Płyty Recenzja

Dominik Kisiel – Stop

Obrazek tytułowy

Alpaka Records, 2021

Dominik Kisiel jest artystą, który w minionym roku wyróżniał się bardzo dużą aktywnością, co przypieczętowane zostało jego solowym debiutem w postaci albumu Stop. Pianista od dłuższego czasu pracuje na swoją rozpoznawalność i renomę (debiutował płytą Exploration przed czterema laty), trudno więc mówić o ubiegłorocznych produkcjach (Cassubia: Live At Sfinks 700, Delta Scuti, Stop) w kategoriach odkrycia jego talentu. Niewątpliwie jednak na każdej z nich zaimponował wszechstronnością i jakością gry, wyróżniając się wśród rodzimych pianistów. Stop w tym zestawieniu wydaje się szczególne, gdyż prezentuje pełnię możliwości lubelskiego muzyka, występującego solo w improwizowanym materiale.

Trzydziestoczterominutowe nagranie jest w istocie jedną kompozycją, a wymienione na okładce dziewięć pozycji, ujętych w pięciu częściach, wydzielono jedynie na potrzeby wydawnictwa. Choć studyjna rejestracja była nieprzerwaną, czystą improwizacją, to autor pieczołowicie się do niej przygotowywał, organizując wcześniej swoje improwizowane koncerty.

Intrygująca forma opakowania – wyciętej w kształt heksagonu okładki, z nadrukowanymi geometrycznymi figurami, jest w istocie wyjątkowo sugestywnym komunikatem. Przywołuje dwa najoczywistsze symbole zawartego w tytule „stopu” – znaku drogowego nakazującego zatrzymanie pojazdu oraz ikony utożsamianej z wstrzymaniem odtwarzania materiału audiowizualnego. Przesłanie, jakie autor zawarł w swoim dziele, jest więc absolutnie jasne. Zachęca odbiorcę do wytchnienia, odpoczynku od pośpiechu, czemu mają służyć kojące dźwięki płynące z fortepianu. Jak odważnie zadeklarował w rozmowie na portalu Soundrive: „Moje marzenie stoi pod znakiem dojścia do takiego pułapu, w którym będę w stanie leczyć ludzi duchowo, za sprawą muzyki”.

Kwestią indywidualną jest, czy kreowana przez artystę muzyka zapewnia taką przestrzeń. Dla mnie rzeczywiście można przy niej oderwać się od atakującej na co dzień kakofonii i poszukać wewnętrznej harmonii. Zwłaszcza w czwartej części, która zdaje się rozpoczynać nową myśl w spontanicznym geście pianisty, atmosfera jest ku temu sprzyjająca. Nieoczekiwanie kończące album Grande finale dość gwałtownie wybudza z błogiego stanu, ale mam wrażenie, że to słuszny zabieg, dostarczający koniecznej do dalszego funkcjonowania energii.

Choć cel, jaki Kisiel stawia sobie w swojej twórczości, wydaje się nad wyraz śmiały, to myślę, że zawarta na opisywanej płycie „kuracja” może być całkiem skuteczna. Stosunkowo krótki czas trwania nagrania nie pozwala na nudę, a bogactwo dźwięków i nastrojów każdorazowo skłania do odkrywania jego atrakcyjnych rozwiązań. Na tym jednak kończy się rola autora, a od odbiorcy zależy, jak wykorzysta otrzymaną przestrzeń. Czy nie na tym polega właśnie istota każdej terapii?

Jakub Krukowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO