Recenzja

Krzysztof Ścierański – Night Lakes

Obrazek tytułowy

Recenzja opublikowana w JazzPRESS - maj 2014 Autor: Wojciech Sobczak-Wojeński

„Bo ja tak naprawdę nie lubię basu” – te, wypowiedziane nieco ściszonym głosem, ni to żartem, ni to z lekkim poczuciem wstydu, słowa padły niegdyś na spotkaniu z cyklu „Cały ten jazz!” w Klubie Kultury Saska Kępa (wieczory z twórcami odbywają się pod patronatem medialnym niniejszego pisma).

Inicjująca tę recenzję fraza pewnie nie wzbudziłaby niczyjego zdziwienia, gdyby nie to, że wypowiedział ją uznany – choć sam, z wrodzonej skromności, nie chełpi się tym tytułem – za najlepszego gitarzystę basowego w Polsce – Krzysztof Ścierański.

Nie lada konsternację wywołały słowa, które padły z ust człowieka będącego basową siłą napędową legendarnej „Laborki”, nie mniej fenomenalnych Air Condition i String Connection, uznanego muzyka sesyjnego i wirtuoza, który niewątpliwie odmienił mało melodyjne oblicze gitary basowej. Pretekstem do odważnego wyznania, któremu skądinąd trudno dać wiarę w 100 procentach, było wydanie nowej płyty Ścierańskiego Night Lakes. Nagranie tego krążka stanowi poniekąd spełnienie marzeń artysty o graniu na gitarze elektrycznej, co z resztą z powodzeniem uskuteczniał brat muzyka – Paweł, jak również sentymentalną podróż dźwiękową do czasów i miejsc, które go ukształtowały. Już od pierwszych taktów słychać, kto jest kompozytorem wszystkich dwunastu kompozycji. Krzysztof Ścierański, bo o nim mowa, nie porzuca bynajmniej ani typowego sobie stylu ani tak „nielubianego” basu.

Pierwszy utwór, „Petit Fleur”, z gościnnym udziałem Regiego Wootena na wokalu, to spokojne, kołyszące wprowadzenie do albumu. Kompozycja obfituje w typowe dla Ścierańskiego rozwiązania harmoniczne, smooth-jazzowe brzmienie saksofonu oraz, na tym etapie, jeszcze z lekka nieśmiałą gitarę elektryczną. Takiego współgrania basu i saksofonu nie było na krążkach artysty bodaj od „Independent” sprzed 10 lat, a sam Ścierański we wkładce do płyty wyznaje, iż jest to jeden z jego ulubionych utworów.

„W niebiesiech” to cover utworu, który Krzysztof nagrał ongiś z zespołem Trebunie-Tutki. W opozycji do ówczesnej, nieco siermiężnej, ludowej wersji utworu, ta pozostaje romantyczną balladą, w której smaczki stanowią basowe flażolety i znów... to znajome już współbrzmienie saksofonu i basu. Gitary elektrycznej akurat brak. Rozpoczyna ona zaś tytułowy utwór – „Night Lakes” i od razu budzi skojarzenia z zagrywkami Terje Rypdala. Nastrojowe plamy dźwiękowe budują atmosferyczne tło do ciepłobrzmiącej partii bezprogowego basu. Nie wnikając, czy inspiracją dla Ścierańskiego były jeziora Norwegii, czy rodzime Mazury, jedno jest pewne – zaiste piękne muszą być te jeziora wieczorową porą.

Latynoskie klimaty rodem z „krajów, w których kawa rośnie” przybliża kolejna kompozycja „Coffe and Salt”, nazwana tak na cześć feralnego napoju zaserwowanego Ścierańskiemu przez saksofonistę – Michała Kobojka. Muzyk w tej konkretnie kompozycji uracza nas nutami spod znaku Gato Barbieriego. Na coreowskobrzmiących klawiszach solo wygrywa tutaj Witold Janiak, a za „gorący rytm” odpowiada Benbeneq, czyli Przemysław Kuczyński. Lider, swoimi patentami w solówce, nie daje zaś zapomnieć wieloletnim fanom, że sam popełnił niegdyś coś na kształt „polskiej La Fiesty” – kompozycję „Message from Spain”.

Przedostatnia na płycie „Evora” to, jak łatwo się domyślić, melodia dedykowana słynnej diwie z Wysp Zielonego Przylądka – Cesarii Evorze. I w tym utworze muzycy doskonale odnaleźli się w tropikalnym klimacie i uraczyli słuchacza krótkimi, acz bardzo koherentnymi partiami solowymi. Jest to także moment płyty, w którym wreszcie słychać Krzysztofa, przesuwającego całą dłonią po strunach basu. Każdy, kto miał szansę być na jego koncercie bądź zna jego repertuar, wie o jaki efekt chodzi (nowicjuszom proponuję posłuchać wstępu do utworu „Touching You” z płyty No Radio).

„Obsession”, będące „próbą połączenia trzech światów stylistycznych w jednej kompozycji”, zaczyna się od brzmień arabskich, przypominających kompozycję Ścierańskiego „Piasek pustyni” (z płyty Directions z 2008 r.), i iście garbarkowych fraz saksofonu. Te elementy przeplatają się w tej niemal 8-minutowej kompozycji z funkowymi pochodami basu i solowymi popisami poszczególnych muzyków. Akordowe progresje zachęcają wręcz do ostrzejszego grania, czego w tym numerze niestety trochę brakuje.

„Menel Blues” to Krzysztof Ścierański solo. Na basie, bez żadnych efektów (pomijając oczywiście overdubbing). Krótko, na temat i sympatycznie. Bluesowa harmonia przedostaje się ukradkiem do kolejnego utworu, jakim jest „Blue Jam”. Jest to zarejestrowany materiał z jam session muzyków. W tym utworze możemy wysłyszeć chyba najwięcej gitary elektrycznej, co znakomicie kontrastuje z łagodnym saksofonem, który dopiero w ostatniej minucie jamu pokazuje swój blaszany pazur.

Ostatni utwór – „Ołów”, zarejestrowany podczas koncertu jubileuszowego Krzysztofa Ścierańskiego w 2004 r., czekał dekadę, by pojawić się na regularnym LP. Prócz fenomenalnego lidera na basie, grają tu Marek Napiórkowski na gitarze elektrycznej, Michał Dąbrówka na perkusji, Bernard Maseli na instrumencie malletKAT, Zbigniew Jakubek na klawiszach, a pełny emocji wokal to zasługa Grażyny Łobaszewskiej. Sam Krzysztof Ścierański określił niegdyś legendarną wokalistkę „najczarniejszą z białych ko- biet” i trudno po wysłuchaniu tego utworu nie zgodzić się z basistą.

No właśnie – już nie tylko basistą...

Krzysztof Ścierański to prawdziwy ewenement, osoba niezwykle zasłużona na polu muzyki improwizowanej i rozrywkowej w Polsce. Mimo że jego dorobek tylko potwierdza tytuły nadawane mu przez jazzfanów i media branżowe, Ścierański wciąż wydaje się działać poza muzycznym establishmentem, z dala od świateł reflektorów. Być może wynika to z jego skromności lub samowystarczalności. Być może jego muzyka jest zbyt piękna, by trafić w gusta fanów bardziej frywolnego jazzu? Może technologia, której był pionierem, nie robi dziś już tak piorunującego wrażenia? Osobiście uważam, że żaden z tych punktów nie ma szansy się obronić.

Ładne melodie to lek na dzisiejsze, często jazgotliwe eksperymenty, a przy okazji przypomnienie, że har- monia to istotny element muzyki. Co z zamiłowaniem do old-schoolowych brzmień? To tak, jakby robić wyrzuty Patowi Metheny’emu za syntezator gitarowy imitujący trąbkę! Ścierański osiągnął tyle, że może pozwolić sobie na takie muzyczne fantazje, a jak się okazuje, nawet na grę na gitarze elektrycznej. Ostatnia płyta – Night Lakes – to dowód na to, że można spełniać swoje marzenia, nie wyrzekając się samego siebie, czego sobie i Państwu życzę.

Artykuł pochodzi z JazzPRESS - maj 2014, pobierz bezpłatny miesięcznik >>

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO