Płyty Recenzja

Mają jeszcze spore rezerwy

Obrazek tytułowy

Osiągnięcie swojego własnego, rozpoznawalnego stylu to chyba marzenie każdego ambitniejszego muzyka. Niektórym udaje się to bardzo szybko i już debiutanckie wydawnictwa stanowią zamkniętą i spójną całość. Innym zajmuje to więcej czasu, a ich styl wykluwa się podczas kolejnych artystycznych prób. Nie znaczy to jednak, że tacy artyści są w czymkolwiek gorsi, przecież te muzyczne poszukiwania stanowią wartość samą w sobie. I właśnie na tej pięknej (acz wyboistej i niełatwej) drodze kreowania własnej tożsamości muzycznej jest wrocławski zespół JazzBlaster.

JazzBlasterPlaysDepecheMode.jpg

JazzBlaster Plays Depeche Mode

V Records, 2017

Trzeba przyznać, że już na debiutanckiej płycie Plays Depeche Mode (jak sama nazwa wskazuje, zawierającej interpretacje kompozycji Martina Gore’a i spółki) panowie wykazali się odwagą i nieszablonowością w myśleniu. Wszak Depeche Mode to prawdziwa legenda muzyki rockowo-elektronicznej, a odarcie ich brzmienia ze specyficznego nowofalowego anturażu zdawało się być zadaniem co najmniej karkołomnym. Co więcej, płyta ta stanowi zapis koncertu, co jest swego rodzaju ewenementem, jeśli chodzi o debiutanckie wydawnictwa. JazzBlaster nie wpadli jednak we własne sidła i muzycznemu wyzwaniu sprostali, w doskonale wyważony sposób godząc rockowy i rytmiczny sznyt oryginałów z jazzowym brzmieniem.

Utwory Depeche Mode posłużyły raczej jako szkielet, na bazie którego JazzBlaster budowali własną narrację. Płytę tę przepełnia jednak uroczy duch surowości i „garażowości”, który w pewien sposób sytuuje ten koncert gdzieś między jazzowymi salonami a punkowymi spelunami (no, powiedzmy, że ciut bliżej jednak tych jazzowych scen…). Na oklaski zasługują zwłaszcza pianista Piotr Rachoń oraz trębacz Tadeusz Kulas, którego partie wokalne, choć niepozbawione pewnych mankamentów, dodają chociażby takiej kompozycji, jak klasyczne już World In My Eyes pewnej dawki tajemniczości i grozy.

JazzBlaster-Night_Out.jpg

JazzBlaster Night Out

V Records, 2019

Płyta Night Out to już natomiast w pełni autorski materiał, można więc powiedzieć, że to nagranie traktować należy jako pełnoprawny debiut JazzBlaster. Pewne zmiany personalne (kontrabasistę Eugeniusza Betlińskiego zastąpił Roland Grzegorz Abreu Krzysztofiak, a do zespołu dołączył skrzypek Dominik Bieńczycki) nie wpłynęły na sposób rozumienia muzyki przez JazzBlaster. Całe Night Out jest płytą o bardzo wyrazistym brzmieniu, z mocno zaakcentowanymi partiami basowymi. Brzmienie jest wyjątkowo ciekawe, a obecność skrzypiec oraz częstsze wykorzystanie elektroniki sprawiają, że zespół dysponuje pełnym wachlarzem dźwiękowych rozwiązań.

Cechą charakterystyczną całej płyty jest pewien chaos kompozycyjny – coś co dla niektórych stanowić mogłoby wadę, w tym konkretnym przypadku okazuje się bardzo intrygujące. Zespół świetnie miesza stylistyki, daleko wykraczając poza granice jazzowych schematów. Dobitnym dowodem jest tu chociażby rewelacyjna piosenkowa część otwierającego płytę Inside Of Me, które w brawurowy sposób pobrzmiewa indierockowymi strukturami. JazzBlaster zachowali pewną surowość znaną z Plays Depeche Mode, którą powinni, jakkolwiek paradoksalnie to brzmi, starać się pielęgnować. Właśnie ona, w połączeniu ze wspomnianym już nieładem, stanowi o wyjątkowości tego wrocławskiego zespołu.

W JazzBlaster niewątpliwie tkwi ogromny potencjał. Night Out potraktować można jako stylistyczne następstwo Plays Depeche Mode i krok w kierunku ugruntowania własnej muzycznej estetyki. Mam wrażenie, że JazzBlaster mają jeszcze spore rezerwy – już brzmią naprawdę bardzo dobrze, a przy nieco odważniejszym poeksperymentowaniu (i być może jeszcze bogatszym wykorzystaniu skrzypiec czy elektroniki) osiągnąć mogą muzyczne wyżyny. Ta koncepcja jazzowo-rockowej mieszanki ujętej w formie rozbudowanych piosenek to bardzo oryginalny i świeży pomysł.

Jak nieco mroczna postać z okładki Night Out muzycy JazzBlaster wkraczają w tajemnicze zaułki muzycznego świata. Mocno trzymam kciuki, żeby ich muzyczna ewolucja przebiegała tak płynnie, jak dotychczas. I choć u bukmachera zazwyczaj nie święcę większych triumfów, to tym razem zaryzykuję pewną przepowiednię – JazzBlaster na przestrzeni kilku lat (a może raczej kilku płyt) staną się jednym z najważniejszych polskich zespołów.

Autor: Jędrzej Janicki

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO