fot. Szymon Raćkowski
Joshua Redman – Warszawa, Jassmine, 8-9 sierpnia 2025 r.
Od debiutu w 1993 roku Joshua Redman uznawany jest za jazzowego wirtuoza i jednego z najwybitniejszych przedstawicieli swojego pokolenia. Jego wczesny kwartet pozostawił po sobie albumy, które stały się punktami odniesienia: wrażenie robiły przemyślane struktury, dopracowana dramaturgia, muzyczne formy budowane z chirurgiczną precyzją. Dzisiejszy Redman stawia na świeżość i otwartość. Jego najnowszy album Words Fall Short (ukazał się nakładem Blue Note Records, 20 czerwca tego roku) to zbiór autorskich kompozycji – jedna z najbardziej „czysto jazzowych” płyt w jego dyskografii, łącząca ballady, post-bop i pełne emocjonalne spektrum. Program właśnie z tej płyty zaprezentował wraz ze swoim najnowszym kwartetem w dwa sierpniowe wieczory w warszawskim klubie Jassmine.
W zespole Joshuy Redmana znaleźli się: pianista Paul Cornish, kontrabasista Philip Norris i perkusista Nazir Ebo – wszyscy przed trzydziestką. Redman przyznał w rozmowie z The Washington Post, że formacja powstała przypadkiem, ale szybko stała się jego nowym ulubionym składem. Ta trójka wniosła do jego muzyki młodzieńczą energię, ryzyko i brak rutyny. Jeśli porówna się obecny kwartet z legendarnym składem Redman / Mehldau / McBride / Blade, różnice są wyraźne. Tam każdy był architektem brzmienia: improwizacje miały plan, narracja była rozpisana jak partytura. W nowym składzie rutyna została zastąpiona natychmiastową reakcją i ryzykiem. Cornish, Norris i Ebo reagują na siebie jak na jam session– bez planu, za to z wyczuciem chwili. Weterani dawali poczucie monumentalnej pewności, młody skład oferuje nieprzewidywalność i świeżość.

fot. Szymon Raćkowski
Redman zaprezentował się w świetnej formie: szczupły, energiczny, z tym charakterystycznym luzem w ruchach. Od niedawna biega maratony i otwarcie mówi, że trening długodystansowy stał się jego sposobem na utrzymanie kondycji w trasie. Wspomina też, że rzadko gra w tak kameralnych salach, żartuje nawet, że finansowo się to nie opłaca.
Na eleganckie wejście zabrzmiało A Message to Unsend – marynarka z poszetką, skupienie w zespole. Redman zaczął saksofonem tenorowym, w kulminacji przesterował dźwięk, by powrócić do melancholii. Napięcie narastało w So It Goes, ale rozwijane było w nieoczywisty sposób. Lider schodził w cień podczas solówek tria. W balladzie o gęstej atmosferze, Borrowed Eyes, perkusista zagrał szczotkami, Norris śpiewał kontrabasem, każdy atak struny niósł emocję. Bliskość sceny sprawiła, że słychać było nawet jego cichy śpiew w trakcie gry.
W New Joint saksofonista i pianista stoczyli coś w rodzaju muzycznej batalii, podczas gdy sekcja rytmiczna jeszczedokładała ognia. Chwilę oddechu dał spokojny utwór Amica, grany wcześniej przez saksofonistę w duecie z Bradem Mehldauem. Legal Formalities, z ragtime’owym pulsem i bluesowym groovem, stał się polem do świetnej zabawy sekcji. Gdy Norris grał solo, Redman wszedł niskimi tonami, które rzadko słyszy się z saksofonu. Potem pojawiły się wymiany fraz z perkusją.To była rytmiczna magia, kulminująca wspólnym powrotem do tematu. Na bis kwartet zagrał No Other Way autorstwa Norrisa – na pełnym luzie, z uśmiechem, bez gwiazdorzenia.

fot. Szymon Raćkowski
To było coś więcej niż promocja nowej płyty. To spotkanie pokoleń: doświadczony lider i trójka młodych muzyków, którzy grają z pasją, ryzykiem i bez kalkulacji. Redman z pełną swobodą sięgał po kompozycje swoich kolegów ze sceny, co podkreślało partnerski charakter kwartetu. Muzyka była pełna zaawansowanych harmonii, zmian metrum, nagłych kontrastów dynamiki. Words Fall Short balansuje między nostalgią a energią, smutkiem a nadzieją. W Jassmine usłyszeliśmy pełną paletę emocji – i dowód, że Redman potrafi być przewodnikiem, a jednocześnie równorzędnym partnerem dla młodszej generacji muzyków.
Szymon Raćkowski