! Wywiad

Anna Maria Jopek: Jest ruchem, jak wiatr czy woda

Obrazek tytułowy

fot. Sławek Przerwa

Trudno sobie wyobrazić naszą scenę muzyczną bez Anny Marii Jopek. Dla mnie od piosenki Ja wysiadam z płyty Jasnosłyszenie z roku 1999 po dzień dzisiejszy Ania to stały punkt muzycznych przygód, odkryć, zachwytów i kojących dźwięków w najpiękniejszych i najtrudniejszych momentach życia. Artystka potrafiąca zaskoczyć wyborami muzycznymi i bardzo konsekwentna w podążaniu własną drogą. Ma w dorobku współpracę z gigantami muzycznego świata, którzy dzięki niej odkryli melodie i rytmy naszych kujawiaków. A ona sama wyśpiewała te tak specyficzne, bardzo nasze, polskie dźwięki w ojczystym języku na każdym chyba kontynencie świata.

Mogłabym tutaj oczywiście wymienić całą listę przymiotników opisujących mniej lub bardziej barwnie i egzaltowanie ten charakterystyczny głos. Czy byłyby to komplementy zasłużone? Każdy powinien zdecydować sam. Jadąc na swój pierwszy koncert Anny Marii Jopek do Brukseli w 2004 roku, nie przypuszczałam ani przez moment, że prawie dokładnie dwadzieścia lat później będę przeprowadzać z nią kolejny już wywiad. Poprzeczka została postawiona wysoko. Czy z tej rozmowy można wywnioskować, jaką artystką jest Anna Maria Jopek? Pozostawiam to do oceny czytelnikom JazzPRESSu.


Małgorzata Smółka: Czy potrafiłabyś w miarę dokładnie wskazać moment, w którym wiedziałaś już na pewno – TO właśnie chciałabym w życiu robić?

Anna Maria Jopek: Jeśli TO jest muzyką, a zakładam, że o to pytasz, było ze mną od początku mojej pamięci. Może dlatego, że TO określało życie mojego Taty i od dziecka z nami mieszkało. Tata-śpiewak. Ja jeszcze nie umiałam mówić, a już wiedziałam, że TO jest! Piękne, poruszające, nieuchwytne.

Patrząc z perspektywy miejsca, w którym się znajdujesz dzisiaj – czymniej więcej tak TO sobie wyobrażałaś w tym decydującym momencie?

Nad tym, jaką przyjmie formę w życiu, chyba nigdy wcześniej się nie zastanawiałam. Raczej pozwalałam kierować moim życiem konkretnym zadaniom, które stawiała muzyka. Coś mnie mobilizowało, coś zachwycało i mimo lęku starałam się uczyć i sprostać zadaniu.Tak było ze wszystkim – z graniem na fortepianie od szkoły podstawowej do dyplomu w akademii muzycznej. Równolegle graniem w kościele i śpiewaniem tam przez lata. Z każdym zespołem, w którym grałam czy śpiewałam, każdą płytą, każdym projektem.

Nie wiem, czy wszystko zrobiłam tak jak powinnam, ale zawsze szłam za tym wewnętrznym przeczuciem, że TAM TO jest! Nie mam złudzeń, że coś w ogóle mam czy znalazłam po drodze, bo TO jest ruchem, jak wiatr czy woda. Czasem nałapiesz wody do dzbanka, ale i tak wyparuje. Będzie cię wołał ogrom bezkresności wody, morze szumiące… Tak jest z muzyką. Woła cię jej absolut i wiesz, jak mało ogarniasz, mało rozumiesz i że niczego nie zgromadzisz, nie zatrzymasz. Nawet stare nagrania – też nie ma się z nimi związku po chwili. Czy tak to sobie wyobrażałam? Tak. Muzyka jest absolutem, a ja jestem szczęściarą, że mam w życiu czas, żeby przy niej pobyć. Jestem szczęściarą, że mogę temu poświęcić myśli, że to może być mój zawód.

Miałam już prawie gotowe drugie pytanie, ale z twojej odpowiedzi wynika, że próba określenia jakiegoś konkretnego momentu nie jest może zbyt sensowna. Chociaż to takie ludzkie, znaleźć w każdym procesie jakiś porządek, konkretne i namacalne punkty odniesienia.... Nie o decydujących momentach, ale o całości w takim razie. Kariera to w dużej części decyzje, które trzeba podejmować w jej trakcie. Co było, jest, twoją największą siłą, kompasem, wsparciem, dzięki którym mogłaś te decyzje, czasami trudne przecież i odpowiedzialne, podejmować? I nie mam na myśli późniejszych rezultatów tych decyzji i ich ocen. Co daje ci w takich chwilach tę pewność, odwagę?

Trzeba mieć w zanadrzu coś większego. Większego od planu zawodowego. Nadrzędny cel. Idealistyczny a nie materialistyczny.Jeśli kochasz muzykę, kochaj ją bezinteresownie. Wtedy nie dotknie cię ani brak zrozumienia kolegów czy słuchaczy, ani to, że nie grasz na stadionach dla tłumów. Rozwijasz się każdego dnia dla tej sprawy – muzyki i żyjesz wiarą w nią. Dobrze jest mieć w życiu właściwe proporcje. Na pierwszym miejscu duchowe źródło. Ono czyni nas silnymi i odpornymi na wszelkie zwroty akcji w życiu. I przede wszystkim nie ulegać pokusie fałszywej sytości.

W dniu, w którym uwierzysz, że liczba odsłon na YouTubie świadczy o jakości twojej muzyki, jesteś w kłopocie. Trzeba umieć zaufać czystości muzyki. Po prostu ćwiczyć zamiast dygotać o jutro. Można znaleźć w sieci piękny wywiad z Billem Evansem – The Universal Mind of Bill Evans – Creative Process and Self-Teaching. On mówi tam, że nigdy nie martwił się o pracę, bo wiedział, że jeśli będzie ćwiczył i pracował nad sobą, to go znajdą! Nawet jeśli będzie to robił w zamkniętej szafie, to ktoś kiedyś drzwi do tej szafy otworzy i powie: „Hej, właśnie ciebie szukaliśmy”. Nie ukryje się, nie zniknie, jeśli tylko zadba o rozwój. I w to wierzę.

Wierzysz w tę metodę, czyli rozumiem, że udaje ci się taką metodę w życiu zawodowym stosować? Wydaje mi się, że to całkiem spory komfort, jeśli już się do takiego etapu w życiu dojdzie.

Moim zdaniem to jest wciąż ten sam – pierwszy – etap, ucznia, studenta! W każdej chwili w życiu.

Brzmi logicznie, ale obie możemy tak mówić z perspektywy pewnego już wieku i doświadczenia.

Być może masz racje. Może to trudno wytłumaczyć komuś, kto dopiero zaczyna, ma w sobie wielką niecierpliwość, a dokoła świat, w którym wszyscy się ścigają, przepychają, a liczba lajków na Facebooku wyznacza poziom dobrego samopoczucia. Promuje się sukces, osiągnięcie, wydarzenie, tymczasem istota tkwi w codziennej drodze – pracynad sobą, czasem trudnej, samotnej . I kiedy już wiesz, że to nigdy nie będzie inne, może stać się twoją codzienną praktyką – oparciem, źródłem równowagi i spokoju.

To teraz może coś mniej filozoficznego. Zdecydowana większość artystów niezbyt chętnie wraca do twórczości z początków swojej artystycznej drogi. Wiemy to z wielu wywiadów, biografii. Czy to dlatego na Spotify czy Apple Music nie ma twoich wcześniejszych płyt? Mam tutaj na myśli na przykład Ale jestem, Szeptem czy Jasnosłyszenie? Razem z Bosą to te wydawnictwa ukształtowały solidną i stałą bazę twojej publiczności. Pytam o to, zastanawiając się, dlaczego te tak ważne, formatywne lata kariery zostały odłożone w kącik lekkiego zapomnienia. Czy jest to twój świadomy wybór?

Ale te serwisy już te płyty mają, na pewno! Jeśli czegoś nie widzisz, to pewnie dlatego, że poprosiłam o wpisywanie wykonawców nagrania w znacznik, cyfrowo. Nikt tego nie robi, bo to oznacza mnóstwo pracy i system jeszcze tego nie potrafi. To śmiała prośba. Wiesz, o czym mówię? O tym, że kiedy słuchasz nagrania w sieci, wyświetlają się w tej samej chwili nazwiska wykonawców. Narazie wolno wpisać do trzech nazwisk, ale to już coś! Możesz zawsze wyszczególnić tych, którzy grali solo albo byli w sekcji. Sieć powoduje anonimowość, tylko solista jest wypisany. Zawsze miałam na to dużo niezgody, bo wszystko, co robiłam, zawsze robiłam w grupie, zespole ze wspaniałymi muzykami. Wiec jeśli czegoś w sieci nie znajdujesz, może jeszcze jest wpisywane? Może jest w procesie?

Czasami mam wrażenie, że wszystkie te procesy są tak skomplikowane, że cala esencja muzyki gdzieś nam w tym wszystkim ucieka niestety.

A ja mam wdzięczność, że mogę znaleźć na YouTubie prawie każdą płytę, nagranie – to jest coś! Ale już dowiedzieć się, kto współuczestniczył w sesji albo kto, gdzie i kiedy ją zrealizował – nie mam szans. Taka niedbałość bardzo męczy i wielu dawnych mistrzów krzywdzi, bo ich nie poznajemy. Myślisz: jak ktoś tam genialnie gra na basie! Ale kto? Kto to był? Nie dowieszsię z sieci! Płyty ze wszystkimi książeczkami, opisami są dlatego wspaniałe.Wszystkiego możemy się z nich dowiedzieć. Czasem jeszcze nawet parę słów o powstaniu muzyki. Brak mi tej sfery bardzo.

Zainteresowani tobą jako artystką mają swoją teorię i wizję tego, jak twoja kariera powinna wyglądać. Mówię to z przymrużeniem oka oczywiście, ale chciałabym, żebyś na kilka takich sądów jednak zareagowała. Jeśli oczywiście zechcesz… Zaczniemy od tej najbardziej oczywistej i wcale nie małej grupy tęskniącej za Anną Marią Jopek z wydawnictw takich jak Bosa czy Farat. Jakieś pocieszenie dla nich?

Bosa i Farat – rozumiem: piosenki, ale grane przez jazzmanów? Tamten nastrój? To było coś, co mogło zdarzyć się tylko wtedy i w tamtym towarzystwie. To były szczególne obsady, powoływane tylko na tamte płyty albo trasy. Na co dzień graliśmy skromniej . No i każdy styl ma swoje ograniczenie i kiedyś trzeba go zmienić. Musiałam na chwilę odejść naprawdę daleko stylistycznie. Dlatego przyjęłam zaproszenia od Teatru Pieśń Kozła i pracy nad Czasem Kobiety Leszka Mądzika. To było kompletnie inne śpiewanie, inne wszystko! Trzeba było zapomnieć swój dawny głosi emocjonalność. Naprawdę wyzwalające doświadczenie.

Na tamtych płytach publiczności mogło się spodobać złapanie pewnej szczególnej wspólnej chwili w muzyce. Żywej i szczęśliwej. Jak zdjęcie z wakacji. Możesz po roku wrócić w to samo miejsce, ale nic już nie będzie takie jak wcześniej. Dlatego jeśli graćdawne tematy, to w innych ujęciach, inaczej. A najlepiej cały czas iść dalej. Muzyka jest wspaniała, kiedy jest w niej życie. Słyszę grane z pamięci, na „autopilocie” frazy czy aranże i nie ma tam życia. Przed tym zawsze chciałabym uchronić siebie i innych. Łatwo przegapić ten moment, w którym łatwość gry mylisz z powielaniem siebie i swoich „zagrywek”. Najbardziej zachwyca mnie w muzyce piękno i życie.

Z czysto egoistycznych pobudek muszę zapytać o „dostępność” utworów, które śpiewałaś w języku gaelickim z Teatrem Pieśń Kozła w Edynburgu w roku 2014. Są jakiekolwiek szanse, żeby do tego w jakiś sposób wrócić? Czy była to naprawdę jednorazowa przygoda i szczęściarzami są ci, którzy mogli to wtedy usłyszeć?

Przyjechałaś wtedy do Edynburga. Nigdy tego nie zapomnę. Przez miesiąc, prawie noc w noc śpiewaliśmy Return to the Voice w katedrze. BBC Alba nakręciło o tym dokument, a dwa lata później to filmowe nagranie spowodowało, że wraz z Teatrem Pieśń Kozła zaśpiewałam w serialu Wikingowie – wielkiej międzynarodowej produkcji. I właściwie tylko to jedno nagranie istnieje. Lament for Lagertha z The Vikings – to jedyna nagrana pamiątka, nie bezpośrednio ze spektaklu, ale w nastroju spektaklu.

Jesteś znana ze współpracy ze wspaniałymi muzykami ze świata. Jak istotny jest ten element twojej muzycznej drogi i co najważniejsze – czym jeszcze chcesz publiczność zaskoczyć?

Projekty z gośćmi z odległych miejsc – zawsze! Dwa tygodnie temu śpiewałam z turecką orkiestrą w Stambule, a rok temu w Mongolii z mongolskimi instrumentalistami. Co za brzmienia! Jeszcze chwilę „się porozglądam” i może coś ponagrywam. Kto wie? W lutym znowu gramy Przestworza. Tym razem na rzecz Centrum Zdrowia Dziecka, będziemy zbierać środki na przeszczepy dla potrzebujących dzieci. Może kiedyś nagramy Przestworza? To ogromny projekt.

Jest jeszcze ta grupa, która naprawdę tęskni za czymś zupełnie nowym, autorskim. Twoje teksty, twoja muzyka, twoje zaskakujące interpretacje. Anna Maria Jopek, jakiej jeszcze nikt nie widział i nie słyszał. Czy masz sama, jako artystka, potrzebę poszukiwania, znalezienia zupełnie nowego dla ciebie kierunku?

Nieśmiało wspomnę, że Przestworza to obok zaadaptowanych pieśni ludowych parę moich nowych tematów. Ale notuję stale „skrawki” muzyki, kiedy wpadają do głowy i nie poganiam się. Życie jest w tej chwili dużo ciekawsze niż moja pisanina. Zostałam wykładowczynią w Akademii Muzycznej we Wrocławiu. To odczarowanie reżimowych szkół, do których sama chodziłam i które nieźle mnie przestraszyły. Ta szkoła jest inna. Spokój i otwartość. W Akademii Wrocławskiej mam szansę na skupione studia muzyki i spotkanie pełnej pasji młodzieży.

I to jest to coś zupełnie nowego na twojej drodze! Powodzenia! Wracaj jednak do „listy życzeń” fanów. Publiczności, która jak sama wiesz, lubi mieć sporo do powiedzenia.Ale gdyby nie było przyziemnych ograniczeń typu kontrakty, zobowiązania finansowe, intensywnych czasami oczekiwań wszystkich dookoła, to jaką muzykę ofiarowałaby nam Anna Maria Jopek?

Ostatnie z marzeń spełnionych? Zaproszenie od Piotra Wojtasika do jego kwintetu. Wyzwanie, zachwyt i wielkie przeżycie. W najbliższych miesiącach zaśpiewam też projekty z minionych lat. Ciekawa jestem sama, jak dziś je usłyszę. Jak dziś je zaśpiewam? Czas kobiety czy Sobremesa? Jak widzisz, nie odcinam się od przeszłości.

Twoja kariera to bardzo wiele sukcesów. Wszystko jednak ma swoją cenę. Czy były momenty, w których nie było innego wyjścia i musiałaś iść na kompromis?Jak sobie radziłaś czy radzisz z takimi sytuacjami?

Oczywiście. Najtrudniej było mi na początku. I wielu kompromisów żałuję, ale żeby mieć pewną „sterowność” w muzyce, warto wiedzieć, kim się jest i czego się chce. Póki tego nie ustalisz, póki twój wybór nie będzie własny i po linii serca, póty będziesz łatwym łupem do manipulacji. Doganiania mód, „rad” kolegów, presji wytwórni, rynku i tak dalej i tak dalej…W dniu, w którym wiesz, co robisz, czego pragniesz i szukasz, siła twojego komunikatu, twojej prawdy w graniu jest nie do złamania.

Trzeba grać czysto. Więc jeśli były kompromisy – zasługiwałam na nie wtedy. Widać nie byłam sama gotowa na nic lepszego. W swoim dorosłym życiu staram siępostępować w zgodzie ze sobą. Czasem bywam bardzo uparta w słyszeniu rzeczy. Otwieram miksy, powtarzam mastery, o nagraniu nie wspomnę. Ale myślę, że muzyka to jedyny świat, w którym możemy dopilnować harmonii. Tak długo szukać, naprawiać, aż znajdziemy proporcję, która da nam szczęście.

Muzyka muzyką, ale czy jest coś, w czym AMJ jest równie dobra jak w śpiewaniu?I mam tutaj na myśli bardziej zajęcie, które daje cirównie wiele radości, satysfakcji, poczucia spełnienia i po prostu szczęścia– jak tworzenie muzyki?

To inna przyjemność, ale zawsze jakaś: bieganie! Muszę wrócić na szlak. Nie to, że byłam kiedykolwiek jakimś dobrym biegaczem, ale radość, o którą pytasz, znajduję w ruchu w przestrzeni. Bieganie dla mnie to wolność!

I ponieważ nie samą muzyką człowiek żyje: przy czym odpoczywasz, kiedy chcesz trochę od świata muzyki odpocząć? Jaka literatura sprawia ci największą przyjemność, film, który zrobił na tobie wrażenie, zaskoczył, przyniósł radość czy po prostu relaks?

Książki przy łóżku: Thomas Merton – Kierownictwo duchowe i medytacja, W.H. Auden – 44 wiersze w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka. Na kino nie mam czasu, ale ilekroć jestem w okolicy telewizora, oglądam serial Columbo – te odcinki z lat 60. i 70. są wspaniałe! Jaka tam jest muzyka!

W takim razie polecam ci czołówkę serialu BBC z lat 80. BBC A Touch of Frost. Na saksofonie w tytułowym utworze otwierającym każdy odcinek gra niesamowita Barbara Thompson. Coś pięknego! Ktoś kiedyś powinien stworzyć takie wydawnictwo – najpiękniejsze czołówki seriali detektywistycznych w latach 60., 70. i 80.!

To by było coś!

Czego czytelnikom JazzPRESSu życzy w 2024 roku Anna Maria Jopek – naświatowej scenie muzycznej uznana już artystka, ale w naszym czasopiśmie debiutantka. Z czego niezmiernie wszyscy się cieszymy!

Dziękuję za zaproszenie. Życzę nam wszystkim świata bez wojny i choroby. Dużo dobroci i łagodności dla siebie nawzajem. Dużo pięknej muzyki i otwartości na nową. Żeby siebie nie ograniczać w tym, co znamy, ale mieć odwagę iść dalej.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO