fot. Dominika Scheibinger
Next Fest Music Showcase & Conference – Poznań; Centrum Kultury Zamek (i 15 pomniejszych lokalizacji), 18-20 kwietnia 2024 r.
Kiedy na poznańskich ulicach pojawia się uśmiechnięta zielona emotikona, wiadomo, że nadchodzi największe w mieście święto muzyki. Charakterystyczny wizerunek Next Fest zdążył już zagościć w świadomości poznaniaków, choć to dopiero druga odsłona imprezy. Trudno się jednak dziwić, kiedy rozmach organizatorów jestcoraz większy. Tym razem podczas trzech dni w 16 lokalizacjach odbyły się 132 koncerty, 15 paneli, 10 wydarzeń towarzyszących, 17 imprez afterparty oraz dwa warsztaty.
Odkrywanie na nowo tego, co znane
W ubiegłorocznej relacji wspominałem, że charakter festiwalu (duża liczbastosunkowo krótkich koncertów) wymaga od publiczności ustalenia własnej konfiguracji programowej. Tak się złożyło, że moją selekcję otworzył i zamknął koncert headlinerów. Nadanie takiego statusu artystom, o których zaraz wspomnę, obok liderów radiowych list przebojów świadczy o bardzo różnorodnym charakterze zaproszonych gości.
Na pierwszy ogień wziąłem koncert grupy Łona / Konieczny / Krupa i „ogień” zdecydowanie najlepiej określa to, co działo się w Centrum Kultury Zamek. Od momentu pojawienia się artystów salę wypełniła doskonała energia, której nie hamował nawet wszechobecny ścisk. Trio zaprezentowało repertuar z albumu Taxi, którego potencjał uwalnia się podczas występów na żywo. Decyzja o dołączeniu do hip-hopowego klasyka, jakim bez wątpienia jest Łona, improwizującego duetu Kacpra Krupy (saksofon tenorowy i barytonowy, flet, syntezatory) i Andrzeja Koniecznego (perkusja, syntezatory) zmieniło całkowicie charakter rapowego schematu. Cała trójka odnajduje w tym sporo radości, zapewniając publiczności znakomitą zabawę.
fot. Maciej Chomik
Drugim zespołem był zaś legendarny kolektyw Kury. Oryginalny skład, niezmiennie dowodzony przez Tymona Tymańskiego (gitara, bas, wokal, saksofon), odtworzyli: Olaf Deriglasoff (wokal, gitara basowa), Piotr Pawlak (gitara) i Jerzy Mazzoll (klarnety), do których dołączyli Szymon Burnos (instrumenty klawiszowe, wokal) i Jacek Prościński (perkusja). Połączenie doświadczonych muzyków z kreatywnymi reprezentantami młodszego pokolenia odświeżyło znany materiał, a wokal Jesiennej deprechy w wykonaniu pianisty zebrał największy aplauz. Choć niemożliwe jest już przywołanie klimatu końca lat 90., to wspomnienie tamtych szlagierów w wykonaniu tak eklektycznego składu zawsze będzie prawdziwym rarytasem.
fot. Maciej Chomik
Jazzowy kalejdoskop
Tegoroczną przystanią dla fanów jazzu był poznański Blue Note, gromadzący w swoich progach bardzo różnorodny zestaw wykonawców. Klub nawiązał przy tym ciekawą kooperację z Uniwersytetem Artystycznym, którego studenci przygotowywali wizualizacje do odbywających się tu koncertów.
Niezwykle cieszył powrót na scenę Kari Sál (wokal, gitara akustyczna). Wokalistka w towarzystwie znakomitego zespołu: Adam Bałdych (skrzypce), Mateusz Kaszuba (fortepian), Jakub Mizeracki (gitara elektryczna), Roman Chraniuk (kontrabas) oraz Dawid Fortuna (perkusja), promuje wydany po siedmiu latach album Butterfly. Muzycy kreowali ciepłą aurę, subtelnie łącząc różne wpływy – od folkloru po improwizowany jazz – i eksponując poetyckie teksty liderki.
fot. Dominika Scheibinger
Zgoła inną energię miały dwa następujące po sobie sobotnie koncerty. Po znakomitym ubiegłorocznym występie formacji USO 9001 Miłosz Pieczonka (saksofon altowy) i Jan Pieniążek (perkusja), powrócili do Poznania z najnowszą formacją Kosmonauci, której skład uzupełniają: Tymon Kosma (wibrafon) oraz Bartłomiej Lucjan (gitara basowa). Ich debiutancki album Sorry, nie tu tak mocno zwrócił na siebie uwagę, że momentalnie wyprzedał się nakład wydanych płyt. Rozszerzenie instrumentarium o wibrafon zaprowadziło zespół na nowe tereny, które znalazły rzeszę entuzjastów pod sceną. Mając jednak w pamięci surową energię zeszłorocznego koncertu, ich brzmienie zdawało się teraz nieco przytłumione. Nie jest to uwaga do muzyków czy obsługi klubu; tak po prostu bywa, że świetne warunki akustyczne potrafią niekiedy powściągać drapieżność gry.
fot. Beata Czarkowska
Pierwszy raz Kingę Głyk (gitara basowa) słyszałem osiem lat temu, właśnie na scenie Blue Note. Basistka miała wówczas 19 lat i choć uchodziła już za wielki talent, to nikt nie przypuszczał, że jej kariera nabierze takiego tempa. Na opisywanym koncercie Głyk zaprezentowała materiał z piątego autorskiego albumu, Real Life, oraz interpretację Low Blow Victora Baileya. W funkowych eksploracjach wspomagali ją Stefan Szos (saksofon, EWI), Paweł Tomaszewski (instrumenty klawiszowe), Michał Jakubczak (instrumenty klawiszowe) oraz Mck Nasty (perkusja).
fot. Dominika Scheibinger
Prawdziwym odkryciem mojej nextfestowej przygody był odbywający się nieco na uboczu festiwalowych ścieżek koncert zespołu Ciśnienie. To zresztą kolejna niespodzianka tej edycji, że włączono do niej zasłużony dla muzyki improwizowanej klub SARP. Niewielką scenę wypełniły gęste i ciężkie dźwięki dialogu potężnego saksofonu z przetworzonymi skrzypcami. Zespół w składzie: Maciej Klich (skrzypce elektryczne), Kacper Kowalczuk (perkusja), Łukasz Kozera (instrumenty klawiszowe), Monia Muc (saksofon barytonowy) oraz Michał Paduch (gitara basowa) dostarczył ogrom intensywnych doznań, wymykających się gatunkowej klasyfikacji.
Rok temu przepływ festiwalowiczów pomiędzy lokalizacjami hamowały wszechobecne remonty, w tym zaś kapryśna pogoda, a mimo to obie edycje okazały się frekwencyjnym sukcesem. Aż trudno pomyśleć, jak uczestnicy opanują Poznań, kiedy nie będzie im dane mierzyć się z podobnymi przeciwnościami… Jestem jednak przekonany, że miasto bardzo potrzebuje tak intensywniemuzycznychdni, by uatrakcyjnić nadszarpnięty koncertowy kalendarz. Trzeba trzymać kciuki, by ambicje dodarcia do szerokiej (w tym oczywiście też jazzowej) widowni zawsze kierowały poczynaniami organizatorów tej imprezy.
Jakub Krukowski