Na płytach Anny Marii Jopek znaleźć można pewne cechy charakterystyczne, „firmowe” znaki, które pojawiają się w przypadku większości tytułów z dyskografii artystki. Mam tu na myśli nawiązania do polskiej muzyki ludowej oraz współpracę z krajowymi i międzynarodowymi gwiazdami. Ulotne nie stanowi tutaj wyjątku. Po kapitalnym albumie z Gonzalo Rubalcabą, eksplorującym przedwojenne przeboje piosenki, oraz teatralno-eksperymentalnym Czasie kobiety wokalistka powróciła do fascynacji i inspiracji wątkami ludowymi. Gościem specjalnym albumu jest tym razem Branford Marsalis, Annie Marii Jopek towarzyszą także inne znakomitości jazzowej sceny: Krzysztof Herdzin (autor większości aranżacji), Mino Cinelu, Maria Pomianowska, Robert Kubiszyn, Pedro Nazaruk, Marcin Wasilewski i Atom String Quartet.
Pierwsza z dwóch płyt albumu Ulotne zaczyna się właśnie powrotem do ludowości w dwóch utworach – W Polu Lipeńka, z kapitalnym intro Atom String Quartetu, oraz W Kadzidlańskim Boru. Kolejne sześć nagrań to własne kompozycje Anny Marii Jopek, wśród których zwraca uwagę wykonana a capella krótka Na drogę oraz piosenki napisane wspólnie z Marcinem Kydryńskim. Całość dopełnia instrumentalna Opowieść Krzysztofa Herdzina, a także Nielojalność – przebój z repertuaru Maryli Rodowicz autorstwa Andrzeja Zielińskiego i Adama Kreczmara, w aranżacji Krzesimira Dębskiego.
Choć druga z płyt jest tylko dodatkiem, to właśnie pośród tych bonusów znalazłem najbardziej ekscytujący moment całego wydawnictwa. Utwór To i hola jest takim wykorzystaniem ludowego tematu w muzyce, jakie chciałbym słyszeć jak najczęściej. Cieszy w nim chociażby pokazanie bardziej drapieżnej strony wokalu Anny Marii Jopek. Dodatkowa płyta zawiera jeszcze między innymi temat z filmu Pożegnanie z Marią autorstwa Tomasza Stańki, poświęcony pamięci tego wielkiego mistrza.
No a co z tym Marsalisem? – zapyta dociekliwy czytelnik. Można by zapewne rozciągnąć niniejszą recenzję o niekończące się zachwyty nad jego grą oraz analizę poszczególnych solówek. Ja zadowolę się stwierdzeniem, że Branford Marsalis (którego notabene uwielbiam niezmiernie) jest muzykiem wybitnym, a album Ulotne stanowi kolejny tej wybitności dowód. Dlatego tym bardziej miło jest mi stwierdzić, że pozostali uczestnicy całej sesji przy znakomitym saksofoniście nie mają się czego wstydzić.
Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 4/2019