Płyta tygodnia Płyty Recenzja

Walk Away – Flower Power

Obrazek tytułowy

Za sprawą najnowszego albumu Walk Away, który poczułem się przez chwilę jak u Cioci na imieninach, ale od razu muszę uprzedzić, że ta impreza całkiem mi się podobała. Odświeżenie klimatów z moich studenckich czasów, kiedy powstał Walk Away (połowa lat osiemdziesiątych) i szybko wszedł na szczyty jazzowej popularności, to coś, co przywitałem z wielką radością.

Pewnie znajdą się słuchacze, którzy uznają, że zespół gra to samo, co 35 lat temu, a kto się nie rozwija, to się zwija, albo jakoś tak. Jednak w przypadku przebojowego, melodyjnego i charakterystycznego brzmienia zespołu Walk Away, bardzo proszę, żeby nic nie zmieniać i nie unowocześniać. Może zespół był wtedy nowoczesny a dziś jest mniej nowoczesny, ale mi to odpowiada. Mam momentami dość Projektów, specjalnych składów i rozwijania koncepcji, poszukiwania inspiracji i kombinowania. Nie skreślam wszystkich tego rodzaju muzycznych przedsięwzięć, ale jest też w moim muzycznym życiu moment na przewidywalność. Nikt nie narzeka, że Rolling Stones nie grają rapu ani techno, nie wolno też narzekać na to, że Walk Away działa w składzie mającym bardzo wiele wspólnego z pierwszymi nagraniami zespołu i w stylu wtedy wyznaczonym. Walk Away to tacy Rolling Stonesi polskiego jazzu lat osiemdziesiątych. Oczywiście wszyscy grają dziś o 35 lat lepiej, grali lub grają w innych zespołach, mają swoją solową dyskografię, ale kiedy wracają, na serię koncertów świętując kolejne urodziny, albo nagrywają nowy album ze swoimi kompozycjami, wracają do wypróbowanej i uwielbianej przez publiczność formuły, której powinni się trzymać, jak mówi klasyk do końca świata, dzień dłużej, albo inny – do końca, mojego albo ich, czyli w tym przypadku członków zespołu, albo publiczności, w końcu im i nam lata lecą.

Może na Flower Power nie ma tylu gości specjalnych co choćby na F/X i ich kaliber jakby nieco skromniejszy, co mnie akurat cieszy, bo jak mam ochotę posłuchać sobie dajmy na to Mike’a Sterna, Erica Marienthala, Mino Cinelu, czy Michała Urbaniaka, albo Urszuli Dudziak, mam tego całe półki. Walk Away też uzbierało się całkiem sporo, ale każda nowa dobra płyta cieszy, a Flower Power dogania poziomem ich najlepsze nagrania sprzed lat.

W tym miejscu chciałbym powiedzieć, że wolę Walk Away na żywo, bo każdy z członków zespołu potrafi zagrać więcej i z większym ogniem niż na płycie zarejestrowanej w studio, ale to w sumie dotyczy większości jazzowych produkcji. Walk Away to zawsze był i dalej jest zdumiewająco spójny i zbilansowany zespół, w którym muzycy nie ścigają się o miejsce w każdym utworze i nie przepychają się chcąc pokazać jeszcze jedną błyskotliwą nutę tu i tam. Podstawą są dobre, melodyjne kompozycje i harmonijne brzmienie. To dużo trudniejsze niż muzyczne wyścigi, wymaga nie tylko doskonałych muzyków, ale też świetnych kompozycji, a Flower Power to kilka kolejnych murowanych koncertowych hitów, które pewnie na scenie, szczególnie za rok albo dwa zamienią się w platformy do dłuższych popisów solowych. Tak więc czekam na koncerty i być może koncertowy album z nowym repertuarem, a na razie umilam sobie czas najnowszą studyjną płytą Walk Away, co i Wam polecam.

RadioJAZZ.FM poleca! Rafał Garszczyński - Rafal[malpa]radiojazz.fm

  1. Master Faster
  2. Nature Is Living Us
  3. Mr. Y
  4. Wall Walk
  5. Oleon
  6. Tango
  7. Stop Don't Talk
  8. Flower Power

Walk Away Flower Power

Format: CD / Wytwórnia: Soliton / Data pierwszego wydania: 2021 / Numer: 5903684231867

  • Krzysztof Zawadzki – dr,
  • Adam Wendt – ts,
  • Bernard Maseli – vib, marimba, KAT,
  • Tomasz Grabowy – bg,

Gościnnie:

  • Sławomir Berny – perc,
  • Grzegorz Skawiński – g (1, 8).

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO