Książki Recenzja

Robin D.G. Kelley – Thelonious Monk: Geniusz inny niż inni

Obrazek tytułowy

Robin D.G. Kelley – Thelonious Monk: Geniusz inny niż inni

Przekład: Piotr Jagielski, Marcin Kowalczyk

Kosmos Kosmos, 2019

Ta książka wzbudza respekt samym swym wyglądem. Opasłe tomisko liczy prawie 900 stron. Robin D.G. Kelley spędził, jak sam pisze, aż czternaście lat na tropieniu wszystkich śladów, które pozostawił po sobie Thelonious Monk. Wyszła jednak z tego nie tyle klasyczna biografia artysty jazzowego, co raczej kompendium wiedzy na temat amerykańskiej sceny muzycznej oraz sytuacji społecznej w USA na przestrzeni kilku dekad – od lat trzydziestych do siedemdziesiątych. Innymi słowy, objętość książki i jej szczegółowość stanowią paradoksalnie równocześnie jej zaletę i największą wadę.

Niewątpliwie Monkowi taka biografia się należała, jednak można sobie zadać pytanie, czy potencjalny czytelnik koniecznie musi znać wszystkie cyferki w jego zeznaniach podatkowych albo orientować się w życiorysach wszystkich niemal jego bliższych i dalszych znajomych, że o rodzinie nie wspomnę. O tyle to jeszcze ciekawe, że przecież sama muzyka Monka, o której bardzo interesująco Kelley opowiada, nigdy w swej formie nie była przegadana, wręcz odwrotnie – charakteryzował ją minimalizm i oszczędność środków ekspresji.

Jednak szczegółowość autora ma swoje niepodważalne zalety wtedy, kiedy rzecz dotyczy dwóch najważniejszych – przynajmniej dla mnie – wątków tej biografii, a mianowicie procesu powstawania muzyki Monka i jej rejestrowania w studiach nagraniowych oraz percepcji jego twórczości przez publiczność i krytykę. To są pasjonujące rzeczy, zwłaszcza jeśli ma się możliwość dostępu do większości płyt opisanych w książce. Kelley dotarł do wielu zakulisowych informacji, które rzucają na nagrania Monka zupełnie nowe światło.

Weźmy choćby za przykład legendarny album Brilliant Corners zarejestrowany w 1956 roku. Niewiarygodne, ale okazuje się, że utwór tytułowy został w wersji finalnej sklejony przez producenta z aż dwudziestu pięciu niekompletnych wersji. I co zadziwiające, tego wcale nie słychać! Taka była skala trudności w muzyce Monka, że nawet doskonali muzycy pokroju Pettiforda, Rollinsa i Roacha nie potrafili zagrać jego niektórych utworów bezbłędnie od początku do końca!

Wiadomo, że Monk długo pozostawał w cieniu i uznanie zdobył dopiero u progu lat sześćdziesiątych XX stulecia, kiedy miał już 40 lat. Ale dzięki Kelleyowi, który zadał sobie trud dotarcia do niemal wszystkich ówczesnych recenzji i artykułów prasowych z USA i Europy, możemy teraz prześledzić, jak zmieniały się gusta publiczności, a zwłaszcza krytyków. Najbardziej wymowny jest tu przykład Leonarda Feathera – twórcy pomnikowej Encyklopedii Jazzu, który w ciągu 20 lat przeszedł w swoich opiniach zadziwiającą ewolucję „od ściany do ściany”, czyli od odmawiania Monkowi wszelkiego talentu do wychwalania go jako geniusza. A przecież ten geniusz niemal od początku był artystą dojrzałym i ukształtowanym, a jego muzyka niewiele się przez te dwie dekady zmieniła. W ogóle po lekturze tych starych wycinków prasowych można zwątpić w istnienie obiektywnej krytyki muzycznej. Bo co jeszcze ciekawsze i paradoksalne, na początku Monk uchodził za ekscentryka i obrazoburcę, a potem, kiedy zdobył sławę i odbywał trasy koncertowe po całym świecie, zaczęto go uważać dla odmiany za konserwatystę i „nudziarza”.

Niezwykle frapująco opisane są w tej biografii początki rewolucji bebopu, czyli okres, kiedy Monk grał w legendarnym klubie Minton’s Playhouse. Autor zestawił ze sobą wiele opinii uczestników słynnych jam sessions, które często się wzajemnie wykluczają. Ale dzięki temu uzyskujemy szerszy obraz sytuacji i możemy zweryfikować wiele krążących w różnych opracowaniach półprawd i legend, które okazują się nieraz wyssane z palca.

Oczywiście z tej książki wiele nowego dowiadujemy się też o Theloniousie jako o człowieku. Kelley dużo miejsca poświęca na opisy jego choroby – najprawdopodobniej zaburzeń afektywnych dwubiegunowych – zapewne w jakimś stopniu wpływającej na dziwne i nieco czasami szokujące zachowania artysty, które kilka razy znalazły swój finał w szpitalach psychiatrycznych. Natomiast jeśli chodzi o życie prywatne Monka, to odnosi się wrażenie, że Robin D.G. Kelley napisał tę książkę z punktu widzenia najbliższej rodziny artysty, czyli żony Nellie i ich dzieci. Skomplikowane relacje z baronową Pannonicą Rothschild obchodziły go dużo mniej. Wpisuje się to zresztą w szerszy jego zamysł, aby z postaci Monka zdjąć nieco tej sensacyjnej i mitycznej otoczki dziwaka i ekscentryka. Niemniej przemilczanie istotnej roli, jaką niewątpliwie spełniała baronowa, choćby podczas sesji nagraniowych do wspomnianej wyżej, przełomowej i bodaj najważniejszej w karierze Monka płyty Brilliant Corners, wydaje się kuriozalne.

Warto wspomnieć, że przynajmniej dwa utwory z tej płyty uchodzą za osobisty hołd Monka dla jego przyjaciółki: Ba-Lue Bolivar Ba-Lues-Are i oczywiście Pannonica. Tymczasem jedyny utwór poświęcony żonie, Crepuscule With Nellie, artysta napisał dopiero pół roku później, kiedy poważnie zachorowała. Polecam w tym momencie książkę Baronowa Jazzu autorstwa Hannah Rothschild, która ukazała się na naszym rynku w 2014 roku. Pozwoli ona uzupełnić wiele luk, które chyba celowo pozostawił w swojej biografii Kelley.

Przyznam, że bardzo ciekawiło mnie, czy w tej biografii będą także polonica. I okazało się, że są! Po pierwsze wspomniany jest nasz zespół The Wreckers, a po drugie opisano słynny epizod z udziałem Monka, który wydarzył się w królewskim łożu (sic!) w Pałacu w Wilanowie. Wprawdzie dotąd znaliśmy tę historię w bardziej pikantnym wydaniu (chodziło o dosłowne tłumaczenie słów, których wtedy muzyk użył), ale i tak dobrze, że się tutaj znalazła.

Teraz trochę uwag krytycznych, dotyczących polskiej edycji. Nie mnie oceniać samo tłumaczenie i redakcję, niemniej w tekście zdarzają się lapsusy. Weźmy choćby takie zdanie: „Na trąbce gra Joe Guy, który czasami także śpiewa, a pełne, bogate brzmienie jego saksofonu przypominało Roya Eldridge’a” (s. 110). Albo taką dziwną nazwę zespołu: Srebrny Kwintet Horace’a (s. 534). A chodzi oczywiście o kwintet Horace’a Silvera. Jest też błąd w dacie zgonu Buda Powella, który odszedł nie w 1962 roku (s. 600), ale cztery lata później. W szczegółowym opisie kompozycji Monka na końcu książki błędnie podano datę nagrania utworu Boo Boo’s Birthday, który zarejestrowany został nie w 1955, ale w 1967 roku.

Drobne pomyłki nie zmieniają oczywiście faktu, że tę biografię Theloniousa Monka trzeba po prostu mieć!

Autor - Jarosław Czaja

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO