Recenzja

Hipgnosis - Relusion

Obrazek tytułowy

„Relusion” to album szczególny. I to niezależnie od przyjmowanego punktu spojrzenia na niezwykłość muzyki krakowskiej grupy Hipgnosis; od prób unaocznień jej źródeł, inspiracji do jakich się odwołuje i nawiązań, które czyni. Istnieją w historii muzyki takie płyty, lecz jej współczesność nie raczy nas nimi zbyt często. Całkowitą zaś rzadkością i wciąż zakrytym terytorium są wydawnictwa, które wraz z muzycznym kunsztem przynoszą rozkosz intelektualną. Rozkosz - bądź cierpienie niepewności i tragedię wahań; bowiem – wraz z fascynacją architektonicznym kształtem świata – są one kluczem do wzniosłego (w pełni dosłowności) przesłania „Relusion”. Czym jest taka twórczość? I gdzie jest miejsce, które czeka na jej przyjęcie?

„Relusion” (które to słowo powinno na stałe wejść do słownika współczesnych mitologii) już w warstwie znaczącej swego przesłania jest złożeniem, paradoksem, lecz i nader częstym – zwłaszcza obecnie – niepokojem. Ukute z dwu angielskich wyrazów, z których pierwszy (‘religia’) przeciwstawnie łączy się ze sferą „delusion” – ‘zwodniczych złudzeń’ i ‘iluzji’. To dość częsty, w określonej estetyce muzycznej, zabieg negacji; lecz tu nabiera on nowego i zarazem podstawowego sensu, nie jest kolejnym obiegowym hasłem, ale prawdziwym dramatem serca, które coraz bardziej stygnie.

Właśnie – czy pamiętamy, który z myślicieli - przejęty chłodem nocy - wyrzekł: „milczenie tych nieskończonych przestrzeni przeraża mnie”?...

„Dlaczego to jestem ja, dlaczego ty, i dlaczego jesteśmy tutaj?
Nie wiemy gdzie, ani jak, i dlaczego trzeba iść.
Wciąż biegniemy, po pustej ziemi, do odległego celu,
W zmierzchu i mgle, bez planu, po bezdrożach (…)
- - - - - -
Jak długo będę jeszcze wierzyć?
Twe dłonie są już blisko,
Chociaż patrzysz tak czysto i ciepło,
Ten chłód zabija mnie”.

- oto „Cold” – inwokacja tego wspaniałego albumu; i zarazem pierwsza z tajemniczych radości, które przynosi. To też jeden z dowodów (wcale nie płochych) na to, iż muzyka może stać się sztuką przestrzeni, nie zaś czasu. „Cold” wybrzmiewa po przeszło dziewiętnastu minutach i… Skutkiem magicznych, progresywnych zabiegów pozostawia po sobie wrażenie niedosytu i konieczności sięgnięcia po głębię. Co więcej, ta swoista „pętla czasowa” powróci jeszcze raz (wywołując podobny efekt) w monumentalnej kodzie albumu – wywiedzionym z metafizyki nauk ścisłych utworze „Large Hadron Collider”.

W te ramy zaś wpisano zwarte miary ludzkiego dramatu, w których muzyka staje się hermeneutyką, a więc sztuką interpretacji tego, co nas otacza.
Powiedziałem: „monumentalizm”, lecz - co równie istotne - nie jest on tu pompatycznością, czczym wypełnianiem ciszy karkołomnymi brzmieniami – nie – to muzyka skupienia, namysłu, oraz (ponownie paradoksalnie) myślowych kalkulacji i wypływających z nich emocjonalnych napięć. To zaś jest zasługą formy, bez której żadna poważna współczesna refleksja nie mogłaby zaistnieć - powołuje ją bowiem stwarza czytelną - kontrapunkt.
KuL rezerwuje dla siebie status zjawy i ową zjawiskowością dziewczęcego głosu (przywodzącego na myśl dokonania wokalne Tiny Root) kontrapunktuje właśnie i uzupełnia wzniosłą lekturę dźwięków – bowiem tak, chyba najpełniej, określić można muzykę Hipgnosis.
To trzecie wydawnictwo grupy i zarazem osiągnięcie muzycznej doskonałości, jaśniejszej i bardziej wyraźnej – dodam – niźli natarczywe neonowe pobłyski rodzimego gwiazdorstwa. To też strefa Cienia, w której umieszczono dziś człowieka, a w którą - od tej pory - patrzeć będę z jeszcze większym zainteresowaniem i szacunkiem.

Hipgnosis: „Relusion”

Premiera: listopad 2011

KuL – śpiew
SeQ, PiTu, ThuG, Ijon, Prince Olo i Marcin Kruczek (gościnnie) – gitary, instrumenty elektroniczne i perkusyjne

Szymon Gołąb

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO