Płyty Recenzja Top Note

Minim & Sainkho – Earth

Obrazek tytułowy

KOLD, 2020

Earth to w zasadzie druga płyta grupy Minim gitarzysty Kuby Wójcika. W zasadzie, ponieważ w stosunku do debiutu sprzed czterech lat zmienił się skład, a nawet nazwa zespołu – z Minim Experiment na Minim feat. Sainkho. Można więc ten album traktować także jako debiut nowej formacji, tym bardziej że zmiany w składzie, a szczególnie jedna z nich, mocno wpłynęły na kształt materiału, który znalazł się na płycie. W miejsce Włocha Luki Curcia pojawił się jeden z czołowych polskich kontrabasistów młodego pokolenia – Andrzej Święs, ale zmianą, która odmieniła oblicze muzyki zespołu, jest poszerzenie składu o wokalistkę. Jeśli jednak ktoś myśli, że dzięki temu zabiegowi na płycie pojawiły się piosenki albo – nawet szerzej rzecz ujmując – typowa wokalistyka jazzowa, jest w dużym błędzie.

Sainkho Namtchylak, bo o niej mowa, to artystka z Tuwy, od lat mieszkająca w Wiedniu. Poetka, malarka, szamanka, ale przede wszystkim wokalistka. Skoro artystka pochodzi z Tuwy, to nietrudno się domyślić, że po mistrzowsku posługuje się śpiewem gardłowym i alikwotowym, ale to tylko jedno oblicze jej możliwości. Sainkho dysponuje siedmiooktawową skalą głosu, którą z powodzeniem wykorzystuje w muzyce awangardowej, eksperymentalnej, etnicznej i jazzowej. Zaproszenie jej przez Kubę Wójcika do współpracy okazało się naprawdę świetnym posunięciem. To coś więcej niż spotkanie dwóch muzycznych światów. To spotkanie nowoczesności z tradycją, kultury z naturą, a jednocześnie spotkanie twórców dwóch różnych pokoleń. Jednym z największych atutów tej płyty jest fakt, że spotkanie to we wszystkich wymiarach przebiega całkowicie naturalnie. Ani przez moment nie odnosimy wrażenia, że ktoś próbuje „ubarwić” współczesne jazzowe granie elementami rodem z syberyjskiej tradycji szamańskiej. Dostajemy świetny materiał – spójny zarówno na płaszczyźnie muzycznej, jak i emocjonalnej, czy wręcz duchowej.

Mam wrażenie, że warstwa pozamuzyczna była przy powstawaniu tego albumu równie ważna jak sama muzyka. Świadczy o tym bardzo wiele elementów. Począwszy od tytułu Earth, o którym Wójcik mówi: „Często o tym zapominamy, a jesteśmy przecież nierozerwalnie związani z historią planety, nie w sensie filozoficznym, ale czysto biologicznym. Jesteśmy Ziemią” (JazzPRESS 11/2020). Symboliczne znaczenie ma też zakończenie płyty – są to zarejestrowane przez szwedzką artystkę Jonny Jinton dźwięki „śpiewającego lodu”, wydawane przez taflę zamarzniętego jeziora przy dużym mrozie. Nieprzypadkowa jest także oprawa graficzna płyty autorstwa Hani Podladowskiej. Okładka została namalowana na drewnie i zeskanowana, a czerwony pigment użyty do produkcji farby to ziemia wulkaniczna z Ameryki Południowej. Jak widać, dzieło jest przemyślane i dopracowane w wielu aspektach, wróćmy więc do tego najważniejszego, czyli muzyki.

Poza już wymienionymi – Wójcikiem, Sainkho oraz Święsem, na płycie pojawia się dwóch świetnych muzyków, którzy pracowali z liderem nad pierwszym albumem Minim Experiment Dark Matter. Ich sylwetek nie trzeba jednak przedstawiać nawet tym, którzy płyty sprzed czterech lat nie znają. Pianista Kamil Piotrowicz i perkusista Albert Karch należą do grona najaktywniejszych muzyków na naszej współczesnej scenie jazzowej.

Muzyka zawarta na Earth wymyka się prostym klasyfikacjom i między innymi w tym tkwi jej siła. Znajdziemy tu rzecz jasna elementy jazzowe, ale funkcjonujące na równych prawach ze współczesną kameralistyką, muzyką eksperymentalną i zawartym w nazwie grupy minimalizmem. Równie zróżnicowane są brzmienia. Ponieważ Wójcik oraz Piotrowicz poza swoimi podstawowymi instrumentami używają także elektroniki i syntezatorów, w poszczególnych utworach możemy odnaleźć całe spektrum doświadczeń dźwiękowych. Już w otwierającym płytę Ritual 1 spotykamy się z potężnymi, sonorystycznymi płaszczyznami dźwiękowymi na początku i końcu utworu, a między nimi możemy kontemplować delikatne, wręcz pastelowe granie i wokalizy Sainkho. Zupełnie inny charakter ma Ritual 2, oparty na świetnym pulsie sekcji rytmicznej i idącym z nim w parze zrytmizowanym śpiewie. W zasadzie każdy z utworów to osobna dźwiękowa historia. Każdy prezentuje inny sposób uzewnętrznienia się silnego ładunku emocjonalnego, który kryje się pod powierzchnią muzyki.

Zaskoczeniem dla słuchaczy może być utwór Song of Elements – melodyjny, zdecydowanie lżejszy od pozostałych. Jednym z powodów tego kontrastu może być fakt, że powstał on wcześniej, jeszcze przed spotkaniem z Sainkho. Ale z pewnością nie znalazł się na płycie przypadkowo. Utwór o tak pogodnym, uspokajającym charakterze wydaje się być jednym z elementów opowieści o naszej planecie i o nas samych. Jeśli w ten sposób to odbierzemy nie będziemy mieli wątpliwości, że musiał się on tu znaleźć. Album kończy Ananda – utwór oczarowujący słuchacza już od pierwszych dźwięków prostą, urokliwą melodią, uzupełnioną po chwili melorecytacją z równie prostym, co mocnym przekazem.

Earth to album bez dwóch zdań wart poznania. W czasie pandemii, kiedy działalność koncertowa i promocyjna muzyków jest tak ograniczona, często to my – słuchacze musimy zrobić pierwszy krok. Dlatego znajdźcie tę płytę, posłuchajcie, polećcie znajomym. Warto.

Piotr Rytowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO