Wywiad

Cezary Ścibiorski: Zaskoczenie dla każdego [RadioJAZZ.FM nadaje]

Obrazek tytułowy

fot. archiwum prywatne Cezarego Ścibiorskiego

Ponad 200 audycji o wielkich nazwiskach jazzu, sięganie do korzeni i dalekich krewnych jazzu – muzyki filmowej, klasycznej i rocka, prezentacje nowości z polskiej sceny jazzowej – tak w skrócie można przedstawić muzykę w audycji Pod Prąd prowadzonej w RadioJAZZ.FM przez Cezarego Ścibiorskiego. Jakie były jej początki i co planowane jest w przyszłości?

**Dominika Naborowska:**Czarku, Co jest takiego pod prąd w twojej audycji? Skąd wziął się pomysł na nazwę i jakie odzwierciedlenie znajduje ona w muzyce, którą prezentujesz?

Cezary Ścibiorski:Pomysł na nazwę audycji musiał przyjść szybko, tak jak szybko zacząłem nadawać. Była jedna rozmowa z Jurkiem (Jerzym Szczerbakowem), który pod jej koniec powiedział, że zaczynam za kilka dni. A ponieważ chce zamieścić informację o audycji, to mam wymyślić tytuł i krótki opis. W muzyce jazzowej dla mnie centralnym punktem jest elektryczny okres Milesa Davisa, stąd myśl o prądzie pojawiła się od razu, jako skojarzenie z elektrycznością. Miałem plany, aby prezentować wszystko, co lubię, od muzyki dawnej przez rock po współczesną awangardę. Pomyślałem zatem, że to może być trochę prowokacyjne dla kogoś, kto słuchając RadioJAZZ.FM, będzie spodziewał się samego jazzu. No i stąd – Pod prąd.

Do elektrycznego Milesa zresztą regularnie powracasz – chociażby w jednej z kwietniowych audycji z tego roku (do odsłuchania w podcastach – Pod Prąd #132 – link: https://archiwum.radiojazz.fm/pod-prad/132-or-pod-prad-or-miles-davis-1969-electric-superband). Powracasz – i odkrywasz na nowo?

Tak, to dobrze powiedziane. Kiedy wracam do elektrycznego Davisa, ale też na przykład do Bacha, to czuję, jakbym znowu swobodnie oddychał. To tak, jak po pracy wracasz nareszcie do domu. Ale też zawsze zachwyca mnie, jak wiele nowych rzeczy się tam odnajduje. Za każdym razem wyłania się coś, czego wcześniej nie słyszałem, na co wcześniej nie zwróciłem uwagi. To jak niekończące się źródło. Zdumiewające. Davis miał w życiu kilka takich momentów niezrównanej mocy twórczej i elektryczny okres to jeden z nich. Być może dlatego tak mi jest bliski, bo charakteryzuje go bardzo rockowe brzmienie. A na rocku się wychowałem.

Mam wrażenie, że dziś nie jesteś tak bardzo pod prąd w naszym radiu – mamy szeroką rozpiętość gatunkową, od rapu, hip-hopu przez muzykę filmową czy nawet pop, nie zapominając o rocku oczywiście. A u ciebie wśród bohaterów ostatnich audycji pojawiają się Zawinul, Coltrane, Davis, Chick Corea, Medeski, Martin & Wood czy Pat Metheny. Powiedziałabym wręcz, że kiedy szukam wśród podcastów audycji o wielkich nazwiskach jazzu, to z pewnością je u ciebie znajdę.

Rzeczywiście – mam taki panel wielkich muzyków. Do tej listy dodałbym Johna Abercrombiego, Johna Zorna, Franka Zappę, Pawła Szymańskiego, Mary Halvorson czy Piotra Orzechowskiego. Jest to wszakże grupa żyjąca i myślę, że się będzie poszerzać, a zapewne do innych muzyków będę wracał coraz rzadziej. A jeśli chodzi o rozpiętość gatunkową, to właśnie na niej, a tym samym na nieprzewidywalności, mi zależy. Chciałbym, aby każdy, kto słucha tych audycji, był za każdym razem trochę zaskoczony.

A jaką audycję wspominasz jako taką najbardziej pod prąd według ciebie? Którą najmocniej przeżyłeś ty, a którą najmocniej twoi słuchacze?

To kilka takich audycji – mieszających style, wprowadzających muzykę klasyczną. W jednej z nich prezentowane było Święto wiosny Strawińskiego – na przemian: w wykonaniu Bad Plus oraz Los Angeles Philharmonic pod dyrekcją Esy-Pekki Salonena. W innej puszczałem muzykę wspomnianego polskiego współczesnego kompozytora Pawła Szymańskiego obok kompozycji Nika Bärtscha. Dobry oddźwięk następował po audycjach poświęconych Bachowi, a było ich kilka. Jedna szczególnie zapadła mi w pamięć, kiedy wszystkie Wariacje Goldbergowskie grali po kolei po dziesięć: Glenn Gould z 1955 roku, potem Trevor Pinnock na klawesynie i znowu Gould w jednym z ostatnich nagrań z 1980. Obrazki z wystawy Musorgskiego znowu brzmiały w wersji fortepianowej, rockowej i orkiestrowej. To właśnie są audycje najbardziej pod prąd. Ostatnio sporo komentarzy za pośrednictwem Facebooka przyszło po audycji zatytułowanej Średniowiecze (link do podcastu: https://archiwum.radiojazz.fm/pod-prad/131-pod-prad-or-sredniowiecze).

W tym roku, w okolicach jego połowy, wysłuchamy twojej 150 audycji. Czy są tematy, których byś, patrząc wstecz, nie poruszył dziś, i takie, które, patrząc wprzód, chciałbyś jeszcze poruszyć?

Audycji w istocie było znacznie więcej, blisko 240, ponieważ w styczniu minęło już osiem lat od rozpoczęcia nadawania audycji praktycznie co tydzień. Zwykle były przerwy wakacyjne i techniczne, chociaż w tym roku już takiej nie było. Czy czegoś bym nie poruszył? Chyba nie. Oczywiście przez osiem lat postrzeganie przeze mnie muzyki, w tym jazzowej, zmieniło się, pojawiło się też wielu zupełnie nowych, bardzo dobrych wykonawców, do innych zwyczajnie dopiero dojrzałem. Ale patrząc na przeszłość w kontekście takiego mnie, jakim wtedy byłem, to cały czas podchodziłem do audycji ze swoim najlepszym, w danym momencie, przekonaniem i zaangażowaniem. Oczywiście teraz prezentuję, w sensie procentowym, znacznie więcej awangardy jazzowej, a także mam większą pewność siebie w prezentowaniu muzyki – nie lubię tego określenia, ale użyjmy go w celu zdefiniowania tego, o czym rozmawiamy – poważnej. Po prostu na początku nie zawsze byłem, zwłaszcza na awangardę jazzową, gotowy, a poza tym, na podstawie odzewu od słuchaczy, wiem, że audycje z muzyką inną niż jazz są dobrze przyjmowane i będę chciał więcej takiej muzyki prezentować. Dopiero teraz czuję, że zaczynam także rozumieć bebop – więc zapewne i on będzie się pojawiał częściej.

Dlaczego nieczęsto pojawia się u ciebie muzyka polska?

Całkiem niedawno byli ponownie Paweł Szymański, Piotr Pianohooligan Orzechowski (i to już wielokrotnie), Bastarda, Aleksandra Kutrzepa Quartet, Adam Bałdych, Klara Cloud & the Vultures, Marcin Masecki, bracia Olesiowie, oczywiście też Tomasz Stańko. Wiadomo, że nie wymieniłem tutaj wszystkich. Na przykład Zbigniew Seifert był bohaterem jednej z pierwszych audycji w ogóle. Ale masz rację; rzeczywiście muzyka polskich wykonawców wypełnia do trzydziestu procent audycji… Teraz zwróciłaś mi na to uwagę. Jeśli jednak porównamy proporcje muzyki nowej, która jest puszczana w audycji, to udział procentowy tej polskiej będzie już znacznie większy. Być może sięga nawet pięćdziesięciu procent. Z drugiej strony nawet nowa polska scena jazzowa lub niejazzowa, ale stylistycznie mieszcząca się w profilu audycji, jest tylko jedną z wielu. Sporo się tutaj dzieje się chociażby w Norwegii, Danii, Francji, Belgii, Katalonii, Palestynie, Tunezji, Libanie, Wielkiej Brytanii, Austrii, Szwajcarii czy Stanach Zjednoczonych. Jest z czego wybierać.

Zapraszasz do przeróżnych gatunkowo podróży muzycznych, domyślam się, że niektóre z nich są z czasów twojej młodości, a niektóre są świeżutkimi nabytkami. Jak dużo jest w twojej audycji muzyki nowej, a jak dużo tej z poprzedniego stulecia?

Trudno mi policzyć proporcje nowej i starszej muzyki. Chociaż akurat muzyki z mojej młodości puszczam najmniej. Bardziej z dzieciństwa, ale wtedy nie słuchałem jazzu. W ogóle nie słuchałem muzyki. U nas w domu nie było takiego zwyczaju. Potem, kiedy świadomie zacząłem słuchać, to akurat była druga połowa lat osiemdziesiątych. Do dzisiaj uważam, że to był akurat najgorszy okres jazzu. A więc wtedy z konieczności słuchałem muzyki już wtedy uznawanej za historyczną, z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Dopiero szersze wypłynięcie na świat kuźni Johna Zorna od początku lat dziewięćdziesiątych ponownie ożywiło jazz. Z nowościami jest jeden, wspomniany wyżej problem – oswojenie się z nową muzyką, szczególnie taką, która naprawdę wnosi coś innowacyjnego, ma coś świeżego do zaproponowania, wymaga czasu. A czasu wymaga też praca zawodowa, rodzina, a także przygotowanie za każdym razem nowej audycji. Potrzeby bieżącego życia nie dają nam aż tyle przestrzeni, ile chcielibyśmy mieć na rozeznanie się we wszystkim. Nowa oferta repertuarowa jest niezwykle bogata, aż przytłaczająca. Gąszcz coraz to nowych nagrań sprawia, że czasem się w nich gubię.

Muzycy, których muzykę puszczałem, w jakiś sposób zwrócili na siebie moją uwagę. Potem sukcesywnie coraz bliżej zapoznaję się z ich twórczością. Kiedy czuję, że zaczynam mieć o nich wyrobione w jakimś stopniu zdanie – przygotowuję audycję, zwykle monograficzną. Potem zaczynam muzykę tego wykonawcy coraz częściej zamieszczać w audycji. Dodatkowo przygotowując nadawanie co tydzień, czasami po prostu łatwiej sięgnąć po coś z przeszłości, co się już lepiej zna. Uważam, że tej nowej muzyki jest mniej, niż bym chciał.

Wśród takich monograficznych audycji ostatnio były o Marii Schneider, Gilu Scotcie-Heronie czy John Abercrombie Triu. Masz jeszcze jakieś w najbliższych planach?

O tak! Mam już pomysły – na Makayę McCravena, braci Olesiów, znowu Zbigniewa Seiferta, Brada Mehldaua, Briana Eno czy Eddiego Kramera jako reżysera dźwięku. W planie są monografie instrumentów: klarnetu czy wiolonczeli – wiolonczela też już nie pierwszy raz.

Na co dzień jesteś lekarzem. Muzyka to twoja pasja. Jak to się zaczęło?

A no właśnie. Zaczęło się wszystko od Beatlesów, już wiele lat po ich rozpadzie. Królowało wtedy wciąż jeszcze disco i nie było czego z aktualnej muzyki słuchać. Ale już wtedy ludzie zaczęli wracać do Beatlesów. Pamiętam taki regularny cykl audycji o nich przygotowywanych przez Jerzego Janiszewskiego w Polskim Radiu. Czytał najpierw wspomnienia George’a Martina albo Johna Lennona i prezentował jedną stronę kolejnej płyty. Grzegorz Wasowski grał muzykę Emerson, Lake and Palmer, która wprowadziła mnie do muzyki poważnej, Led Zeppelin i Pink Floyd. I oczywiście były legendarne audycje Piotra Kaczkowskiego – MiniMax i wielogodzinne nocne z piątku na sobotę. To dzięki niemu dotarłem do swojej drugiej, po Beatlesach, muzycznej miłości – King Crimson. Milesa Davisa, Weather Report i Chicka Coreę poznałem dzięki audycjom Tomasza Szachowskiego. Do Bacha dotarłem sam.

Potem był ogromny sukces filmu Amadeusz i w ogóle otwarcie na muzykę klasyczną. Wtedy okazało się, że ten repertuar najlepiej grają The Academy of Ancient Music pod dyrekcją Christophera Hogwooda i The English Concert z Trevorem Pinnockiem. No i później ktoś zarekomendował mi podczas wakacji płytę Travels Pata Metheny’ego. Za tym przyszły płyty z pierwszych lat ECM. To zespoły, muzycy i prezenterzy, którzy wywarli na mnie największy wpływ na początku. Zresztą Beatlesom, King Crimson, Bachowi i Davisowi pozostałem wierny do dzisiaj. Do pozostałych tu wymienionych też chętnie wracam, chociaż rzadziej.

Pamiętasz swoją pierwszą audycję w RadioJAZZ.FM?

Doskonale. Myślałem, że z powodu tremy zemdleję. Tak mi zaschło w gardle, że osoby, które mnie znały i słuchały tej audycji, nie były pewne, czy to ja. Audycja była o powstawaniu i rozwoju muzyki modalnej Milesa Davisa. Przede wszystkim oparłem się na tym, jak o tym procesie opowiadał sam Davis w swojej autobiografii. Ponieważ nie mam, niestety, wykształcenia muzycznego, aby nie gadać głupstw i nie odtwarzać bez zrozumienia książki, obczytałem się na temat skal w Encyklopedii Muzyki PWN, ale też poszedłem do sąsiada, który wtedy był adiunktem kameralistyki na Uniwersytecie Muzycznym Chopina, aby mi to po ludzku wytłumaczył. Puszczałem po kolei Milestones, So What, Shhh/Peaceful, Spanish Key i Rated X.


Pod Prąd

Audycja: czwartek, godz. 19.00

Podcasty: https://archiwum.radiojazz.fm/pod-prad

Plan na maj:

6 maja: Eddie Kramer 13 maja: Ambient 20 maja: Makaya McCraven 27 maja: Klarnet

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO