Tytuł najnowszego albumu Ralpha Alessiego jest niezwykle przewrotny, o „zmyślonych przyjaciołach” mówi bowiem artysta, który może poszczycić się znajomością jazzowej elity. W jednym z wywiadów trębacz wyjaśnił, że podoba mu się niejednoznaczność tego określenia, odzwierciedlająca charakter własnego stylu. Kluczowe dla odbioru tej płyty są jednak realne relacje. Ten aspekt – obok uczestnictwa muzyka w obu produkcjach – łączy Imaginary Friends z nagranym z młodymi polskimi muzykami CD zatytułowanym Berry. „Przyjaźnię się z Kubą [Więckiem] (…). Dobrze się dogadujemy. W innym wypadku nie stworzylibyśmy wspólnego projektu” – przyznał Mateusz Gawęda (JazzPRESS 5/2018).
Ralph Alessi – Imaginary Friends
ECM Records, 2019
Imaginary Friends jest trzecim albumem amerykańskiego trębacza nagranym dla wytwórni ECM. Na poprzednich krążkach sygnowanych monachijskim szyldem prezentował on różne zestawienia czteroosobowe, tu powraca zaś do wcześniejszego kwintetu. Ostatnim wydawnictwem formacji This Against That był Wiry Strong z 2011 roku. Zaproszeni przez lidera muzycy – Ravi Coltrane (saksofon tenorowy i sopraninowy), Andy Milne (fortepian), Drew Gress (kontrabas) oraz Mark Ferber (perkusja) – odpowiadają składowi, który występował przed dziewięcioma laty. Jest to kluczowy aspekt nowego nagrania, opierającego się na silnych więziach personalnych. Szczególnie emocjonalna jest relacja Alessiego z Coltrane’em. W latach osiemdziesiątych równolegle pobierali nauki w California Institute of the Arts u Charliego Hadena, co ukształtowało ich dalszą karierę. Od tego czasu stale ze sobą współpracują, dość powiedzieć, że trębacz pojawił się na debiucie saksofonisty (Moving Pictures, 1998), a ten skłonił kolegę do przeprowadzki na wschodnie wybrzeże USA. Kompozycje zawarte na płycie są w pełni autorskie. Alessi zwykle nie przygotowuje całych utworów, a jedynie ich schemat, który rozwijany jest w trakcie prób oraz występów na żywo. Zaufanie, jakim obdarza kolegów, jest dla niego kluczowe, ma bowiem wpływ na ostateczny kształt jego produkcji. Zanim więc muzycy weszli do francuskiego studia La Buissonne, zagrali szereg koncertów, podczas których wypracowali nagrany później materiał. Lider znakomicie uchwycił moment w którym należało rozpocząć rejestrację. „Byliśmy pewni siebie, zrelaksowani, ale skupieni” – przyznał w opisie przygotowanym przez wydawcę. Słychać to już w otwierającym album Iram Issela (czytany od tyłu jest imieniem córki trębacza), kiedy sola Alessiego i Coltrane’a łączą się w emocjonalnym finiszu. Następujący po nim Oxide jest najmocniejszym fragmentem płyty – jego temat ma siłę, której trudno się nie poddać. Warto zwrócić też uwagę na nostalgiczny Pittance, gdzie Milne osiąga ciekawą fakturę, preparując instrument, oraz żwawszy Melee z Coltranem grającym na sopranino. „Po wszystkich latach naszej przyjaźni i grania z tym zespołem wspaniale jest dojść do momentu, kiedy mamy możliwość nagrania dla ECM”, nie ukrywał entuzjazmu lider we wspomnianym tekście. Nie ulega wątpliwości, że sukces Imaginary Friends wziął się właśnie z przyjacielskiej relacji, pobudzającej kreatywność muzyków.
Więcek & Gawęda Quintet – Berry
Audio Cave, 2019
Zainicjowana przez Kubę Więcka (saksofon altowy) i Mateusza Gawędę (fortepian) sesja z 13 listopada 2016 roku na przestrzeni lat nabrała tajemniczej aury. Muzycy po krótkiej trasie koncertowej z Ralphem Alessim (trąbka), Maxem Muchą (kontrabas) i Moritzem Baumgärtnerem (perkusja) zapowiadali rychłe wydawnictwo. Musiały jednak upłynąć aż trzy lata, zanim doszło do jego realizacji. Na charakter albumu Berry bezpośredni wpływ miały okoliczności powstania nagrania. Już od pierwszych jego dźwięków nie sposób wyzbyć się przekonania, że mamy do czynienia z graniem na wskroś amerykańskim. Choć Gawęda zarzekał się: „Jestem Polakiem, więc wolę umieścić w mojej muzyce polskość niż nadmiar muzyki ze Stanów” (JazzPRESS 3/2017), to nie znając personaliów wykonawców, można pomylić ich z kolektywem zza oceanu. Nie zmienia to faktu, że materiał skomponowali wyłącznie polscy liderzy. Jak wspomniałem – materiał nie jest nowy, trzeba mieć więc na uwadze, w jakim momencie wówczas się znajdowali. Choć niedługo później stali się już dominującym głosem polskiej sceny, to wtedy pracowali jeszcze nad własnym stylem. Obecność w zespole cenionego trębacza nie była, jak ma to miejsce w przypadku młodych składów, zewnętrzną inicjatywą. „Chcieliśmy zagrać z Ralphem Alessim, bo lubimy jego trąbkę” – deklarował pianista we wspomnianym wywiadzie, dodając: „Kiedy Kuba był w Stanach (...) spotkał się z Ralphem. Był u niego na czymś w rodzaju lekcji – pograli razem, żeby sprawdzić, czy zażre”. Po przesłuchaniu albumu mogę śmiało stwierdzić, że zażarło. I to bardzo. Płycie niczego nie brakuje. Są tu znakomite kompozycje, wypełnione ciekawymi rozwiązaniami, z wciągającą melodią. Liderzy mają odmienne temperamenty, które zapewniły różnorodność muzyki, co wyraźnie przypadło do gustu zaproszonej gwieździe. Nie można też zapomnieć o topowej sekcji rytmicznej. Polsko-niemiecki duet sprawdził się na albumie Dream Delivery kwartetu Igora Osypova (2016), indywidualnie jego członkowie są zaś czołowymi instrumentalistami swoich ojczyzn. Tak udany album dla wielu artystów byłby dźwignią na starcie kariery. Nie wiem, co wpłynęło na opóźnienie jego premiery, ale biorąc pod uwagę dynamiczny rozwój Więcka i Gawędy, wydaje się on teraz zapisem odległej historii. Myślę jednak, że z perspektywy czasu ta kolejność okazała się właściwa. Wypracowali silną markę własnych nazwisk, w oparciu o indywidualne projekty. Opisywaną produkcją potwierdzają natomiast, że ich obecna pozycja wynika z potencjału, który od dawna w nich drzemał.
autor: Jakub Krukowski