Płyty Recenzja

Michał Ciesielski – Share Location

Obrazek tytułowy

Soliton, 2019

Wielu pianistów, a pewnie też i słuchaczy, potwierdzi stawianą przeze mnie kilkukrotnie tezę – niedawno choćby przy okazji omawiania ostatniej płyty Martina Tingvalla (JazzPRESS 2/2020) – że trudno jest wykonać ciekawe nagranie w formule piano solo. „Trudno” nie oznacza, że jest to niemożliwe. Michał Ciesielski – „kompozytor, aranżer i pianista jazzowy” (a przytaczam ten opis ze strony www artysty, bo kolejność określeń jest tu, jak sądzę, nieprzypadkowa), wyszedł z tej próby pomyślnie.

Share Location to nie tylko dźwiękowa podróż, jak można by romantycznie określić w zasadzie każde nagranie muzyczne, ale dosłownie – na poziomie koncepcyjnym – wyprawa po różnych ziemskich lokalizacjach, wyrażona dźwiękami fortepianu. Mamy więc między innymi swojskie dla twórcy Trójmiasto, ale też Syberię, Pekin, Ocean Spokojny – a wszystko zaklęte w kunsztownych kompozycjach na fortepian. Tak, bo to kompozycje, a nie efekciarstwo właśnie stanowią clou tej ciekawej płyty. Ciesielski zabiera przy okazji słuchacza (a przynajmniej ja się czuję zabrany) w podróż po rozlicznych skojarzeniach, czerpiąc ze skarbca dokonań mistrzów. I tak, na przykład, w otwierającym All Aboard! słychać rozwiązania tak uwielbiane przez Pata Metheny’ego, Tricity Rush zaś pachnie Piano Leszka Możdżera, a Train to Karaganda przemyca patenty z minimalizmu Steve’a Reicha. Nie jest to żaden zarzut, wszak nie tworzymy w próżni, a i formuła jest już nieco wyeksploatowana.

Materiał ten miejscami przytłacza mnie swoją barokowością, ale zarazem fascynuje, jako coś tak odległego od moich preferencji i stylu, że aż wzbudzającego podziw. Szanuję aż takie oblatanie w harmonii, a co za tym idzie, upór w tworzeniu rzeczy z gruntu nieoczywistych dla ludzkiego ucha. Czy „nowe” musi oznaczać „skomplikowane” – tego Wam nie powiem, ale brakuje mi w tej „podróży” momentu na oddech i spokojniejszy eskapizm (jak w melancholijnym, finałowym Standing On The Shore czy filmowym Crossroad Waltz).

Ciesielski naprawdę we frapujący sposób bawi się formą. Nie wpadając w pułapkę pozerstwa, czerpie od najlepszych i formułuje wypowiedź ambitną, nieukierunkowaną na masowego odbiorcę, a zrozumiałą i przystępną dla tych już nieco osłuchanych w jazzie. Wykorzystuje przy tym umiejętności wynikając z wykształcenia i ujawnia możliwości drzemiące w instrumencie pod jego palcami. Ci, którzy nie lubią nadmiernych kombinacji, z pewnością się uśmiechną na rozpoczęcie utworu Please Stand Firm and Hold The Handrail, przypominające niegdysiejszy megahit niejakiego Nelly’ego. Uśmiechną się – przynajmniej na chwilę, bo mocno zagmatwana podróż po dźwiękach nadciąga po jakichś 15 sekundach. Nie ma tak dobrze!

Autor - Wojciech Sobczak-Wojeński

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO