Relacja

Inna twarz Johna Zorna

Obrazek tytułowy

fot. Rafał Wyrwich

Maraton muzyczny Johna Zorna w ramach Biennale Industrii – Katowice, Muzeum Śląskie, 28 września 2019 r.

W Polsce boom na muzykę Johna Zorna najmocniej dał się zauważyć na przełomie stuleci, jednak pomimo upływu lat postać nowojorskiego, niepokornego artysty wciąż intryguje, a on sam nadal poszukuje – zdawać by się mogło – w całym dostępnym dorobku ludzkiej kultury. Nadal pozostaje też bezkompromisowy, czego dobitnym dowodem podczas katowickiego koncertu był absolutny zakaz wnoszenia jakichkolwiek urządzeń rejestrujących dźwięk i obraz (dlatego nie ilustrujemy tej relacji zdjęciami z wydarzeń – przyp. red.). Jakby Zorn chciał powiedzieć: „To dzieje się tu i teraz – ile usłyszysz, zobaczysz i zapamiętasz zależy od Ciebie, nie pozwolę, by cokolwiek rozpraszało wykonawców, mnie, ciebie i pozostałe osoby, które przyszły na koncert. Teraz liczy się tylko muzyka”.

Stwierdzenie, że czekałem na ten koncert całe życie byłoby może przesadą, ale tylko niewielką i na dodatek uprawnioną. To właśnie zetknięcie z twórczością Johna Zorna sprawiło, że zainteresowałem się jazzem i muzyką improwizowaną, a okoliczności sprawiły, że do tej pory nigdy nie miałem okazji usłyszeć nowojorskiego artysty na żywo. Końcem września nadarzyła się sposobność, by zmienić ten stan rzeczy i to od razu w wersji maksimum – Muzeum Śląskie już kilka miesięcy temu ogłosiło, że głównym punktem pierwszego Biennale Industrii będzie maraton twórczości Zorna.

1_fot_Rafał Wyrwich.jpg fot. Rafał Wyrwich

Intymne spotkanie

Pierwsze spojrzenie na plakaty i rozpiskę wydarzenia rzeczywiście sprawiały wrażenie wyzwania z cyklu „tylko dla najtwardszych”. Ponad osiem godzin koncertów, blisko dwudziestu muzyków i przekrój przez różne okresy i aspekty sztuki muzycznej Amerykanina. Kto choć trochę orientuje się w jego dorobku, ten wie, że mogło to oznaczać właściwie wszystko, ponieważ kompozytor i saksofonista ma na swoim koncie nieprzebraną liczbę płyt, projektów i utworów, a jego fascynacje rozciągają się na tak rozległe terytoria, że właściwie trudno w pojedynkę się w nich zorientować.

Na miejscu szybko okazało się, że to co mogło wydawać się morderczą próbą zmierzenia się z nieprzebranym morzem dźwięków wykreowanych przez artystę totalnego, w rzeczywistości będzie miało kształt wyciszonego, złożonego z wielu mniejszych elementów, intymnego spotkania. Intymności sprzyjały zarówno wnętrze muzeum – sceneria z definicji poświęcona sztuce – oraz stosunkowo niewielka liczba publiczności (sporo poniżej stu osób, więcej po prostu się nie zmieściło, a bilety na wydarzenie zniknęły bardzo szybko).

Podczas całego maratonu najliczniejszym, występującym jednorazowo składem był kwintet, a z kolei w programie zupełnie zabrakło ekstremalnych doznań z katalogu dokonań Zorna, czyli muzyki spod znaku Painkiller czy Naked City. Muzyka eksperymentalna pojawiła się w szczątkowych ilościach, głównie za sprawą pochodzącej z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych kompozycji Hockey, był to też jedyny moment wydarzenia, kiedy John Zorn zaprezentował się jako wykonawca – w triu z perkusjonalistką Sae Hashimoto i wiolonczelistą Mikem Nicolasem. Niestety, w tym przypadku okazało się, że awangardowe koncepcje sprzed kilku dekad potrafią niezbyt ładnie się zestarzeć i dziś powinny chyba być traktowane głównie jako ciekawostka.

Co ciekawe, jazz o nowojorskim sznycie również został ledwie zasygnalizowany, a to za sprawą jednego z pierwszych występów tego dnia. Zespół w składzie: Brian Marsella – fortepian, Trevor Dunn – kontrabas i Kenny Wollesen – perkusja, zaprezentowali muzykę utrzymującą więź z tradycją sceny Downtown, było więc szybko, gęsto, z nagłymi zwrotami akcji i nielicznymi, stonowanymi momentami. Muzycy zagrali fragmenty z tegorocznego albumu The Hierophant, będącego przekładem na język muzyki tajemniczego świata tarota dokonanym przez Zorna. Koncert był emanacją najlepiej rozpoznawalnych elementów stylu kompozytorskiego nowojorczyka, a dzięki mistrzowskiemu wykonaniu, jednym z najlepszych fragmentów dnia.

Walka ogromnych, czarnych ptaków

W trakcie całego maratonu dominowała współczesna kameralistyka i muzyka nowa, a sam Zorn obsadził się przede wszystkim w rolach kreatora i kuratora całego przedsięwzięcia. Szybko ujawniła się też pewna przewrotność artysty. Z nowojorczykiem w Katowicach pojawiło się niemal dwudziestu muzyków, poza wymienionymi wcześniej byli wśród nich jeszcze między innymi: Ches Smith i Erik Friedlander. Rychło okazało się też, że najbardziej rozpoznawalne nazwiska wcale nie muszą grać w tym przedsięwzięciu przysłowiowych „pierwszych skrzypiec”.

Szczególnie dużo miejsca Zorn poświęcił utworom napisanym na instrumenty smyczkowe. W przestrzeni Muzeum Śląskiego, pośród zbiorów malarstwa, zabrzmiały między innymi: Ouroboros (duet wiolonczelowy z albumu Hen To Pan z roku 2015), utwór na wiolonczelę solo As Above So Below oraz wykonany w trio (na dwie wiolonczele i skrzypce) Freud z ubiegłorocznego albumu There Is No More Firmament. Uwagę przyciągał zwłaszcza fenomenalny wiolonczelista Mike Nicolas, którego biegłość instrumentalna wprawiała w osłupienie. Bez różnicy czy grał solo, w duecie z Jayem Campbellem lub Erikiem Friedlanderem czy w jakiejkolwiek innej konfiguracji – przez cały czas Nicolas zachwycał techniką, swobodą i polotem.

Ogromne wrażenie zrobiło na mnie wykorzystanie niestandardowych sposobów gry – na przykład fragment, gdy każdy z dwóch wiolonczelistów używał dwóch smyczków, które posłużyły nie tylko do wydobycia dźwięków z instrumentów, ale także odegrały rolę skrzydeł przecinających ze świstem powietrze. Jako że muzycy usadowieni byli twarzami do siebie, występ nabrał na moment cech parateatralnych, przypominając walkę ogromnych, czarnych ptaków. Wszystko odbywało się oczywiście pod okiem Zorna, który przez cały czas stał lub siedział z boku, obserwując, niczym demiurg, swoje dzieło.

Zadziwiające częstotliwości

Przepięknym występem popisał się gitarowy duet Julian Lage i Gyan Riley (syn jednego z najbardziej znaczących twórców amerykańskiego minimalizmu Terry’ego Rileya). Muzycy w porywający sposób wykonali fragmenty albumu Midsummer Moons i kilka wybranych miniatur, spośród trzystu napisanych przez Zorna na potrzeby cyklu Bagatelles. Obaj gitarzyści z zachwycającą lekkością i precyzją, ale i wyraźną radością z grania, zaprezentowali się publiczności zebranej w Muzeum Śląskim.

Kolejnym wartym wspomnienia fragmentem maratonu był koncert żeńskiej grupy wokalnej, który miał miejsce w scenerii galerii sztuki sakralnej. Wśród rzeźb i innych dzieł sztuki, odwołujących się do tematyki duchowej, Rachel Calloway, Kirsten Sollek, Sarah Brailey, Eliza Bagg i Elizabeth Bates wspięły się na wyżyny sztuki wykonawczej, prezentując między innymi fragment cyklu Book Of Angels zatytułowany Amaliel (co ciekawe, nie znalazłem płyty o tym tytule). Piękne, poruszające głosy osiągające zadziwiające częstotliwości przy zachowaniu melodyjności i płynności wykonawczej poruszyły publiczność do głębi, a i sam kompozytor sprawiał wrażenie wielce zadowolonego z tego występu.

Niedosyt pozostawił we mnie natomiast koncert tria w składzie: Sae Hashimoto – wibrafon, Trevor Dunn – kontrabas i Ches Smith – perkusja. Zespół wykonał tylko jedna kompozycję, noszącą tytuł Naked Lunch i pochodzącą z albumu The Interpretation Of Dreams z roku 2017. Szkoda, że ich występ trwał zaledwie nieco ponad dziesięć minut, bo z cała pewnością muzycy mają znacznie więcej do zaoferowania niż byli w stanie zaprezentować.

W Katowicach spotkałem się z nieco inną twarzą Johna Zorna niż ta, od której zacząłem przygodę z jego muzyką, to co usłyszałem również odbiegało od tego czego się spodziewałem. Zornowski maraton pozostawił we mnie mieszaninę bardzo pozytywnych wrażeń i sporo niedosytu. Ale nie można przecież mieć wszystkiego. Zwłaszcza w przypadku tego artysty, który dał wyraźnie dał do zrozumienia, że jeżeli ktoś ma chęć słuchać jego muzyki na żywo – to na jego warunkach, bez żadnych kompromisów.


Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 10/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO