Wywiad

Elma Kais: Owidiuszowska improwizacja

Obrazek tytułowy

fot. Magdalena Rosman

ELMALICENTIA POETICA

Elma Kais jest artystką specyficzną. Albumy wydaje rzadko – trzy w ciągu dekady, rzadko jest obecna w prasie branżowej – ale jeśli już zabiera głos, ogniskuje dużą uwagę, wzbudzając entuzjazm krytyków. Światło dzienne ujrzała właśnie trzecia płyta Elmy zatytułowana Licencia Poetica. Płyta zdecydowanie inna stylistycznie niż dwie poprzednie – Hic Et Nunc i Ad Rem – oraz w zupełnie innej konstelacji personalnej. Wraz z liderką, która tu nie tylko zaśpiewała, ale również sięgnęła po lirę korbową i elektronikę, album Licencia poetica nagrali: Knox Chandler (gitara elektryczna i elektronika, nowojorczyk mający w swoim CV współpracę z Depeche Mode, R.E.M., Psychedelic Furs, Siouxsie and the Banshees, Cyndi Lauper, Grace Jones i Marsem Williamsem), Daigo Nakai (gitara basowa, Japończyk działający na polu muzyki improwizowanej, rocka, folku i elektroniki) i Klaus Kugel (perkusja i perkusjonalia, weteran europejskiej sceny jazzu i muzyki improwizowanej, mający w dorobku ponad pięćdziesiąt płyt).

Michał Dybaczewski: Pierwsze, co rzuca się w oczy, to skład, który ci towarzyszy. Skład międzynarodowy i to nie byle jaki. Jak ty to zrobiłaś, że zebrałaś taki kozacki zespół?

Elma Kais: Knox Chandler, Daigo Nakai i Klaus Kugel współpracowali ze sobą od jakiegoś czasu jako trio. Nasz format kwartetowy był w zasadzie pomysłem Klausa, perkusisty, który pokazał mi ich wspólne nagranie – i przepadłam. Zarówno prowadzenie narracji, jak i wielowarstwowa faktura brzmień, zupełnie odjazdowych, oczarowały mnie i zaczarowały. Potem dopiero doczytałam, co porabiał Knox przez ostatnie 40 lat. I tu z kolei włączył się mój wehikuł czasu – lata szczenięce, dyskoteki szkolne, subkultura depeszów, piątkowa lista Trójki nagrywana na magnetofon i te wszystkie formacje, w których Knox grywał, jako bohaterowie zbiorowej wyobraźni. Wobec powyższego wyskoczenie na scenę w takim towarzystwie już na starcie daje nieziemski zastrzyk endorfin, a każdy kolejny moment jest uciechą nie do opisania słowami. Pewnie dlatego w muzyce nie używam słów…

Jak wyglądała współpraca? Improwizacja w tej konstelacji różniła się jakoś znacząco od improwizowania ze składem polsko-fińskim, z którym nagrywałaś wcześniej?

W sensie muzycznym to jest zawsze swobodna współimprowizacja, bez zapisanych dźwięków czy motywów. A technicznie na płycie Ad Rem z Vernerim Pohjolą, Dominikiem Wanią i Maciejem Garbowskim pierwszy utwór – prolog to spontaniczna improwizacja bez założeń, natomiast kolejne miały inspiracje słowne – wyśnione krajobrazy i widziadła, które podawałam kolegom do wspólnej muzycznej interpretacji. Licentia Poetica natomiast to improwizacja w każdym aspekcie spontaniczna. Żeby to się mogło udać, musi zajść zjawisko fizyczno-chemiczne znane w slangu środowiskowym jako „zażarło”. Otóż zażarło w obu składach osobowych i dlatego się udało.

LicentiaPoetica_quartet_photo_by_ MagdalenaRosman.jpg fot. Magdalena Rosman

Trzynaście odrębnych utworów, z których każdy zatytułowany jest łacińskimi słowami Owidiusza. Jest w tym zakodowane jakieś znaczenie?

To zabawa dla spostrzegawczych. Poszczególne słowa – tytuły utworów samodzielnie nie mają znaczenia. Sens pojawia się po przeczytaniu ich wszystkich kolejno. Wyłania się wtedy fragment elegii Owidiusza Tristia. Na okładce jest podpowiedź – tekst powtórzony poziomo i przetłumaczony na „współczesną łacinę”, czyli angielski. Poprzez taki zabieg podkreślamy, że muzyka na płycie jest całością, warto słuchać jej od początku do końca, płynąc i poddając się falowaniu napięć i nastrojów opowiadanych historii.

Dlaczego sięgnęłaś po łacinę, język bądź co bądź martwy?

Nie poddawałabym w wątpliwość żywotności języków klasycznych. Wystarczy, żebyś przejrzał półki w aptece, po wyjściu na ulicę szyldy firm, które będziesz mijał, a po powrocie do domu okładki płyt z muzyką różnych gatunków – po czym zrób rachunek słów łacińskich, które zobaczysz. Łacina otacza nas na co dzień jako niezbywalny kod kulturowy i kod komunikacji, nawet jeśli nie konwersujemy po łacińsku czynnie, poza wtrąceniami, żeby błysnąć erudycją, co też jest wyrazem jakiejś tęsknoty. Poza tym dla humanisty – jakkolwiek rozumieć ten termin – języki klasyczne są i zawsze będą materią arcyciekawą i inspirującą, jako archetypowy pomost ku korzeniom. A poznając korzenie, możemy lepiej rozumieć siebie we współczesności. Dlatego jeśli chcę zostać zrozumiana ponadlokalnie, wolę sięgnąć po łacinę niż po dzisiejszą angielszczyznę. I tymże sposobem wszystkie dotychczasowe płyty sygnowane pseudonimem Elma mają łacińskie tytuły.

Nie będę tu przytaczać dosłownie Owidiusza, zachęcam do lektury całości jego dzieł, do czego dobrym wstępem może być okładka płyty Licentia Poetica. Mogę tylko zdradzić, że fragment elegii Tristia, będący mottem albumu, jest doskonałą definicją zjawiska „zażarło”, o którym wspominałam wcześniej. A to warunek i kwintesencja dobrej kolektywnej improwizacji. Zasadniczo o mechanizmach improwizacji wiemy już sporo – neuronauki ustaliły parametry psychofizjologiczne, psychologia twórczości przeanalizowała proces kognitywny. Ale, daję słowo, nikt nie opisał zjawiska tak trafnie, jak Owidiusz w swoich trzech wersach. Natomiast Howard Mandel, amerykański dziennikarz muzyczny i autor zacnych książek o historii i ludziach jazzu, zrobił nam ogromną frajdę, pochylając się nad związkami Owidiusza z naszą osobistą improwizacją i rozwijając ten wątek w eseju dołączonym do albumu. Zapraszamy do lektury.

Nowa płyta jest stylistycznie odległa od tego, co zaprezentowałaś na poprzednich albumach. Tam była liryczność, nostalgia, tu surowość, pierwotność kojarząca się chociażby z tym, co robi Sainkho Namtchylak. Gdzie tkwią źródła tej zmiany? Ma ona charakter ewolucyjny czy jest to jednorazowy eksperyment, jednorazowa odskocznia od dotychczasowej stylistyki?

Ciekawe, że tak to słyszysz i interpretujesz. W przedsięwzięciach improwizacyjnych nie kalkuluję niczego na zimno i nie planuję brzmienia czy stylistyki. To, co powstaje, jest sumą „tu i teraz” wszystkich współtworzących muzykę. A na „tu i teraz”, jak wiadomo, składa się cały życiorys plus bieżący stan psychofizyczno-emocjonalno-spirytualny plus inspiracje ad hoc od współgrających i słuchaczy. Co do elementu pierwszego – owszem, przybyło kilka lat i doświadczeń w życiorysie od ostatniej płyty, przybyło trochę nowych środków wyrazu w gardle i w dłoniach (lira korbowa i elektronika). Co do elementu drugiego i trzeciego – Licentia Poetica została nagrana na żywo podczas koncertu, a ekspresja koncertowa jest naturalnie nieco inna niż studyjna, ze względu na mnogość przetwarzanych bodźców i interakcji. Mówiąc technicznie i racjonalizując. Ale sedno, czyli kierunek, jaki ta ekspresja obierze, wraz z finalnym rezultatem, to nieuchwytna tajemnica, dostępna pewnie tylko dla Owidiusza.

ELMA_Licentia_Poetica_front_cover.jpg Co ma wspólnego improwizacja z Owidiuszem?

Opowiedz o okładce albumu, bo w tym przypadku warstwa graficzna jest chyba tak samo ważna jak muzyczna.

Okładka albumu stała się galerią prac Oli Leśnik, nastoletniej artystki w spektrum autyzmu, która nie mówi, porozumiewając się ze światem za pomocą sztuki. Rysunki Oli stały się również bazą dla animacji towarzyszącej płycie. Chętnie poprzestałabym na stwierdzeniu: prace Oli są znakomite i dlatego zaprosiłam ją do współpracy. Kropka. Jesteśmy jednak społecznie na takim etapie, w którym trzeba powiedzieć więcej, zgodnie z wolą Oli i jej rodziny. Opowiadamy zatem o spektrum autyzmu i o tym, że artystka nie posługuje się mową czynną, po to, żeby oswajać z neuroróżnorodnością jako naturalnym stanem rzeczy.

Wciąż niektórym artystom, ze względu na chorobę, niepełnosprawność czy odmienny typ rozwojowy, trudniej startować, a potem utrzymać się w środowisku profesjonalnym. Chciałabym mieć nadzieję, że to się zmieni i nie będzie potrzebne dopominanie się o szanse i prawa dla wszystkich członków neuroróżnorodnych społeczności. A tymczasem zapraszamy do oglądania niezwykłych obrazów Oli w naszym albumie i w animowanym teledysku dostępnym w sieci. Dodatkowo będziemy się starali organizować wystawy Oli przy okazji naszych koncertów.

No właśnie, czy z tym międzynarodowym składem koncerty będą możliwe?

Pracujemy nad tym. Mam nadzieję, że niebawem będziemy mogli opowiedzieć o szczegółach. Oczywiście już teraz, w imieniu kwartetu, Oli i Owidiusza, zapraszamy.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO