! Wywiad

Michał Barański: Coś swojego

Obrazek tytułowy

fot. Maria Jarzyna

Płyta Masovian Mantra basisty Michała Barańskiego wydana w ramach serii Polish Jazz to połączenie brzmień fusion z mazowiecką muzyką folkową oraz wpływami indyjskiej muzyki etnicznej. Pojawiają się tu nawiązania zarówno do Weather Report, jak i polskiego zespołu Osjan. Dzieło Barańskiego jest nastawione na nowoczesność i nieortodoksyjność. Materiał został nagrany z gościnnym udziałem Kuby Więcka na saksofonie altowym, Joachima Mencla na lirze korbowej i syntezatorze oraz wokalistki ludowej Olgi Stopińskiej. Na płycie zagrali ponadto Shachar Elnatan (gitara), Michał Tokaj (klawisze), Łukasz Żyta (perkusja), Kacper Malisz (skrzypce), Jan Smoczyński (akordeon) i Bodek Janke (tabla).

masovian-mantra-b-iext118682095.jpg


Mateusz Sroczyński: Przyświeca ci idea, że muzyka jest językiem ponad wszystkimi innymi językami? Takie wrażenie można odnieść podczas słuchania płyty Masovian Mantra. Łączysz tu polskie mazurki z indyjskim folkiem.

Michał Barański: Muzyka jazzowa pozwala na takie eksperymenty. Jest to chyba jedyny rodzaj muzyki, który poprzez improwizację i fakt, że muzycy kochający improwizację jazzową pochodzą z różnych zakątków świata i potrafią się ze sobą komunikować, tworzy nową przestrzeń do odkrywania czegoś nowego. Ważne jest również to, że starałem się połączyć te różne kultury pod względem rytmicznym. Odkryłem wiele wspólnych mianowników, na przykład to, że liczba trzy jest kluczowym elementem zarówno w rytmie indyjskim, jak i polskim.

Skąd zaczerpnąłeś wsamplowane w utwór tytułowy wypowiedzi? Na okładce wymieniony został „Dziadek Tadek”…

Pewnym impulsem była płyta Grzegorza Ciechowskiego ojDADAna sygnowana przez Grzegorza z Ciechowa. Nagrywałem różnych ludzi w Kozienicach, koło Radomia – mam tam działkę – oczywiście za ich zgodą. W ich wypowiedziach usłyszałem niesamowity rytm mający swoje źródło w muzyce ludowej. To, co mówił Dziadek Tadek, brzmiało prawie jak indyjski konnakol! [śmiech]

Dziadek Tadek wypowiadający się na tych nagraniach stwierdza, że muzyka idzie do przodu, jest coraz bardziej nowoczesna i jest to nieuniknione. Chciałeś przekraczać bariery świadomie czy ta mieszanka przyszła ci naturalnie?

Chciałem wykorzystać to, co mam – czyli m.in. te lata ćwiczenia indyjskiej perkusji wokalnej, czyli konnakolu. Te matematyczno-rytmiczne koncepcje, które miałem w głowie, przenosiłem na grunt kompozytorski. Słuchałem bardzo dużo polskiej muzyki etnicznej z Mazowsza, głównie mazurków. Później to wrzucałem do programu Logic, dodawałem sample itd. Współczesna technologia daje nam wspaniałe narzędzia i absolutnie nie powinniśmy z nich rezygnować i wstydzić się ich używania, ponieważ może okazać się, że stworzymy coś nieoczekiwanego.

Skąd pomysł na połączenie akurat Indii z polską ludowością? Umieszczenie obok siebie wpływów ze wschodu i wariacji na temat ludowej pieśni Lecioły zórazie jest zabiegiem nieoczywistym i nieortodoksyjnym.

Tak, było to pewnego rodzaju ryzyko… Pomysł jest bezpośrednio związany z tym, co powiedziałem wcześniej – wykorzystanie wszystkich moich fascynacji plus badanie zależności rytmicznych. Nasze mazurki są bardzo zawiłe, niby wszystko jest na trzy – ale nierówno. Można więc od trójki przejść na pięć, siedem, dziewięć, jedenaście, trzynaście itd. Wtedy wszystko się zazębia – jest ta nierówność muzyki ludowej, ale też uporządkowana struktura nieparzystych metrów – w tym podziałów indyjskich, matematycznych.

Z czego wynika twoja słabość do tych aspektów matematycznych?

Wynika z fascynacji indyjską muzyką karnatycką. Hindusi potrafią tym podziałom nadać wymiar poetycki. Nie brzmi to jak matematyka, tylko jak piękna opowieść o rytmie życia w Indiach. Zdałem sobie sprawę, że rytm może wywierać duży wpływ na ludzi, nawet ten pozornie bardzo skomplikowany. Ćwicząc w systemie indyjskim, zdałem sobie również sprawę z tego, że czuję niesamowite efekty – i w graniu, i w rozumieniu tej bardziej rytmicznej, złożonej, intelektualnej muzyki. Nawet w graniu na cztery było lepiej!

Co cię fascynuje w ludowości?

Prostota przekazu, a jednocześnie niesamowita głębia uczuć i emocji przekazywanych poprzez muzykę. Gdy słucham muzyki ludowej z różnych zakątków świata, czuję się bliższy poznania prawdy o tym konkretnym obszarze geograficznym, z którego dana muzyka pochodzi.

oleg panov.jpg fot. Oleg Panov

Do pracy nad płytą zaprosiłeś dwoje ciekawych muzyków wywodzących się ze sceny etnicznej – Olgę Stopińską i izraelskiego gitarzystę Shachara Elnatana. Jak doszło do tej współpracy?

Z wokalistką Olgą Stopińską znam się od wielu lat, kiedyś graliśmy razem w zespole R&B Agi Zaryan. Olga od wielu lat studiuje śpiew kurpiowski, jeździ tam do miejscowych kobiet, słucha ich i uczy się. Niesamowicie śpiewa w tym duchu i łączy to ze swoim wielkim głosem. Natomiast jeżeli chodzi o Shachara, to szukałem kogoś, kto nadałby tej muzyce wymiar zbliżony do muzyki bliskowschodniej i indyjskiej. I wtedy pojawił się w najlepszym momencie, kiedy pracowałem nad płytą. Grałem z nim kilka lat temu w zespole z Dimą Gorelikiem, ale później on był w Izraelu, Nowym Jorku, Berlinie. Tuż przed pandemią spotkaliśmy się w Warszawie i okazało się, że czasowo przeniósł się do Warszawy. Grał z całym topem muzycznym Izraela, jego płytę produkował Avishai Cohen, doskonale radzi sobie z nieparzystymi metrami, czuje muzykę etniczną.

Na płycie pojawia się też Joachim Mencel, polski pianista i wirtuoz liry korbowej, który to instrument niezwykle wzbogaca wschodnie składowe tej muzyki.

Joachim jest postacią szczególną w moim życiu muzycznym, ponieważ był razem z Bradem Terrym jednym z moich pierwszych nauczycieli muzyki jazzowej i improwizowanej. Kiedy tylko usłyszałem jego poczynania na lirze korbowej, wiedziałem, że chciałbym to wykorzystać na mojej płycie. Jest to ewenement na skalę światową, gdyż nie znam tak wspaniałego pianisty jazzowego, który jednocześnie improwizuje na lirze i jeszcze czuje szeroko pojętą world music.

Kiedyś powoływałeś się na wspomnianego Avishaia Cohena, ale też Tigrana Hamasyana i Shaia Maestro. Kim się inspirowałeś najbardziej przy tworzeniu tej płyty? Słychać tu trochę np. Weather Report.

Tigran Hamasyan łączy ormiańską muzykę etniczną z zaawansowanymi rytmami. Pomyślałem, że jestem Polakiem, więc powinienem pokazać coś swojego. Bardziej niż Weather Report jako zespół interesowała mnie postać Joe Zawinula jako kompozytora i jego koncepcja łączenia różnych kultur w muzyce jazzowej w zespole The Zawinul Syndicate.

W utworze kończącym płytę saksofon Kuby Więcka przywołuje na myśl Kujaviak Goes Funky Zbigniewa Namysłowskiego, z którym miałeś okazję grać. Przypadek czy faktyczne nawiązanie?

Świadome nawiązanie do dorobku kompozytorskiego mistrza, jakim jest Zbigniew Namysłowski. Wielka inspiracja, wspaniały człowiek i muzyk, z którym współpracowałem przez wiele lat, jako członek jego kwintetu.

Jakie są twoje plany związane z promocją płyty? Planujesz już koncerty?

Mamy za sobą koncerty na Jazzie nad Odrą, Sopot Jazz Festival i w ramach cyklu Jazz w Podziemiach Kamedulskich. W grudniu premiera nowego teledysku oraz 16 grudnia występ w Polskim Radiu w cyklu Jazz.PL.

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO