Płyty Recenzja

Piotr Damasiewicz & Kuba Wójcik – Diavolezza

Obrazek tytułowy

(L.A.S., 2022)

Niektórzy to pojadą w jakieś miejsce, o, weźmy taki Egipt, staną pod piramidami i pełen wachlarz ich przemyśleń zamknie się mniej więcej w takim sformułowaniu: „Łaaaaa, ale wysoooookie, na zdjęciach wyglądały na niższe” – około 4500 lat cywilizacji w paru słowach. Inni za to, tacy, dajmy na to, trębacz Piotr Damasiewicz i gitarzysta Kuba Wójcik, pojadą w niepozorne Alpy Szwajcarskie i przeżyją nie tylko podróż fizyczną, lecz również tę duchową. Co więcej, podróży tej nie zostawią, jak chciałaby chluba naszego narodu (wątki patriotyczne ponoć teraz w cenie) sobie a muzom, lecz przedstawią nam jej całkiem udane dźwiękowe świadectwo. Właśnie w taki sposób myślę o nagraniu Diavolezza wspomnianego wyżej duetu.

Diavolezza jest tak naprawdę zapisem dwóch koncertów, które panowie dali podczas swojego pobytu we włoskim mieście Tirano i szwajcarskim Poschiavo. Duch koncertowy emanuje z każdego dźwięku tej wyjątkowej płyty – kompozycje są skrajnie rozciągnięte w czasie, sprawiają wrażenie mocno rozimprowizowanych (choć niejednokrotnie na bardziej ambientową niż jazzową modłę), a hipnotyczny trans tak wyraźny podczas tego typu koncertów słyszalny jest również podczas skromnego domowego odsłuchu. No właśnie, ochoczo posługuję się określeniem „tego typu koncert”, nie pisząc nic o „typie” muzyki współtworzonej przez ten duet – występek ten wymaga natychmiastowej poprawy.

Wójcik i Damasiewicz unikają jak ognia solówek czy posługiwania się klasycznie rozumianymi partiami gitary czy trąbki. Ich muzyka przepełniona jest klimatycznym elektronicznym szmerem, na tle którego przestrzeń kreują obaj muzycy. Szczególnie zauważalne jest to u Wójcika, którego gra zadłużona jest w dorobku skandynawskich mistrzów gitary „ambientowo-darkjazzowej”, którzy swojego ukochanego instrumentu zdecydowanie nie traktowali jako źródła niekończących się efekciarskich solówek. Bardzo dobry pop-rockowy zespół Foals w jednym ze swoich hitów wyśpiewywał swojego czasu jakże szczere wyznanie: „I can’t get enough spaaaaaace” (chodzi oczywiście o utwór Inhaler). Panie Philippakis, proszę posłuchać Diavolezzy i pańskie życie z pewnością się „uprzestrzenni”!

Pewnym mankamentem wspólnego artystycznego wysiłku Wójcika i Damasiewicza jest brak wyraźnego spuentowania owej świetnie wykreowanej przestrzeni dźwiękowej. Nieliczne partie śpiewane (a raczej mówione) rażą niestety tandetą i, co zaskakujące w przypadku tak wrażliwych muzyków, płytkością tekstu. W tym kontekście najciekawiej wypada dla mnie fragment kompozycji Morteratsch, w której Damasiewicz gra przepiękne wręcz solo na trąbce. To jest to, piękne dopełnienie, niezbędne, by wszystkie dźwięki z tych koncertów znalazły swoje należyte miejsce i skumulowały się w tej części, która notabene swoim nastrojem i narracją przypomina mi nieco sławną Suitę jazzową Michała Lorenca wykorzystaną w filmie Psy Władysława Pasikowskiego. Więcej takich akcentów opartych na melancholii tworzonej melodii moim zdaniem spowodowałoby, że płyta Diavolezza byłaby po prostu doskonała.

I tak jednak jest bardzo, baaaardzo dobrze! To wyjątkowe nagranie pozwala wyrwać się nieco z otaczających nas czasu i przestrzeni i przenieść w inny, nieco niedookreślony, lecz naprawdę bardzo harmonijny wymiar. Możliwość takiego zawieszenia i błądzenia pomiędzy przeróżnymi przestrzeniami jest być może najciekawszą przyjemnością, którą dać nam może obcowanie ze sztuką. Mam nadzieję, że to dopiero początek współpracy tego niebywale utalentowanego duetu.

Jędrzej Janicki

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO