Płyty Recenzja

Maciej Gołyźniak Trio, Łukasz Korybalski, Zbigniew Namysłowski – Marianna

Obrazek tytułowy

(New Beat Records, 2022)

Gdy jesień okrywa lato nokturnem, w głowie znów stuka intro do The Restless Rains. Tym razem jednak zastępuje je wspomnienie bliskiej osoby, oderwane od błotnistej w tej porze roku gleby. Po dwóch latach od wydania debiutanckiego albumu The Orchid Maciej Gołyźniak zboczył z toru Polish Jazzu, by niezależnie, pod szyldem New Beat Records, wydać równie ważny fragment swojej historii – Mariannę.

Proces jej poznawania inicjuje czar Mr. Klx odznaczający się kleksem w pamięci. To bardzo wyraźne plamy wspomnień mieniące się w osobistym mikroświecie lidera zespołu. Są jak chłopięce igraszki na podwórku, wstrzymane w pół gestu, gdy babcia Marianna staje w oknie.

Ile razy można mówić: „Stój w miejscu, Maćku, nie kręć się”, niepokorny wnuk i tak będzie robił swoje, z uniesionym daszkiem kaszkietu, otoczony bandą ulubionych muzyków. Bo z muzykami w przypadku autorskich projektów Gołyźniaka jest jak z kumplami, których się zna od podwórka – mogą nie grać ze sobą na co dzień na scenie, ale stanowią ekipę, która, gdy tylko wchodzi do studia, rozumie się w pół dźwięku. Marianna to siła powielanych motywów, które mantrycznie wczepiają się w podświadomość przypominając najbardziej charakterystyczne powiedzenia bliskiej nam osoby. Na tym albumie głos należy do Marianny. Aż do ostatniego utworu.

W gąszczu perkusyjnego ostinato (Gołyźniak) i stanowczego basu (Robert Szydło), pianistycznych chluśnięć oraz syntezatorowych jęków wszechświata (Łukasz Damrych) – szczególnie w utworze Solaris – a także dętych esencji, przede wszystkim tych flugelhornowych, przychodzi czas na pożegnanie (Mints, Her Favorite). Parafraza muzycznego cytatu z Marsza żałobnego Chopina okazuje się wcale niedosłownym początkiem opowieści o stracie, która smakuje miętówką wyjętą z kieszeni płaszcza. Ta mięta daje światło, przebija żałobę, by w harmonii odrodzić się i móc spojrzeć ze spokojem w to okno, na którego szybie została plama od czoła.

Kosmos przemawia głosem Marianny, ale wreszcie, po kwiecistym buncie przeciw pustce – w utworze Inflorescence, zdominowanym przez linię bębnów – Gołyźniak jest niesamowicie blisko słuchacza, po tym przychodzi czas na najważniejsze wyznanie skierowane do babci. Outro albumu Marianna to podmuch tęsknoty, która głaszcze plamy na szybie – plamy wspomnień. Nie tylko ukochanej babci, lecz także Zbigniewa Namysłowskiego, który jeszcze przed śmiercią zdążył pojawić się w otwierającym płytę utworze – jak tytułowy Pan Kleks czarując słuchacza atramentowym brzmieniem swojego saksofonu.

Nie znam jesieni bez nich. Bez tych, którym pozostaje wołać do nas przez okno kosmosu. Nie znam jesieni bez kolorów, które też przecież odchodzą zbyt prędko i nieprzemyślanie. Nie znam jesieni bez muzyki, która wciąga mnie pod koc i zwija w emocjonalny kłębek. Gołyźniak ponownie zabrał mnie w swój mrok. Wy też mu na to pozwólcie.

Marta Goluch

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO