! Felieton Słowo

My Favorite Things (or quite the opposite…): Koło inspiracji Strawińskiego

Obrazek tytułowy

Wielokrotnie w tej rubryce spotykały się wątki jazzowe z klasycznymi. W wielu różnych kontekstach – ostatnio za sprawą opery. Chociaż „europejska kultura wysoka” i „czarna muzyka rozrywkowa” znajdowały się na przeciwległych biegunach z powodów społecznych, estetycznych, światopoglądowych i… długo by jeszcze wymieniać, to wzajemne relacje muzyki klasycznej i jazzu pojawiły się w zasadzie zaraz po narodzinach tego drugiego.

Choć może to być zaskakujące, pionierem w tej materii okazał się… Czech. Tak, to nie żart. Mowa o Antonínie Dvořáku, który w 1892 roku pojawił się Nowym Jorku, aby wykładać w tamtejszym konserwatorium. Jako przybysz z innego świata, w dodatku wywodzący się z „prostego ludu”, Dvořák nie miał uprzedzeń klasowych ani rasowych i dosyć szybko zaprzyjaźnił się z Harrym T. Burleighem – czarnym kompozytorem i śpiewakiem. Dzięki niemu zafascynował się światem muzyki negro spiritual i uznał, że właśnie ten gatunek będzie kluczowy dla rozwoju amerykańskiej muzyki. Efektem tej fascynacji była między innymi IX Symfonia Z Nowego Świata, wykorzystująca motywy z kultury afroamerykańskiej i indiańskiej.

W artykule Prawdziwa wartość melodii murzyńskich (negro melodies) kompozytor pisał: „W murzyńskich melodiach Ameryki znajduje się wszystko, czego potrzeba, by powstała szlachetna i wspaniała szkoła kompozytorska. (…) Nie ma takich form, których nie można wypełnić materiałem zaczerpniętym z tego źródła”. Dvořák nie wziął jednak pod uwagę tego, że nie wszyscy w Ameryce legitymują się taką otwartością i tolerancją jak on. Oczywiście musimy pamiętać o dokonaniach Gershwina, ale tak naprawdę na to, aby jazzowe elementy zagościły w „wielkiej klasyce”, trzeba było zaczekać, aż w Stanach pojawią się kolejni przybysze z Europy.

Na przełomie lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku za sprawą Związku Radzieckiego i hitlerowskich Niemiec znaczna część Europy znalazła się w szponach totalitaryzmów. Jak wiadomo, miało to też bezpośrednie przełożenie na sztukę i artystów. Nagle okazało się, że – paradoksalnie – tylko Ameryka może dać twórcom wolność i przyczynić się do przetrwania europejskiej kultury. Schönberg, Strawiński, Rachmaninow, Bartók, Weil, Milhaud to tylko największe nazwiska spośród kompozytorów, którzy osiedli wtedy w Stanach Zjednoczonych. Traf chciał, że trafili właśnie na okres dynamicznie rosnącej popularności jazzu. Płyty gramofonowe i radio sprawiły, że muzyka stawała się sztuką masową. Nie mogło to pozostać bez wpływu na twórczość kompozytorów. Strawiński, Milhaud, a nawet Ravel, który co prawda nie przeniósł się do Ameryki, ale był tam przez kilka miesięcy u schyłku lat dwudziestych, dostrzegli w jazzie nową jakość, świeżą energię, i uznali, że może ona wzbogacić także ich twórczość.

stravinsky_jazz.jpg

Kompozytorem, w którego przypadku jazzowe inspiracje były chyba najsilniej widoczne, był Igor Strawiński. W czarnej amerykańskiej muzyce fascynowały go silna ekspresja i wolność – eksponowane przede wszystkim w improwizacji. Za pośrednictwem płyt i radia Strawiński słuchał jazzu jeszcze w Europie, a po przyjedzie do Stanów stał się bywalcem między innymi Savoy Ballroom w Harlemie. Nowe muzyczne fascynacje podpowiadały mu niespotykane dotąd w muzyce klasycznej rozwiązania rytmiczne oraz instrumentacyjne.

Formą, którą kompozytor szczególnie sobie upodobał, był ragtime. Świadczą o tym tytuły aż trzech jego utworów z przełomu pierwszej i drugiej dekady XX wieku: Ragtime z Historii żołnierza, Piano-Rag Music oraz Ragtime na 11 Instrumentów. Do grupy utworów znajdujących się pod silnym wpływem jazzowych inspiracji należą też późniejsze Preludium na jazz band, Scherzo à la russe i Ebony Concerto. Strawinski napisał też Tango, które do swojego repertuaru włączył Benny Goodman.

Światy symfonicznej klasyki i jazzowych improwizacji pozostawały jednak nadal dosyć oddalone od siebie. Elementy zapożyczone z jazzu stały się ciekawymi ozdobnikami, urozmaiceniem twórczości klasycznych kompozytorów. Trudno jednak powiedzieć, aby została w tych dokonaniach uchwycona istota jazzu. Inspiracje rytmiczne, wykorzystanie tak zwanych blue notes, większa rola instrumentów dętych czy glissanda to jednak zbyt mało, aby mówić o „równoprawnym” spotkaniu klasyki z jazzem.

Zdecydowanie bardziej o takim mariażu możemy mówić w przypadku powstałego u schyłku lat pięćdziesiątych XX wieku kierunku zwanego trzecim nurtem. To już jednak temat na zupełnie inny materiał, choć jest coś, o czym warto wspomnieć w tym miejscu. W trzecim nurcie jazz czerpał sporo z klasyki. Zajmujący się nim jazzmani zaś szczególnie chętnie wśród swoich inspiracji wymieniali… Strawińskiego.

Autor: Piotr Rytowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO