fot. Sisi Cecylia
Marta Goluch – wokalistka, dziennikarka, poetka, miłośniczka poezji Osieckiej i Młynarskiego, paryskich kabaretów, absolwentka kilku wydziałów, laureatka konkursów, autorka tekstów piosenek. Powołała spółkę autorską Kabaret Młodszych Panien, z którą fimuje album Apetyt na szczerość. Opowiadając o swoim zespole, szukaniu niszy, ulotnych chwilach, francuskich poetach, dystansie do siebie i świata,opisuje wszystko to, co składa się na jej nowy projekt – intymny, pełen emocji i w całości autorski,co czyni go wyjątkowo szczerym.
Linda Jakubowska: Poezja i muzyka to twoje dwie pasje. Co było pierwsze w przypadku tego projektu? Teksty pisane specjalnie na płytę? Czy chęć wyśpiewania poezji, którą stworzyłaś wcześniej, zanim pojawił się pomysł na Apetyt na szczerość?
Marta Goluch: Jak to bywa w przypadku debiutów: różnorodnie. Zazwyczaj jednak pierwsze powstawały teksty, które przekazywałam w odpowiednie ręce. Najpierw Pawłowi Ruszkowskiemu, który otrzymał ode mnie rękopisy moich nieśmiałych wówczas prób piosenkopisarskich. Z tego spotkania naszych wrażliwości zrodził się utwór Warschau Swing otwierający płytę. Z czasem tekstów w moim notatniku zaczęło przybywać, więc przełamałam się i przesłałam te, które uważałam za dokończone, Karolinie Krzyżanowskiej. „I tak powstał ten Kabaret Młodszych Panien, co do kawy wielkie ma upodobanie…”.
Twoje muzyczne zainteresowania i inspiracje rozciągają się na wiele innych gatunków. Trzy lata temu nagrałaś EP-kę w stylu R&B i neosoulu – coś zupełnie odmiennego od Apetytu na szczerość. Dlaczego zdecydowałaś się na tak jaskrawą zmianę gatunku?
Staram się nie ulegać trendom, chociaż dziś – wtym całym tyglu stylistycznym, który nas zewsząd otacza i przytłacza – trudno się wyłamać, znaleźć swoją niszę, coś, co będzie inspiracją, a nie kalką. Kiedy tworzyłam materiał na moją undergroundową EP-kę (nie trafiła do oficjalnego obiegu), nikt nie wiedział, kim są te słynne dziś polskie raperki i inne artystki sceny alternatywnej – takiej muzyki w Polsce po prostu było niewiele. Niestety poszło to w kierunku tandety i kiczu, wulgarności i równie płytkich treści. Ja zawsze stawiam na słowo. I to się nie zmieniło. Tak naprawdę to ta EP-ka była eksperymentem, bo kabaret, piosenka aktorska, swing – tkwiły we mnie od zawsze, dlatego mój debiut to oczywiście powrót do tych muzycznych fundamentów. Niemniej chciałabym w niedalekiej przyszłości odtworzyć projekt Margo, tyle że z muzyką zaaranżowaną na żywe instrumentarium, a nie do bitów.
Czy pisząc teksty i poezje, patrzysz bardziej do wewnątrz czy na zewnątrz? Roztrząsasz swoje emocje i przeżycia czy raczej opisujesz to, co cię otacza?
Lubię poszukiwać siebie w innych ludziach. Przyglądam się swoim ofiarom, wynajduję zbieżności i wyjątkowości, a potem je spisuję. Sztuka bez emocji nie istnieje, to zaledwie – nawetjeśli genialne w wykonaniu – rzemiosło. Czasem podchodzę do tekstu z dystansem, więc na etapie finalnego przepracowania w sobie utrwalonych emocji i wspomnień. Jednak bywają chwile tak ulotne, że proszą mi się do ucha szeptem już nazajutrz, tego samego wieczora lub… w trakcie. Nie dziwię się poetom, którzy spisywali swoje dzieła na serwetkach. Stąd ten wtręt w Sacré-Cœur.
Paryż i paryska cyganeria to jedna z twoich wielu fascynacji, czemu dajesz dowód w Sacré-Cœur. Czy kusiło cię, aby przetłumaczyć swój tekst na francuski i zaśpiewać w tym języku? Zaśpiewać Baudelaire’a, Verlaine’a czy Rimbauda? Nagrać cover Édith Piaf?
Exactement! Gdy tylko skończyłam pisać Sacré-Cœur, odezwały się we mnie duchy przeszłości i wspomnienia z przeglądów piosenki francuskiej, których byłam laureatką. Kusiło mnie stworzenie tłumaczenia m.in do tego utworu i nie ukrywam, że nadal ten pomysł nie daje mi spokoju. Niemniej poezja francuska sama w sobie równie mnie porusza i pobudza, ale w swoim debiucie postawiłam na pełną autorską twórczość. Natomiast w najbliższym czasie będę miała przyjemność brać udział wokalnie i konferansjersko w projekcie Édith Piaf – Kontrasty, który będzie dla mnie szansą na wyżycie się interpretatorskie w hołdzie księżnej francuskich chansons.
Gdzie poznałaś muzyków swojego zespołu i jak przebiegała współpraca nad płytą?
Trzonem naszego zespołu nie jestem ja ani Karolina, ale Kacper Skolik, który nie tylko trzyma nas w cuglach rytmu, ale też był pierwszą osobą z naszego trójmiejskiego środowiska, która mnie zauważyła i zaprosiła do współpracy. Zaprzyjaźniliśmy się i wiedziałam już, że w „moim zespole” to on właśnie obejmie funkcję perkusisty. Nie tylko ze względu na to, że wzajemnie darzymy się sympatią i zaufaniem, lecz przede wszystkim dlatego, że zaimponował mi swoją muzyczną wrażliwością. Gdy zbliżyłyśmy się do siebie twórczo z Karo, zaproponowałam jej ponadto rolę pianistki i kierowniczki muzycznej, ponieważ urzekła mnie swoim niesamowitym wyczuciem stylu i sztuką akompaniamentu. Aż wreszcie dołączył do nas Bartek Brózda z kontrabasem pod pachą i swoim kabaretowym zacięciem, którego na początku nikt z nas się nie spodziewał. Na płytę zaprosiłam również dwóch gości: wspomnianego już gitarzystę, wokalistę i kompozytora Pawła Ruszkowskiego oraz „białego Armstronga” Sergieja Kriuczkowa. W takim towarzystwie nagraliśmy płytę, natomiast zbliżające się koncerty i spektakle będziemy prezentować w składzie Marta Goluch Quartet Cabaret z niezastąpioną sekcją rytmiczną oraz Dawidem Kamińskim przy fortepianie, który sprawia, że nasze brzmienie jest mocniej ujazzowione, co niesamowicie cenię.
Nawiązując do tytułów z twojej płyty, czy uważasz, że we współczesnym świecie jest za mało szczerości, a za dużo sztuczności? Że jesteśmy za mało czuli?
Życie większości z nas jest dziś publiczne, więc podlega kreowaniu. Kreujemy się na bardziej atrakcyjnych ludzi z pierwiastkiem boskim. Każdy z nas temu ulega i nie zamierzam tego krytykować. Ale przydałby się tej całej otoczce balans w postaci wyblakłego, zupełnie nie-sexy, pełnego narzekań i brzydkich słów „making-offa” naszego życia. Ja znalazłam na to sposób adekwatny do mojej osobowości – pisanie piosenek z dużym ładunkiem dystansu do siebie, ironii, czy wręcz sarkazmu. Ale Apetyt na szczerość to też moje melancholijne oblicze, sentymentalne, pikantne – złośliwe, czy też to zdradzone, pełne bólu i pragnące zemsty. Nasze społeczeństwo ma poważne problemy z komunikacją i choć można mi zarzucić, że kryję się za metaforami, to myślę, że ta płyta wyraża te najważniejsze kwestie bezpośrednio. Krzyczy: bądź dla mnie czuły, bo mnie stracisz! Płyty wam już co prawda nie odbiorę, ale traktujcie ją najczulej, proszę! [śmiech]
Która piosenka z płyty jest ci szczególnie bliska?
Chociaż na etapie powstawania tej ballady, miałam mieszane uczucia ze względu na jej wielowątkowość i skomplikowaną strukturę, to gdy tylko usłyszałam ją w studiu po raz pierwszy, nawet bez dogranej linii trąbki, poczułam to „coś”. Jej Duch, nazwany na jednym z naszych koncertów przez pewnego aktora danse macabre, to silnie ekspresyjna, niemal ośmiominutowa opowieść o namiętności, bólu i zemście, o obojętności i emocjonalnym szale. Przenikliwa linia trąbki przywodzi na myśl Davisowskie motywy z Windą na szafot z Jeanne Moreau, a główny motyw melodyczny wzbudzający atmosferę niepokoju w moim „la lala” w ostatnim pokazie tematu przypomina mi Kołysankę Krzysztofa Komedy z filmu Dziecko Rosemary. I do tego cisza. W tym utworze wszystkie momenty zostały doskonale wyczekane. Jak mój debiut…