz jest najstarszą spośród zagranych kompozycji (datuje się na lata osiemdziesiąte), z kolei The Big Easy pojawił się w ubiegłym roku na płycie Live in Europe. Całość rozpoczął Hersch premierowym Begin Again, od którego wydawnictwo wzięło cały tytuł, zamknął natomiast utworem The Orb zapożyczonym ze swojej muzyczno-teatralnej produkcji My Coma Dreams.

Znajdziemy na płycie quasi-ellingtonowskie klimaty i bigbandowe przeboje w rodzaju Forward Motion, z kapitalnymi solówkami perkusji i dęciaków. Poruszająco wybrzmiewa Out Someplace (Blues For Matthew Shepard). A lirycznie podsumowuje płytę wspomniany już The Orb, zagrany częściowo solo przez Herscha. Elegancki, niesamowicie przyjemny w odbiorze album.


Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 6/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO