! News

Jazz na OFF Festivalu

Obrazek tytułowy

The Comet Is Coming, fot. Fabrice Bourgelle

W dniach od 2 do 4 sierpnia odbędzie się już czternasta edycja kultowego OFF Festivalu, przyciągającego co roku rzeszę fanów szeroko pojętej muzyki alternatywnej. Festiwal znany jest ze swojej eklektyczności i różnorodności gatunkowej. W tegorocznym lineupie nie zabraknie jazzowych akcentów, zarówno zagranicznych jak i polskich. Poniżej przybliżamy wam niektórych z nich:

The Comet Is Coming

„Nadciąga Kometa, niesie kres życia w znanej nam formie, obwieszcza świt nowej ery. Dzięki nieuniknionemu fizycznemu zniszczeniu naszej planety powstanie przestrzeń, gdzie wszystkie pozostałości politycznej, społecznej i ekonomicznej hierarchii zostaną wymazane i przekroczone” – czytamy w oświadczeniu przygotowanym przez zespół. Brzmi znajomo? Muzyka też pozostaje pod przemożnym wpływem Sun Ra, do czego stojący na czele The Comet Is Coming saksofonista Shabaka Hutchings (również lider Sons of Kemet oraz Shabaka and the Ancestors) z dumą się przyznaje. Sam zresztą współpracował z Sun Ra Arkestra, ale wymyślił dla kosmicznego jazzu nowy napęd i – przy pomocy kolegów electro-funkowego duetu Soccer96 – wysyła go w jeszcze bardziej odległą galaktykę.

Trio Jazzowe Marcina Maseckiego

Marcin Masecki wielokrotnie gościł już na OFF Festivalu – z Paristetris, Profesjonalizmem, Warszawską Orkiestrą Rozrywkową, u boku Jacka Sienkiewicza... - więc nie musimy was kusić przymiotnikami w rodzaju „fenomenalny” czy „wszechstronny”, bo wszyscy to wiedzą. Nie ma drugiego takiego pianisty, nie tylko w Polsce. Tym razem pojawi się w roli lidera jazzowego trio, w skład którego wchodzą również kontrabasista Piotr Domagalski i perkusista Jerzy Rogiewicz. To o tyle ciekawe, że przed jazzem Masecki długo umykał w awangardę – ale już jest gotów stawić czoła tej wielkiej tradycji. W programie koncertu m.in. utwory z „Zimnej wojny” Pawła Pawlikowskiego.

Durand Jones & The Indications

Czy Marvin Gaye albo na przykład Gil Scott Heron mają dziś godnych następców? Ciężka sprawa, poprzeczka wysoko... Ale warto zwrócić uwagę na śpiewającego sercem Duranda Jonesa, który zaczynał od gospel w Luizjanie, by na uniwersytecie w Indianie zebrać superczujnie grający zespół Indications. Dzięki debiutanckiej płycie zostali okrzyknięci największą nadzieją amerykańskiego soulu, nowy album – szykowany na marzec „American Love Call” – tylko potwierdzi ich pozycję. „Move and groove” – takie jest życiowe motto Jonesa i wszystko wskazuje na to, że jest na dobrej drodze.

EABS feat. Tenderlonious

Do Electro Acoustic Beat Sessions przyznają się zarówno jazzmani, jak i raperzy – nic dziwnego, każdy chciałby mieć tyle dobra po swojej stronie. Dowodzona przez Marka Pędziwiatra wrocławska ekipa lawiruje pomiędzy gatunkami, najwyższej jakości kulturę muzyczną łącząc ze skłonnością do szukania artystycznego guza. Ich wydany w 2017 album „Repetitions (Letters To Krzysztof Komeda)” to jedna z najlepszych prób zmierzenia się z dziedzictwem wybitnego polskiego jazzmana (wyróżniona m.in. pierwszą Nagrodą GaMa i nominacją do Fryderyka). Ich nowy materiał – „Slavic Spirits” – to sięganie znacznie głębiej do naszego wspólnego dziedzictwa, próba uchwycenia ducha Słowian w niesłowiańskiej przecież muzyce. Pomoże im w tym znakomity londyński multiinstrumentalista Tenderlonious, który pojawi się na scenie uzbrojony we flet i saksofon sopranowy.

Hania Rani

Pianistka, kompozytorka, aranżerka i wokalistka Hanna Raniszewska nie czekała aż ślepy los da jej szansę, ale ciężko na nią pracowała. Niestraszne jej żadne wyzwanie, nieobca żadna muzyczna estetyka. Opracowywała na nowo dawne pieśni Henry’ego Purcella i Johna Dowlanda, grała utwory Grzegorza Ciechowskiego (w duecie z Dobrawą Chocher), komponuje dla teatru, współpracuje z Misią Furtak, współtworzy duet Tęskno (z Joanną Longić), którego album „Mi” zachwycił nas w ubiegłym roku. Tym razem jednak przyszedł czas na Hani projekt solowy, udokumentowany znakomitym albumem „Esja”, który powstał trochę w Warszawie, trochę w Reykjaviku (w studiu Bergura Þórissona, współpracownika Björk i Ólafura Arnaldsa) i tak pięknie brzmi – jak Islandia i jak Polska zarazem.

P.Unity

Do Fryderyków nominowani byli w kategorii Blues, pewnie dlatego, że trudno powiedzieć, co właściwie gra ten warszawski zespół. Na pewno jest to funk, ale też soul, jazz i rap, a wszystko unurzane w kwaśnym, psychodelicznym sosie. Słychać w tym ducha i Parliament/Funkadelic, i tych poszukiwań Prince’a, które rzadko gościły na listach przebojów. Jeśli podoba wam się debiutancki album P.Unity, czyli „Pulp”, albo ich współpraca z Michałem Urbaniakiem, to wiedzcie, że to tylko uwertura do tego, co będzie się działo na koncercie…

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO